Blog Marty i Karoliny: "Po zdrowie" i świetną sylwetkę

Inne
Blog Marty i Karoliny: "Po zdrowie" i świetną sylwetkę
fot.Materiały własne

Wszystkim zapewne wydaje się, że kobieta, która od dwudziestu lat pracuje „w sporcie”, jest tak obyta w tym temacie, że sama na poziomie olimpijskim uprawia prawie wszystkie dyscypliny. Niestety, muszę tę informację sprostować. Kocham sport, nic tak nie uwalnia moich endorfin, jak patrzenie godzinami na to, co „wyrabiają” na boisku nasi kochani siatkarze albo chłopaki „od ręcznej”.

Zdzieram gardło, udając, że nie widzę, kiedy mój kortyzol szybuje niczym skoczkowie na którejkolwiek z krokwi, i nie reaguję, kiedy testosteron kipi we mnie, bo właśnie na boisko weszli Lewandowski, Błaszczykowski i Pazdan.

 

Oj tak, kocham sport. Za emocje, nieprzewidywalność, uczciwość, kaprysy i przekraczanie granic. Nigdy nie rzuciłabym go dla innej dyscypliny, choć przyznam, że show-biznes mruczy do mnie od jakiegoś czasu i łasi się do nogi. A ja pozwalam na to, bo jako człowiek od sportu wiem, jak ważne jest wyciskanie z siebie jak najwięcej i łączenie różnych dyscyplin, by osiągnąć święty spokój. Ale czy sama lubię wylewać z siebie siódme poty w siłowni, to już inna historia. Bardzo krótka. Nie lubię, nie potrafię, nie chcę. Jeździć na rowerze, proszę bardzo, ścigać się z koleżanką na rolkach, jak najbardziej, zimą pojechać na narty i tam dać z siebie 100 procent, po stokroć tak. Ale siłownia… nie wiem? Po co mi to? Tak myślałam do momentu „Tańca z gwiazdami”. Po nim zmieniłam zdanie. Ale raczej myślenie niż złe nawyki. Po kilkumiesięcznych morderczych treningach do tego show zrozumiałam, dlatego trzeba wykonywać ćwiczenia siłowe i przeplatać je dobrym kardio.

 

 

 

I nie tylko dlatego, że jest to "supersposób" na zrzucenie kilku kilogramów, ale dlatego że nagle człowiekowi wydaje się, że jest goliatem. W szpilkach wbiegasz bez zadyszki na czwarte piętro! Nie masz zakwasów, choć powinnaś, bo pół nocy tańczyłaś do przebojów Prince’a. Twój brzuch jest jakby nie twój, taki silny i napięty. Plecy nie bolą, pelikany odfrunęły, a nogi jak u sarenki, wysmuklone i powabne. Pięknie. Tylko dlaczego musi to kosztować tyle wysiłku. Po „Tańcu...” obiecałam sobie, że jeszcze do siłowni wrócę. Minęły cztery lata, a ja nic. Do teraz!

 

Bo kiedy zdecydowałam się na spektakularną metamorfozę, wiedziałam, że sama marchewka nie wystarczy i muszę umówić się z moim trenerem personalnym… niestety nie na randkę. Ale spokojnie, zanim do niego zadzwoniłam, minęły kolejne miesiące. W trakcie postu o ćwiczeniach nie było mowy, sama zresztą wiesz, że w tym czasie organizm walczy z toksynami i naprawdę nie ma siły na podniesienie nogi w celach treningowych, bo przecież i tak ledwie wkłada buty. Ale po poście wymówki szybko się skończyły, dlatego dla odmiany energię, która we mnie buzowała, postanowiłam skierować w dobrym kierunku i… poszło. Teraz chodzę do siłowni dwa, trzy razy w tygodniu, a trener ułożył dla mnie nieskomplikowany zestaw ćwiczeń, który nie nudzi mnie i – przyznam – nawet mi się podoba. Kilka ćwiczeń siłowych, które rozpoczynam i kończę wysiłkiem kardio. Czas: około godziny. I endorfiny naprawdę działają. Spróbuj sama!

 



Teraz sport nabrał dla mnie jeszcze innych barw. Przyznaję - wkręciłam się do reszty. Obie się wkręciłyśmy. Razem z Martą w naszym programie „Po zdrowie” dajemy się zarazić  wciąż nowymi dyscyplinami. I wiecie co? Jak tak dalej pójdzie to nawet bieganie polubię i kto wie…. co będzie dalej.

 

Premiera 2 odcinka "Po zdrowie z Martą i Karoliną" już w najbliższy wtorek na Polsatsport.pl.

Karolina Szostak, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie