Jacek Góralski: Nie mieliśmy prawa walczyć o tytuł!

Piłka nożna
Jacek Góralski: Nie mieliśmy prawa walczyć o tytuł!
fot. CyfraSport

Pomocnik Jagiellonii, Jacek Góralski przyznaje: „Już zimą trener Michał Probierz – na obozie w Słowenii – powiedział nam, że walczymy o tytuł. Jednocześnie zaznaczył – tylko nie wychodzimy z tym do mediów”. Dodaje: „A ekipa w Białymstoku zebrała się doświadczona, ale doświadczona walką przed spadkiem albo z niższych klas rozgrywkowych”.

Roman Kołtoń: Po meczu Legia – Lech trener „Kolejorza” Nenad Bjelica zachwycił się Vadisem Odjidja-Ofoe. Tłumaczył porażkę swojego zespołu umiejętnościami Belga i wskazywał, że jest nie do zatrzymania... Przecenił Odjidja-Ofoe, czy nie docenił, że w Ekstraklasie jest ktoś taki, jak Jacek Góralski...

Jacek Góralski: Hm, nie ma co udawać - znałem słowa trenera Bjelicy i... zmotywowały mnie. Pomyślałem, że zatrzymamy Odjidja-Ofoe...

Zatrzymamy? Chyba zatrzymam?

Cała drużyna starała się przeszkadzać skutecznie. I udało się...

Cała drużyna? Stoczyłeś z Belgiem z kilkanaście pojedynków!

Może i kilkanaście, ale to dlatego, że ciągle znajdował się w sektorach boiska, w których i ja się poruszałem (ze śmiechem)...

0:0 z Legią przyszło po porażce w Gdańsku – 0:4...

To był dziwny mecz. Zaczęliśmy dobrze, mieliśmy sytuacje, a tu dwa karne – jeden jeszcze można zrozumieć, ale drugi był naprawdę mocno kontrowersyjny – że powiem o tym delikatnie. Po drugiej straconej bramce z karnego, nasza gra siadła. Zaraz po przerwie Lechia objęła prowadzenie 3:0...
 
Porażka z Lechią była jedyną od przegranej z Wisłą w 23. kolejce – w końcu lutego...

Bo my naprawdę graliśmy niesamowity sezon, w którym mogliśmy sięgnąć po tytuł...

Możliwy raz na sto lat w Białymstoku?

Może nawet raz na sto lat... Dlatego po ostatnim w sezonie gwizdku arbitra radość mieszała się ze smutkiem...

Ba, do tego ostatniego gwizdka mogliście być mistrzem. Spotkanie w Warszawie się zakończyło dużo wcześniej – tam był remis i chwile trwogi, czy Jaga nie strzeli zwycięskiego gola z Lechem...

Wystarczy spojrzeć na składy Legii i Jagiellonii, aby zdać sobie sprawę, jaka historia się pisała... Legia to zawodnicy z całego świata – światowcy! Również reprezentanci Polski – część z nich sprowadzona za wielkie, jak na naszą ligę, pieniądze. Zarabiający ogromne kwoty. Taki Odjidja-Ofoe zarabia tyle, co nasza podstawowa jedenastka razem wzięta – albo i więcej... U nas spotkała się ekipa, która może miała duże doświadczenie, ale w walce przed spadkiem albo z rywalizacji w niższych klasach rozgrywkowych. Zacznę jednak od bramki, od 37-letniego Mariana Kelemena, który sam z siebie się śmiał, że w tym wieku może sięgnąć po tytuł. Nota bene Marian jest stary, ale... jary! Jary jak mało kto! Zagrał 36 meczów w lidze, z czego kilkanaście na zero! Na prawej obronie Łukasz Burliga – ograny z Wiśle, ale przyszedł za jakieś symboliczne pieniądze. Podobnie jak symboliczną kwotę kosztował Chorwat Ivan Runje. Nie inaczej było z Brazylijczykiem Gutim. A Runje i Guti wyrośli w szeregach Jagiellonii na czołowych defensorów w Ekstraklasie. Nasz lewy obrońca, Piotrek Tomasik wcześniej to walczył o utrzymanie w Podbeskidziu. Przemysława Frankowskiego nie chciała Lechia Gdańsk. A u nas w minionym sezonie strzelił 8 goli i miał jeszcze z kilka asyst. Ukrainiec Taras Romańczuk przyszedł z Legionovii – z drugiej ligi! Ja przyszedłem z Płocka – z pierwszej ligi. Rafał Grzyb w piłkę grać potrafi, ale nie obrazi się, jeśli przypomnę jego wiek – 34 lata...  Litwin Fedor Cernych walczył przed spadkiem w Łęcznej. Kostia Wasiljew przyszedł z Piasta Gliwice też po tym, jak walczył o utrzymanie. Litwin Arvydas Novikovas trafił do „Białego” z Bochum – z 2. Bundesligi, gdzie nie grał. Ukrainiec Dmytro Chomczenowski był w Hiszpanii – w trzeciej lidze. 20-letni Karol Świderski jest bardzo zdolny, ale przyszedł na Podlasie z Łodzi – z SMS-u. Ok – Irlandczyk Cillian Sheridan kosztował jakieś pieniądze...

300 tysięcy euro, co jak na prezesa Cezarego Kuleszę jest sumą niespotykaną...

Kosztował, ale bardzo nam się przydał! Jednak powiedzmy prawdę – zebrała się ekipa, która nie miała prawda walczyć o mistrzostwo Polski. A jednak walczyła do końca. Bo piłka nożna to tyleż umiejętności, co charakter. Każdy w Białymstoku miał charakter, aby walczyć o mistrzostwo Polski. Już zimą trener Michał Probierz – na obozie w Słowenii – powiedział nam, że walczymy o tytuł. Jednocześnie zaznaczył – tylko nie wychodzimy z tym do mediów. Robimy swoje, myśląc z dnia na dzień... I tak czyniliśmy do 37. kolejki. Mecz z Lechem zaczął się dla nas źle – od dwóch straconych goli. Zdołaliśmy się pozbierać - zremisować. Była nawet okazja na 3:2. Słyszałem, że Lechia czekała na rozwój wypadków w Białymstoku. My nie czekaliśmy – braliśmy los w nasze ręce... Dlatego mówię, że drugie miejsce w Ekstraklasie to efekt charakterów, które spotkały się w szatni Jagiellonii. I pomysłu trenera Michała Probierza...

Probierza już nie ma...

I to będzie zupełnie nowa sytuacja. Trener Probierz pracował kilka lat – nie ma co ukrywać, że w minionym sezonie – z meczu na mecz – napędzał nas w tej walce o tytuł, w której tak naprawdę nie powinno nas być... Probierz to jest trener, który ciągle żyje – w czasie meczu żyje, ale to oczywiste. Żyje po meczu i za chwilę przed kolejnym meczem. Potrafi dobierać ludzi i potrafi do nich dotrzeć. Wymieniłem, skąd wzięła się jedenastka Jagiellonii w minionym sezonie – ktoś potrafił tych ludzi dobrać pod względem charakterów. I tym kimś był właśnie trener Probierz.

Trener Ireneusz Mamrot – po Probierzu - nie będzie miał łatwo...

Nie ma dwóch zdań - nie będzie miał łatwo... Jak to się mówi – Probierz odcisnął swoje piętno w Białymstoku. I teraz znowu każdy będzie oczekiwał serii wygranych i walki o najwyższe cele. Pierwsze treningi prowadzone przez trenera Mamrota pokazują, że to pozytywna postać. Od początku czekają nas wspólne schody, ale tak to jest w piłce. Już w tym tygodniu zaczyna się nasza przygoda z Ligą Europy. Już we wtorek ruszamy do Gruzji – na mecz Dinamem Batumi. I od razu będzie ciężka przeprawa...

Może nie ze względu na klasę rywala, a na warunki atmosferyczne. Tam może być z 40 stopni w cieniu...

Warunki to jedno, a ambicja rywala to drugie. Nie muszę tłumaczyć, jak Dinamo maksymalnie  zmotywuje się na nas. Liczę jednak, że uda się przywieźć z Gruzji dobry wynik i po tygodniu rozstrzygnąć rywalizację w Białym...

A później FC Gabala z Azerbejdżanu...

Mam nadzieję, że o tym rywali pomyślimy za dwa tygodnie...

Zostajesz na nowy sezon?

Taki sezon, jaki jest za mną, powoduje, że człowiek myśli o kroku dalej. To być może najlepszy moment na transfer. Dużo zawdzięczam Jadze – bez dwóch zdań. Gdyby grałem w pierwszej lidze w barwach Wisły Płock, to pojawiały się różne kluby i pytały o mnie. Jak słyszały jednak sumę odstępnego – 500 tysięcy złotych – to jakoś nikt nie kwapił się do zapłacenia. Warto dodać, że w Płocku spotkałem ważnego trenera na swojej drodze – Marcina Kaczmarka, który z przekonaniem postawił na mnie. I zostałem wyróżniającym piłkarzem 1. ligi, zaczęły się pojawiać oferty, ale gdy ktoś słyszał wspomnianym pół milionie złotych odstępnego, to od razu kręcił głową. Jednak trener Probierz zadzwonił i powiedział, że naprawdę chce na mnie postawić. Z kolei prezes Kulesza ponegocjował, zbił sumę odstępnego za mnie do 350 tysięcy i stawiłem się na Podlasiu, gdzie przeżyłem dwa niezwykłe lata. Mam jeszcze dwa lata kontraktu, ale nie ma co ukrywać, że pojawiają się różne zapytania. Zobaczymy, co na to prezes Kulesza...

W minionym sezonie zadebiutowałeś w reprezentacji Polski.

Powiem krótko – to dla mnie wyróżnienie. Rozgrzewałem się w spotkaniu z Bukareszcie i nawet przez chwilę byłem szykowany do wejścia. Zadebiutowałem we Wrocławiu – ze Słowenią...

Wiosną regularnie przyjeżdżałeś na zgrupowania...

Gra się w piłkę, aby trafić do kadry. Ostatecznie mało jest piłkarzy, którym to jest dane. Tym bardziej się cieszę i robię wszystko, aby trener Nawałka mnie nie pomijał przy kolejnych nominacjach...

Odpocząłeś po poprzednim sezonie? Był czas, aby świętować wicemistrzostwo Polski?

Powiem tak – nie chcę narzekać. Jednak sytuacja była ekstremalna. Pojechałem na zgrupowanie kadry. Dopiero 11 czerwca byłem wolny po spotkaniu z Rumunią. Trzy dni urlopu, następnie wizyta w rodzinnej Bydgoszczy – czyli łącznie pięć dni wolnego. I trzeba było wracać do treningów. Trzeba zacisnąć zęby i pojechać z optymizmem do Gruzji. Piłkarska karuzela znowu zaczyna się kręcić...

Roman Kołtoń, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie