Fyrstenberg: Chciałbym odwrócić wynik dwóch moich meczów... w singlu

Tenis
Fyrstenberg: Chciałbym odwrócić wynik dwóch moich meczów... w singlu
fot. PAP

Mariusz Fyrstenberg w rozmowie z PAP zapewnił, że jego współpraca deblowa z Marcinem Matkowskim była wyjątkowa i żałuje, że nie wygrali Wielkiego Szlema. Kończący karierę tenisista, gdyby mógł, to odwróciłby jednak przede wszystkim wynik dwóch swoich meczów...w singlu.

W sobotę w Szczecinie oficjalnie zakończy pan karierę. Można się spodziewać łez wzruszenia lub długiego przemówienia?

Mariusz Fyrstenberg: Szczerze mówiąc, to już od wielu lat myślałem o tym, co powiedzieć, gdy dojdzie do takiej sytuacji. Wciąż nie mam pojęcia, więc nie będę się w żaden sposób przygotowywał. Nie sądzę, żeby pojawiły się łzy, choć zależy, jaką organizatorzy puszczą muzykę w tle. Jestem na to wrażliwy, więc mam nadzieję, że niczego nie będzie. Jeśli miałem wybrać jedno miejsce na takie oficjalne zakończenie kariery, to mógł to być tylko Szczecin. Tam się wiele rzeczy dla mnie zaczęło, pootwierało się dużo nowych drzwi. Tam też z Marcinem Matkowskim przekonaliśmy się, że nasza przyszłość na korcie jest razem. Wydarzyło się w tym miejscu dużo rzeczy, które zmieniły moje życie.

Każdy kibic tenisa w Polsce ma w pamięci duet "Frytka-Matka", który przez długi okres wspólnych startów wygrał razem 15 turniejów ATP. W ostatnich latach występował pan jednak z innymi zawodnikami w duecie i wywalczył dwa tytuły z Meksykaninem Santiago Goznalezem i jeden z Kanadyjczykiem Danielem Nestorem.

No tak, ale tu już nie było tego kolorytu. Nie da się ukryć, że Marcin jest moim bardzo bliskim przyjacielem - na korcie i poza nim. Oczywiście, mieliśmy dużo wzlotów i upadków, ale jak dochodziło do naprawdę ciężkich chwil, to stawaliśmy zawsze za sobą murem. To bardzo wyróżniało nas wśród innych sportowców - to że byliśmy wobec siebie bardzo lojalni. To była wyjątkowa współpraca.

Czy to z Matkowskim wiążą się najlepsze anegdoty?

Jeśli już wspominaliśmy o Szczecinie, to pamiętam, że jak za pierwszym razem wygrywałem tam z Marcinem, to spałem u niego w domu. Jego rodzice gościli mnie bardzo ciepło. Marcin, jak powszechnie wiadomo, lubi sobie - w przeciwieństwie do mnie - pospać. Za każdym razem jak wstawałem sam z siebie o godz. 6, 7 rano, to tata Marcina budził go i mówił mu "weź się zajmij gościem". Potem więc jak się budziłem, to trzy godziny leżałem z otwartymi oczami na łóżku, żeby Marcin się w końcu wyspał. Dużo było zabawnych historii. W życiu nie zamieniłbym Marcina na żadnego innego partnera deblowego. Dużo przeszliśmy razem. Mógł się z wszystkimi pokłócić na korcie, a i tak to go tak "nakręcało", że te mecze czasami sam wygrywał właśnie dlatego.

Gdyby mógł pan odwrócić wynik jednego meczu, to na który by padło? Któryś z finałów z 2011 roku - US Open lub turnieju masters?


Rozmawialiśmy niedawno z Marcinem o tym i na pewno chcielibyśmy wygrać Wielkiego Szlema. Zdecydowanie tamten finał nie poszedł po naszej myśli. Był oczywiście taki moment, że mogliśmy odwrócić losy spotkania, ale... już nie będę zwalał na nogę Philippa Petzschnera. Już nie będę wracał do tego.

- Mam dwa takie mecze, których wynik chciałbym odwrócić, ale singlowe. Pierwszy to ten z Carlosem Moyą w Sopocie. Byłem o dwie piłki od wygrania meczu i miałem wystawkę na woleja. Myślę, że pokonanie ówczesnego numeru trzy na świecie i byłego lidera rankingu naprawdę bardzo dużo by mi dało. A drugi raz to w Pucharze Davisa, gdy jeszcze Polska regularnie grała na niższych poziomach rozgrywek. W 2004 roku walczyliśmy o awans do Grupy I strefy euro-afrykańskiej. Rywalizowaliśmy z Włochami na wyjeździe, oni byli zdecydowanie faworytami. Po pierwszym dniu przegrywaliśmy 0:2, ale potem z Marcinem zdobyliśmy punkt w deblu, Łukasz Kubot pokonał Filippo Volandriego. Ja walczyłem na koniec z Potito Starace przez pięć setów, miałem dwie piłki meczowe, ale - niestety - obie niewykorzystane.

W lipcu kibice cieszyli się z deblowego triumfu Kubota w Wimbledonie. Poza tym jednak wydaje się, że - w porównaniu z sytuacją sprzed kilku lat - znacznie mniej Polaków widocznych jest w imprezach WTA i ATP. Zastanawia się pan czasem, co będzie dalej z krajowym tenisem?

Niby jest ostatnio mniej naszych graczy w tourze, ale pamiętajmy, że to pokolenie, które wyrastało na siostrach Radwańskich czy Łukaszu Kubocie z czasów jego gry w singlu oraz Jerzym Janowiczu, to ono rośnie. Myślę, że za kilka lat możemy mieć tego próbkę w postaci jakichś fajnych, dobrych zawodników. Nie przeżywałbym też tak bardzo, że teraz ich nie ma. Wchodzą do rywalizacji wciąż młodzi Kamil Majchrzak i Hubert Hurkacz. W męskim tenisie szczyt formy nie przychodzi teraz jak się ma dwadzieścia kilka lat. Chłopaki mają jeszcze czas, spokojnie. U kobiet do niedawna było dużo polskich nazwisk w Top10 (Niemka Angelique Kerber i Dunka Caroline Wozniacki mają polskie pochodzenie - PAP). Agnieszka Radwańska trzyma jeszcze poziom. Uważam, że ciągle nie powiedziała ostatniego słowa. Jak się troszkę uspokoi i zaakceptuje fakt, że forma nieco dołowała, to znowu się odbije. W US Open już całkiem fajnie zagrała. Zobaczymy, co będzie dalej.

Co do nowojorskiej imprezy wielkoszlemowej, to jak pan odbiera decyzję Janowicza o nieprzystąpieniu do eliminacji tego turnieju? Pojawiły się nawet głosy, że zapomniał to zrobić...

Nie wierzę w taką wersję, to plotka. Jak go znam, to jestem w stanie uwierzyć, że po prostu nie chciał grać w kwalifikacjach. On wciąż wierzy, że jest zawodnikiem topowym i ja też uważam, że może wrócić do czołówki. Mimo wszystko wolał się skoncentrować na challengerach i grać o punkty niż przechodzić trzy rundy kwalifikacji, które są bardzo ciężkie. Zdecydował tak, a nie inaczej. Uważam, że jeśli brakowało mu wtedy pewności, którą daje wygranie kilku spotkań z rzędu, to była to dobra decyzja. Nie spinałbym się tym, że nie wystąpił w US Open.

Będąc w sytuacji łodzianina postąpiłby pan tak samo?

Na pewno porozmawiałbym o tym z trenerem i przeanalizował sprawę.

Niektórzy sportowcy obawiają się o to, że będą mieli problem z odnalezieniem się po zakończeniu kariery. Z tego co można usłyszeć, to panu jednak nuda nie grozi.

Tak jest, ale ja to bardzo lubię. Nie muszę już biegać na korcie i się męczyć - bo przez ostatnie lata już się naprawdę męczyłem - ale lubię być aktywnym. Mam w planach różne projekty, niektóre mogę już odtajnić, innych jeszcze nie. Obecnie przygotowuję się do mistrzostw Europy w padlu. Bardzo angażuję się w promocję tego sportu w naszym kraju. Oprócz tego miło spędzam czas przy golfie i tworzę z moim bratem aplikację tenisową. Cieszę się, że po zakończeniu kariery mam co robić.

KB, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie