Pindera: Nie ma co się oszukiwać i oczekiwać od Włodarczyka cudów
Krzysztof „Diablo” Włodarczyk znokautowany w Newark przez Murata Gassijewa. Pierwszy raz w karierze.
Szczęśliwa dla polskich pięściarzy Prudential Center miała pomóc, podobnie jak polscy kibice. Wiara w sukces Włodarczyka nie była jednak oparta na realnych przesłankach, po prostu liczono, że powtórzy się sytuacja sprzed czterech lat, gdy w Moskwie „Diablo” znokautował Rachima Chachkijewa, złotego medalistę igrzysk olimpijskich i niepokonanego wtedy pretendenta do mistrzowskiego pasa.
Ale ten „Diablo” już nie istnieje, a Gassijew jest zupełnie innym pięściarzem niż Czachkijew. Nie ma wprawdzie w swoim dorobku olimpijskiego złota, ale pas zawodowego mistrza świata zdobyty rok temu, w wieku 23 lat, po wygranej z Denisem Lebiediewiem. W ringu jest nad wiek dojrzały, z walki na walki coraz lepszy i bardziej niebezpieczny dla swych rywali. A jego ciosy na korpus są mordercze.
Niestety boleśnie przekonał się o tym w Newark Włodarczyk. Były mistrz organizacji IBF i WBC został wyliczony pierwszy raz w karierze. Wcześniej przegrał trzy razy decyzją sędziów: z Pawłem Melkomianem w 2003 roku w Schwerinie, ze Steve’em Cunninghamem w 2007 roku w Katowicach, i z Grigorijem Drozdem w 2014 roku w Moskwie. Teraz doszedł Gassijew, trzeci Rosjanin w tym gronie.
Czy „Diablo” mógł uniknąć tak bolesnej porażki? On sam w wywiadzie po walce mówi, że Gassijew miał szczęście. Nie, tu nie chodzi o szczęście, Krzysiek nie ma racji. Gassijew miał plan i narzędzia, by zrealizować to co zrobił. A Włodarczyk zrobił niestety niewiele, by temu zapobiec. W swoim zwyczaju schował się za podwójną gardą i nie zadawał ciosów. Wystarczy spojrzeć na statystyki komputerowe, które potwierdzają to co działo na ringu w Prudential Center. Zabrakło lewych prostych i agresji w boksie naszego byłego czempiona, to było czekanie na egzekucję.
Tak naprawdę gdyby Gassijew zaczął ten pojedynek w większym tempie, mógłby go skończyć szybciej. Takie są brutalne fakty. Doświadczenie niestety nie zawsze wygrywa z siłą i młodością. „Diablo” najlepsze czasy ma już za sobą. A Gassijew jest głodny wielkich zwycięstw, i potrafi przy tym trzymać emocje na wodzy, słuchać trenera. Pierwszy ważny test zdał w starciu z Lebiediewem, teraz jedynie potwierdził, że należący do niego mistrzowski pas nie znalazł się w jego posiadaniu przypadkowo. Kolejnym testem będzie półfinałowy pojedynek turnieju World Boxing Super Series z Yunierem Dorticosem. Wysoki, mocno bijący i świetnie wyszkolony Kubańczyk nie odda mu pola tak łatwo jak Włodarczyk, ale i tak sądzę, że Osetyniec wyjdzie z tej rywalizacji wygrany. I to jego zobaczymy w finale w Arabii Saudyjskiej z Ołeksandrem Usykiem, bo jestem przekonany, że w drugim półfinale Ukrainiec pokona Łotysza Mairisa Briedisa.
I poradzi sobie również z Gassijewem po walce stojącej na najwyższym poziomie.
A co będzie z Włodarczykiem? Mistrzem świata już nie będzie, ale stoczy jeszcze kilka dobrze płatnych walk. Tyle, że lepszy już nie będzie, i trzeba mieć tego świadomość. Myślę, że on sam też o tym wie, wie o tym również jego trener Fiodor Łapin.
Owszem może zmienić trenera, co proponuje Tomasz Babiloński, to się da zrobić gdyby była taka konieczność i chciał tego sam „Diablo”, ale głowy nie da się wymienić. Nie ma więc sensu się oszukiwać i oczekiwać od Włodarczyka cudów. Odnoszę wrażenie, że celem wyprawy do Newark były pieniądze i tylko pieniądze. Nic więcej.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze