Skoczek narciarski, który wskoczył... do ringu. "Boks jest najbardziej rozsądnym sportem"

Sporty walki
Skoczek narciarski, który wskoczył... do ringu. "Boks jest najbardziej rozsądnym sportem"
fot. Facebook

- Powtarzałem to w drodze do Częstochowy, że gdybym dostał propozycję walki na Wembley przed Joshuą, to nigdy nie czułbym tego, co będę czuł w szatni wychodząc do ringu, wiedząc, że zaraz po mnie będzie walczył Adamek. Wszystkim ludziom, którzy słuchają i czytają ten wywiad mogę powiedzieć - idźcie po swoje marzenia - mówi Mateusz Rzadkosz przed sobotnią galą "Noc Wojowników" w Częstochowie. Nasz rozmówca m.in. wraca pamięcią do czasów kiedy był... skoczkiem narciarskim.

Krystian Natoński: Zakładam, że już nie możesz się doczekać sobotniej Gali. Konferencje prasowe, ważenie, wymagania sponsorskie to jedno, ale to co najważniejsze już niedługo.

Mateusz Rzadkosz: Dokładnie. Jestem dobrze przygotowany. Przez te konferencje trzeba przejść, czekam na wagę, bo nie ukrywam, że tych kilogramów trochę zbijam. W czwartek wieczorem miałem jeszcze zajęcia, żeby tę wagę wyrównać. W ciszy i spokoju czekamy na walkę. Zostało już bardzo niewiele czasu. Pozostaje jedynie odpoczywać i czekać na godzinę bitki.

Mówisz bitka, ale czy faktycznie takiej walki możemy się spodziewać? Pewnie wolałbyś, żeby to był bardziej jednostronny pojedynek na twoją korzyść, lecz czy jest to możliwe w starciu z Tomaszem Gromadzkim?

Tomek Gromadzki ma twardą głowę, wielki charakter. Jest to naprawdę zawodnik, który nigdy się nie poddaje. Znam go kupę lat jeszcze z czasów amatorskich. Każda jego walka jest okazem wielkiej wojny, dlatego nie będziemy debatować. Spokojnie poczekamy do soboty. Jestem dobrze przygotowany, ponadto jestem spokojny jak nigdy. Damy na pewno świetną walkę kibicom, a werdykt? Poczekamy na sobotę.

Twoja rodzina jest bardzo usportowiona. Co ciekawe, zaczynałeś od skoków narciarskich.

Zgadza się. Zaczynałem skoki narciarskie u Kazimierza Długopolskiego w Zakopanem. Następnie grałem w klubie piłkarskim, potem siatkówka, koszykówka, piłka ręczna, biegi przełajowe, bieganie na nartach, slalom gigant. Później gdzieś zatrzymało się to na boksie.

W takim razie skąd wziął się ten boks?

Boks wziął się od Tomka Adamka. Ja trenowałem już przed 2005 rokiem, a więc przed czasem kiedy on został mistrzem świata. Pamiętamy, że 21 maja wygrał z Paulem Briggsem i pół roku później padła decyzja, że otwierają klub w Gilowicach. Dariusz Kudzia był wtedy moim pierwszym trenerem. Pojechałem tam na trening, to było sto kilometrów od domu. Było dużo dzieciaków, ale Tomek wziął mnie właśnie ze względu na to, że dojeżdżałem te sto kilometrów. Powiedział mi „Chłopie trenuj, coś z ciebie będzie”. Tak sobie to zakodowałem w głowie i tak trenuję. To wszystko tak naprawdę przez niego.

Zacząłeś uprawiać ten sport dla zabawy? A dopiero później pomyślałeś o czymś więcej?

Zacząłem bardziej dla zabawy, bardziej dla własnej satysfakcji, dla uczenia się fajnego sportu, który daje mi poczucie takiej wartości, że nie muszę się niczego bać. Wiadomo, że za dzieciaka przydarzały się różne sytuacje w szkole – szarpaniny, bójki. Dzień, w którym zakochałem się w tym sporcie to był 21 maja 2005 roku. Wtedy oglądałem walkę Tomasza Adamka. Moi rodzice oglądali ją na żywo w Stanach Zjednoczonych w Chicago, ja oglądałem w telewizji i wtedy coś pękło. Nie wiem coś się stało, ale to było magiczne.

Rozumiem, że wcześniej twoim idolem był Adam Małysz?

To była słynna "Małyszomania". Wtedy to był ciekawy okres, bo przecież pamiętamy wyczyn Jerzego Dudka (finał Ligi Mistrzów AC Milan – Liverpool FC - przyp. red.), do tego Adam Małysz. To były takie czasy, w których istniał dla mnie tylko sport. Ja jestem chłopakiem ze wsi i wtedy nie było tak jak dzisiaj, że wszyscy grają na Play Station albo spotykają się w barach. Robiłem pod domem skocznię i skakałem na nartach. Rodzice mieli wyciąg, więc to wszystko kręciło się wokół sportu. Nie wiem dlaczego akurat skończyło się na boksie. Trzeba chyba zapytać Tomka co on zrobił, że mnie tak ustrzelił (śmiech).

Miałeś jakieś wyniki jako skoczek?

Wystartowałem chyba w jednym konkursie. Proces przygotowania się do niego był czasochłonny. Wystartowałem, ale żadnych wielkich wyników nie zrobiłem. Skakałem na małej krokwi w granicach 35-40 metrów. Trochę pracy jednak trzeba było wsadzić, żeby trener na dole machnął chorągiewką z pełnym zezwoleniem, że mogę lecieć.

Zacząłeś uprawiać skoki ze względu na Małysza?

Tak. Chciałem spróbować, byłem ciekawy jak to będzie wyglądać, jaka to adrenalina, co oni czują tam na górze. Wszystko co ciekawiło mnie za dzieciaka to był właśnie ten aspekt sportowy. Skoki na pewno zawdzięczam Adamowi.

To gdzie jest większa adrenalina? Na skoczni czy jednak w ringu?

W każdym sporcie adrenalina jest ogromna i myślę, że gdybyśmy dzisiaj wzięli bohaterów Gali w Częstochowie i kazali im skoczyć na krokwi w Zakopanem, to myślę, że na dziesięciu może jeden by skoczył, bo już z głową coś nie tak przez boks (śmiech).

A miałeś styczność z jakimiś znanymi skoczkami?

Z Klemensem Murańką, który wtedy jeszcze nie był znany, gdzieś tam się przewijał Kamil Stoch, natomiast on już był jak gdyby etap wyżej czy nawet dwa, lecz mijaliśmy się przychodząc po narty do Kazimierza Długopolskiego na małej krokwi.

Nie żałujesz chyba, że spróbowałeś swoich sił w tylu sportach?

Absolutnie nie. Te sporty dało mi piękną przygodę i pokazały mi inny świat. Dzisiaj jako sportowiec, jako pięściarz nie mogę powiedzieć, że boks to jest najcięższa praca na świecie, chociaż długo tak twierdziłem. Przez te swoje doświadczenia jak piłka nożna, gdzie ludzie narzekają, że piłkarze zarabiają kolosalne pieniądze, ale chciałbym, żeby ci sami ludzie poznali ile trzeba przelać potu, żeby dopiero czegoś się dorobić. Każdy sport nauczył mnie wiele szacunku dla każdego sportowca.

Mówiąc już o aspektach czysto sportowych. Te dyscypliny, które wcześniej uprawiałeś pomagają ci w ringu?

Myślę, że w pewny sposób tak, ponieważ jestem być może bardziej rozwinięty w różnych kierunkach, co pomaga mi na sali niekoniecznie jako pięściarzowi, ale pod względem fizycznym. Na pewno biegi przełajowe, których w sezonie miałem przecież czterdzieści na dystansie siedmiu kilometrów, a wygrałem trzydzieści siedem z nich, także to też dawało w kość. Wydaję mi się, że to w pewnym sensie mnie ukształtowało jako sportowca.

Twoja rodzina jest usportowiona. Nie tylko ty?

Tata podnosił ciężary, miał medale mistrzostw Polski, mój brat, z którym zresztą tworzymy fajny zespół, ściga się w rajdach w mistrzostwach Polski. Być może wystartuje w mistrzostwach Europy w rajdzie górskim. Jeździ formułą. Jak jestem na jego zawodach i wsiadam do tej formuły, żeby tylko sobie zobaczyć jak to jest, jak to wygląda i widzę trasę, widzę drzewa na boku, to wydaję mi się, że boks jest najbardziej rozsądnym sportem.

Wychodzi na to, że twoja rodzina postawiła na sporty ekstremalne, wyczynowe. Nie mówimy tutaj o piłce nożnej, siatkówce, koszykówce, tylko o sportach, gdzie ta adrenalina jest jeszcze większa.

Ja myślę, że to jest spowodowane tym, że każdy z naszej rodziny ma coś z indywidualisty. Jak grałem w piłkę to musiałem być najlepszy, jak grałem w koszykówkę musiałem być najlepszy.

Czyli drużynówka odpada w waszym przypadku.

Zdecydowanie. Jak przegrywasz to zwalasz na zespół. Nie ma odpowiedzialnego. Możesz powiedzieć, że trochę trener, trochę ty, trochę ten. W boksie jak przegrasz – dobra, to nie był twój dzień, źle się przygotowałeś, zlekceważyłeś rywala – wszystko zarzucasz sobie. Podobnie jest w wyścigach, chociaż tam sprzęt odgrywa dużą rolę. Jednak kiedy się ścigasz to jesteś sam i zostajesz tak naprawdę ty – kierownica – trasa.

Na gali w Częstochowie będziesz miał wsparcie swoich kibiców?

Tak. Dużo osób kupuje ode mnie bilety lub przez stronę ebilet.pl. Dostaję bardzo dużo fajnych, pozytywnych wiadomości na Facebooku za co dziękuję. Też nie wszystkim można odpisać, bo czasami jest tego bardzo dużo i przy natłoku pracy gdzieś tam komuś nie odpisuję, za co przepraszam z góry i dziękuję za wielkie wsparcie. To bardzo miłe, kiedy jesteś zmęczony po treningach, a dostajesz mnóstwo fajnych, ciekawych, pozytywnych wiadomości.

Zapytam o ceremonię ważenia, która często jest gratką dla kibiców, bo czasami dzieje się tam więcej niż w ringu. Będzie walka wzrokowa czy pełny szacunek dla rywala?

Ja do każdego przeciwnika mam szacunek, bez żadnych prowokacji, ponieważ to jest sport i tak samo jak ja ciężko pracowałem, żeby być tutaj gdzie jestem, tak samo Tomek Gromadzki. On nie dostał tej walki, bo ktoś przyszedł, zapłacił pieniądze i powiedział, że chce walczyć. On sam ciężką, mozolną pracą dochodził do tego. Ktoś może nie mieć do mnie szacunku, ale ja zawsze ten szacunek do każdego zawodnika będę miał i mam nadzieję, że to moje nastawienie do sportu i sportowców nigdy się nie zmieni.

Gdyby ktoś powiedział ci u progu twojej kariery, że będziesz walczył na tej samej Gali co Tomasz Adamek, uwierzyłbyś?

No co ty... Nie chcę mi się nawet o tym mówić, bo było wiele takich momentów, gdzie łezka w oku się kręciła i wzruszenie mnie dopadało, bo Tomek Adamek kiedy był z Andrzejem Gmitrukiem, to nie było na youtubie minuty, sekundy, której nie znałbym na pamięć. Tomek był prześwietlony przeze mnie jak rentgen. Znałem go od każdej strony. Można powiedzieć, że byłem w nim zakochany (śmiech). Obserwowałem go, oglądałem, chciałem iść jego drogą. Powtarzałem to w drodze do Częstochowy, że gdybym dostał propozycję walki na Wembley przed Joshuą, to nigdy nie czułbym tego, co będę czuł w szatni wychodząc do ringu, wiedząc, że zaraz po mnie będzie walczył Adamek. Wszystkim ludziom, którzy słuchają i czytają ten wywiad mogę powiedzieć – idźcie po swoje marzenia, bo każde marzenie w swoim życiu można spełnić. Nie ma czegoś takiego, że coś jest nieosiągalne. Nie ma takiej możliwości. Będą przeciwni ludzie, będą obelgi, będą mówić, że nie dacie rady. Jeżeli macie marzenie, to idźcie do przodu, a to się uda.

Zdążysz obejrzeć walkę Tomka w sobotę? Czy nie będziesz miał na to czasu?

Ja będę walczył pewnie gdzieś w połowie stawki, a Tomek ma walkę wieczoru, więc na sto procent wyjdę, aby mocno kibicować Tomkowi, oglądać i podziwiać jego kunszt pięściarski, bo uważam że po Andrzeju Gołocie, Darku Michalczewskim, Tomku Włodarczyku jest Tomek Adamek. Myślę, że długo nie będziemy mieć takiego zawodnika, który w trzech kategoriach wagowych będzie w stanie w dwóch być mistrzem świata, a w trzeciej walczyć o to.

A do czego ty dążysz?

Ja dążę do tego, żeby być dobrym człowiekiem i dobrym sportowcem. Co z tego wyjdzie, nie wiem. Mam swoje marzenia. Nie mówię o nich, bo jak mówiłem o nich pięć lat temu, że chcę walczyć przed Adamkiem, to każdy mnie wyśmiewał. Mam je głęboko w sercu i powolutku małymi krokami idę i sobie je spełniam. Może za parę lat spotkamy się w innym fajnym miejscu i będziemy mogli powiedzieć coś więcej o tych marzeniach.

Wiemy doskonale, że Tomasz Adamek przywiązuje dużą wagę do religii. Ty też masz zamiar odwiedzić Jasną Górę tuż przed galą?

Oczywiście. Jestem tutaj bardzo często. Moja wiara jest mocna przez moich rodziców, którzy ją przelali we mnie. Ja po drodze miałem trochę pokrzyżowane plany, gdyż coś innego było moim priorytetem, ale tak naprawdę od paru ładnych miesięcy jestem bardzo blisko Pana Boga i to dzięki niemu jestem tu gdzie jestem i nie odejdę od tego.

To chyba przeznaczenie, że właśnie w Częstochowie będziesz miał walkę przed Tomkiem Adamkiem.

Coś w tym jest i kiedyś myślę, że opowiemy o tym fajną historię.

Krystian Natoński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie