Jechorek: Taktyka paraliżuje zawodników

Koszykówka
Jechorek: Taktyka paraliżuje zawodników
fot. PAP

Polscy koszykarze w swoim drugim meczu grupy C eliminacji mistrzostw świata 2019 przegrali w Kłajpedzie z Litwą 55:75. „Taktyka paraliżuje zawodników” – powiedział Jarosław Jechorek, wielokrotny mistrz i reprezentant kraju w latach 80. i 90. XX wieku.

„Jestem trochę przerażony tym wszystkim, co widziałem. Pierwsza kwarta jeszcze nieźle wyglądała, ale Litwini nie weszli jeszcze wtedy na swoje obroty. W drugiej kwarcie myślałem, że się powtórzy scenariusz z Bydgoszczy - że teraz jest źle, to może w trzeciej i czwartej się poprawi. A tu się okazało, że to jest jednak zupełnie inny mecz niż z Węgrami. Nie możemy grać na 10. metrze i tylko chronić piłkę przed rywalami.

"Oglądałem też potem spotkanie Hiszpania – Słowenia. Tam rozgrywający cały czas parli do przodu, szukali akcji dających przewagę drużynie. Zupełnie inaczej operowali piłką. Odnoszę wrażenie, że chęć wykonania zagrywki, którą sugeruje trener, paraliżuje zawodników. Powoduje, że zapominają, iż najważniejsza jest koszykówka i granie tego, co indywidualnie wymyślą w danym momencie. U nas wszystko jest szarpane. Raz fajna akcja, potem kilka nieudanych. Koncentracja na tym, co mówi trener, paraliżuje. Ze swojej kariery pamiętam, że chęć zagrania zagrywki była tak duża, że za bardzo pochłaniała naszą koncentrację. W pewnym momencie zapominamy, po co gramy w koszykówkę, a to ma być pokazanie tego, co umiemy najlepiej” - ocenił.

Zdaniem Jechorka, byłego środkowego reprezentacji, jedynym jasnym punktem biało-czerwonych był w niedzielę Jakub Wojciechowski. Zawiedli grający na tej pozycji Damian Kulig i Przemysław Karnowski, wchodzący przed nim na boisko.

„Karnowski miał fajny początek, ale potem kilka razy się sparzył. Zaliczył obręcz w kilku kolejnych rzutach i praktycznie zgasł. Nie jest jeszcze na tyle dojrzałym graczem, żeby przetrwać kryzys. Rozumiem, co się tam z nimi dzieje, bo sam kiedyś grałem na ich miejscu. Myślę, że każdy z nich powinien bardziej skupić się na sobie. Chodzi o to, żeby grali to, co najlepiej potrafią” - podkreślił.

W pomeczowej wypowiedzi trener Mike Taylor przyznał, że oczekiwał mocniejszych akcji rozgrywających. Wskazywał na brak podstawowego reżysera gry, naturalizowanego Amerykanina A.J. Slaughtera.

„Nie może być tak, że sukces reprezentacji w najbliższych paru latach mamy uzależniać od tego, czy Slaughter będzie zwolniony przez klub, i czy jak przyjedzie, to będzie zdrowy. A jak będzie zdrowy, to czy zagra od pierwszej minuty. Nie tędy droga. Od dobrych paru lat nie możemy się dochować reżysera gry, który by nawiązywał walkę z rozgrywającymi innych krajów. Przecież Węgrzy mają pod tym względem drużynę lepiej przygotowaną od Polaków. Łukasz Koszarek już ma swoje lata. Kamil Łączyński zostawał na zasłonach. Niemal wszystkie pick and rolle, które grali Litwini, momentalnie przynosiły im efekt” - zauważył.

Jechorek, który z Lechem Poznań i Śląskiem Wrocław zdobył cztery złote, dwa srebrne i cztery brązowe medale mistrzostw Polski (jest 11. strzelcem ekstraklasy na liście wszech czasów – 7681 pkt, za Dominikiem Tomczykiem, a przed Dariuszem Zeligiem), przyznał, że rozczarowała go postawa kadrowiczów występujących na co dzień w lidze hiszpańskiej, którzy powinni być liderami reprezentacji.

„Opowiem historię z eliminacji mistrzostw Europy 1991. Przegraliśmy w nich na początek trzy mecze - z Holandią u siebie oraz Włochami i Belgią. Po tym, gdy z Lechem Poznań zajęliśmy ósme miejsce w Pucharze Europy, udało mi się, jako pierwszemu Polakowi, wyjechać i grać we francuskiej ekstraklasie. W kontrakcie z Roanne był zapis, że muszę być zwolniony na mecze reprezentacji. Na rewanżowe spotkanie eliminacji przyjechałem tak naładowany, że byłem liderem punktowym w każdym meczu – Holandii rzuciłem 29, Włochom we Wrocławiu i Belgom na koniec powyżej 20. Drużynie potrzebny jest gość, który rzuca punkty, ale obok szaleli młodzi Zieliński i Wójcik, miałem wsparcie Zeliga, a Sobczyński z Kabałą nie pękali na rozegraniu. Wygraliśmy te trzy mecze, awansowaliśmy do ME 1991.

- Ważna była wówczas moja pewność siebie, którą dawał mi fakt, że przyjechałem z mocnej wtedy ligi. Byłem tak naładowany pozytywną energią, że mogłem góry przenosić. Tutaj nie ma tego. Koszykówka się przecież nie zmieniła aż tak, żeby cechy mentalne, wolicjonalne, nie decydowały o sukcesie” – zakończył wielokrotny reprezentant kraju, który w biało-czerwonych barwach wystąpił w pięciu mistrzostwach Europy (1981 – 7. miejsce, 1983 - 9., 1985 – 11., 1987 – 7., 1991 – 7.).

Kolejne mecze eliminacji MŚ biało-czerwoni rozegrają 23 lutego z Kosowem u siebie i 26 lutego z Węgrami na wyjeździe.

RM, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie