Deklasacja w NYC: Król Wasyl

Sporty walki

Kilka dni temu, zapowiadając walkę Łomaczenko (10-1, 8 KO) kontra Rigondeaux (17-1, 11 KO), napisałem, że spodziewam się nokautu Ukraińca nad Kubańczykiem. Wasyl przebił moją przepowiednię, walcząc tak dobrze, że dwukrotny mistrz olimpijski, do soboty niepokonany na zawodowych ringach Rigondeaux zrobił coś, czego w boksie się wybacza - poddał się, nie chciał dalej walczyć. W jego „kontuzję” nie wierzy nikt. W to, że Łomaczenko jest królem boksu, wierzą już wszyscy.

Fani Rigondeaux byli przekonani, że Kubańczyk będzie szybszy i na pewno tak dobry w obronie, że będzie frustrował lubiącego atakować Łomaczenkę. Na ringu MSG Theatre, mniejszej sali Madison Square Garden, Kubańczyk nie pokazał NIC. Od pierwszej rundy szybszy, dokładniejszy, lepszy pod każdym względem był Ukrainiec. Kubańczyk tylko przytrzymywał, sprawiał wrażenie kogoś, kto bardzo szybko zdał sobie sprawę, że nie ma co szukać z młodszym, walczącym w swojej kategorii wagowej, rywalem. Komentatorzy promującej i płacącej za walki stacji ESPN byli zdegustowani tym, co pokazał Kubańczyk, który za walkę z Łomaczenko zarobił największą wypłatę w życiu - 400 tys. dolarów. Przepłacony, bo jedyne ciosy jakie trafiał były poniżej pasa. W całej walce trafił ich zresztą tylko 15, więc wychodzi prawie 27 tysięcy dolarów za cios. Może się opłacało.

 

Przegrać każdy może - to sport. Nie wiem, jak dalej potoczy się kariera Guillermo Rigondeaux, ale tego, co zrobił po szóstej rundzie, nikt mu w Stanach nie wybaczy. Bo w kontuzję ręki nie wierzy nikt. Będacy w ringu dziennikarz ESPN tłumaczył z  zażenowaniem, jak trener Guillermo najpierw mówił, że kontuzjowana jest prawa ręka, później, że lewa. Cytował, jak pytany przez lekarza zawodów co sie dzieje, Rigondeaux odpowiadał przez tłumacza „że nic nie boli, ale coś jest nie tak”.

 

 W wywiadzie po walce Kubańczyk wykrzykiwał, że „może walczyć z każdym!”, a zapytany o ocenę Łomaczenki odpowiedział, że „to dobry bokser, ale nic specjalnego nie pokazał”. Nie bardzo wiem, gdzie sędziowie punktowi Feldman i Morgan znaleźli o sześciu starciach tą jedną wygraną rundę Kubańczyka (sędzia Weisfeld miał 6-0 Łomaczenko), ale zamiast walki gigantów mieliśmy w Nowym Jorku deklasację. Miała być tylko różnica wagi i wieku, na to byliśmy wszyscy przygotowani. Na tak olbrzymią różnicę w umiejetnościach – chyba nie.

Przemek Garczarczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie