Pindera: Boks 2017. Trudny wybór

Sporty walki

Wasyl Łomaczenko, czy Terence Crawford najlepszym pięściarzem bez podziału wagowe? Obaj genialni, ale Amerykanin zunifikował wszystkie tytuły w wadze junior półśredniej, więc stawiam na niego.

O tym, że Łomaczenko jest wybitny wiedziałem od lat komentując jego walki na igrzyskach w Pekinie (2008) i Londynie (2012). Później, gdy podpisał zawodowy kontrakt sprawdziło się wszystko co mówił mi o nim znakomity niegdyś Rosjanin Wiktor Rybakow. – Nie tylko wszystko umie, ale przy tym myśli, rozwiązuje problemy z zimną krwią. Nie widzę dla niego godnego rywala – takie zdanie o Ukraińcu wyraził jeszcze przed pierwszym gongiem olimpijskiego turnieju w Pekinie, który Łomaczenko wygrał w wielkim stylu i otrzymał Puchar Vala Barkera przyznawany najlepszym bokserom.

 

Terence Crawford tak kosmicznej kariery amatorskiej nie miał, ale na zawodowym ringu jest wieki. Najpierw w wadze lekkiej, później w junior półśredniej. Teraz przeniósł się do półśredniej i myślę, że dalej będzie wygrywał, choć już z większym trudem.

 

Czarodziej z Omaha stoczył w tym roku tylko dwie walki. Najpierw zmusił do poddania Felixa Diaza, mistrza olimpijskiego z Pekinu, a następnie zmierzył się w unifikacyjnym pojedynku z Namibijczykiem Juliusem Indongo, którego znokautował w trzecim starciu.

 

Stawką w tej walce były wszystkie cztery mistrzowskie pasy (WBC,WBA, IBF, WBO). Dwa z nich należały do Crawforda, dwa do Indongo. Emocji wielkich jednak nie było, Amerykanin zgasił przybysza z Afryki jak świeczkę i został niekwestionowanym królem wagi junior półśredniej.

 

Wcześniej taka sztuka udała się tylko w 2004 roku Bernardowi Hopkinsowi (w wadze średniej) po wygranej z Oscarem De La Hoyą, oraz Jermainowi Taylorowi, który rok później, stosunkiem głosów 2:1, pokonał Hopkinsa odbierając mu wszystkie tytuły.

 

Co ciekawe Crawford znokautował Indongo ciosem na korpus, tak jak przed laty Hopkins potraktował De La Hoyę. Namibijczyk mówił, że nie mógł oddychać, Crawford tym uderzeniem wyłączył mu myślenie.

 

Dla mnie nie ulega wątpliwości, że Crawford i Łomaczenko są mistrzami zjawiskowymi. Amerykanin, choć praworęczny lubi walczyć z odwrotnej pozycji i robi to perfekcyjnie, Ukrainiec jest klasycznym fałszywym mańkutem, przestawionym przez ojca Anatolija dawno, dawno temu.

 

Obaj znakomicie poruszają się w ringu, świetnie czują dystans. Nie wiem tylko jak Crawford poradziłby sobie z pressingiem Wasyla gdyby przyszło im kiedyś ze sobą walczyć. Ale takiego megahitu szybko się nie doczekamy, dzielą ich trzy kategorie. Łomaczenko na razie zostaje w superpiórkowej, mówi się o jego walce z mistrzem WBC Miguelem Bercheltem, a Crawford zapewne wcześniej czy później dopadnie Jeffa Horna, australijskiego mistrza WBO w wadze półśredniej.

 

Mijający rok 2017 był znakomity dla boksu, co do tego nie ma chyba wątpliwości. Znakomite były pojedynki Anthony’ego Joshuy z Władymirem Kliczką, czy Giennadija Gołowkina z Saulem Alvarezem. 90 tysięcy ludzi na Wembley to znak, że zawodowy boks trzyma się dobrze, może nie wszędzie tak dobrze jak na Wyspach Brytyjskich, ale na pewno jeszcze nie umarł.

 

A jeśli dojdzie do rewanżu Gołowkina z Alvarezem (a wszystko wskazuje, że tak), to w maju znów czeka nas wspaniałe wydarzenie. I oby takich jak najwięcej w nadchodzącym, 2018 Roku.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie