"Akcja ratunkowa na Nanga Parbat nie była bohaterstwem"

Inne

Nie przesadzałbym z określeniami „heroizm” czy „bohaterstwo”. Niedługo okaże się, że pomoc partnerowi wspinaczkowemu będzie bohaterstwem. Akcja na Nanga Parbat była standardowym zachowaniem alpinistów na potrzeby innych alpinistów. Proponowałbym jednak pewien umiar – mówi Jerzy Natkański, dyrektor zarządu Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki.

Przemysław Iwańczyk: Jak ryzykowna była wyprawa Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Revol?

Jerzy Natkański: Była tak ryzykowna, jak każda inna. Warunki zimowe, bardzo krótki dzień, dominująca kiepska pogoda, oblodzone ściany, to wszystko potęguje ryzyko. Ale taka jest wspinaczka w górach wysokich. Zima i lato w Himalajach czy Karakorum to dwa różne światy, jeśli chodzi o poziom trudności wspinania. Zespoły, które eksplorują głęboko w dolinach, bez względu na to czy to zima czy lato, decydują się na wspinaczkę wiedząc, że nie mają zabezpieczenia. Szczęście, że w tym przypadku dwieście kilometrów obok był zespół, zaaklimatyzowany, który mógł się szybko przemieścić. Zarzuty, że wyprawa nie była zabezpieczona... Nie była, bo tak działają małe zespoły.

Przy okazji tych ostatnich wydarzeń rozmawiałem z osobami związanymi z górami. Jedna z nich użyła słowa „punkowy”na określenie stylu wspinania Tomasza Mackiewicza. Podziela Pan tę opinię? Na czym miałby polegać ten styl?

Tomek wspinał się niezależnie. Nie był związany z programem Polski Himalaizm Zimowy 2016-2020 im. Artura Hajzera Polskiego Związku Alpinizmu. Zdarza się. Nie wszyscy chcą to robić poprzez związki sportowe. Co do jego stylu... Początkowo jego wyjścia na Nanga Parbat kończyły się mocnymi porażkami. Kończył w bazie lub w obozie pierwszym. Te ostatnie wyjścia na wysokość 7400 - 7500 metrów były już sporym osiągnięciem.

Jak ocenia Pan akcję ratunkową? Z jednej strony mamy  głosy uznania i ocen w kategoriach heroizmu. Z drugiej – wątpliwości, czy akcja nie powinna zostać ponowiona, aby wrócić po Tomasza Mackiewicza.

Wszystkie elementy akcji: szybkość działania, kwestie transportowe, finansowe, gotowy zespół – to wszystko ułożyło się błyskawicznie. W tamtych warunkach udaje się to rzadko. Widziałem filmy z momentu lądowania i desantowania wspinaczy. Piloci robili to w warunkach, w których normalnie tego nie robią. W Pakistanie nie ma tak rozwiniętych służb jak w Nepalu, gdzie zdarzało się podejmowanie wspinaczy ze ściany na wysokości 7800 metrów, a helikopter ratunkowy leci niemalże na pstryknięcie palcami i jest dziesięć razy tańszy. Tutaj dzięki wsparciu ambasady, wojska i zespołu ratowniczego wszystko udało się zgrać . Nie przesadzałbym z określeniami „heroizm” czy „bohaterstwo”. Niedługo okaże się, że pomoc partnerowi wspinaczkowemu będzie bohaterstwem. My tak działamy. Jeśli jest potrzebna pomoc, organizuje się zespół. W tym przypadku bardzo mocnych wspinaczy, który działali do momentu, do którego mogli działać. Akcja na Nanga Parbat była standardowym zachowaniem alpinistów na potrzeby innych alpinistów. Tak się robi. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. To, że media to nagłośniły, nie znaczy, że było to coś nieprawdopodobnego i zdarzyło się pierwszy raz. Takich akcji w lecie na wszystkich ośmiotysięcznikach są dziesiątki.

Z czego wynika to heroiczne postrzeganie tej akcji?

Z nieznajomości realiów. Na wyprawa często dochodzi do akcji, podczas których ryzykuje się więcej niż normalnie. Jeśli robią to profesjonaliści, nie przekraczają granicy. Proponowałbym jednak pewien umiar. Członkowie zespołu ratunkowego zachowali się tak, jak każdy inny zespół, który miałby możliwość niesienia pomocy.

Media powtarzają, że ta wyprawa i akcja ratunkowa jej towarzysząca przejdzie do historii himalaizmu…

Gdyby każda akcja zmieniała obliczę himalaizmu, nie wiem jakby on teraz wyglądał. Takie stwierdzenia nie mają sensu. Podobnie jak mówienie o najszybszych himalaistach. Nie porównujemy się, nie ma rankingu szybkości. Jest po prostu grupa bardzo dobrych, silnych, profesjonalnych i szybkich himalaistów.

Myśli Pan, że wszystko przebiegło jak powinno? Że nie było żadnej niepotrzebnej zwłoki, która spowodowała opóźnienie akcji ratunkowej? Pakistan zażądał gwarancji finansowej za poderwanie helikoptera.

Tak tam jest. Kiedy składa się zlecenie do agencji wyprawowej w Pakistanie organizującej wyprawę, jest wymóg złożenia kaucji na wypadek akcji ratunkowej. Trudno, aby taki kraj jak Pakistan wysyłał helikoptery, jeśli jedna akcja pary śmigłowców kosztuje ok. stu tysięcy złotych. Na szczęście szybko zareagowała polska ambasada i dała gwarancje. Ale to wszystko wymagało czasu. Elisabeth Revol poprosiła o pomoc w czwartek rano. Prawdopodobnie oboje mięli ubezpieczenie, które nie obejmowało tego rodzaju transportu. To bardzo częsty problem niedoszacowania polis. Na przykład, lot dwóch helikopterów do bazy pod K2 to koszt co najmniej osiemdziesięciu tysięcy złotych. Jeśli są jakieś problemy, lot może być dłuższy, a koszty wyższe. Dlatego pozycja w polisie musi być odpowiednio wyższa i sięgać dwustu, trzystu tysięcy złotych właśnie na taką okoliczność.

 

Dalszy ciąg na następnej stronie...

 

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie