Były reprezentant Anglii napisał książkę. Będzie bestseller?

Piłka nożna
Były reprezentant Anglii napisał książkę. Będzie bestseller?
fot. PAP
Kieron Dyer (z prawej)

- Złapałem go za ramiona i szyję, aby się od niego odsunąć. On natomiast zaczął okładać mnie ciosami w amoku. To było jak w zwolnionym tempie. Kiedy jego ciosy trafiały mnie w głowę, pomyślałem sobie "Nie wierzę, że bije mnie na oczach 52 tysięcy ludzi. Co on kur... sobie myśli?"- pisze w swojej książce były reprezentant Anglii Kieron Dyer. Zdradza w niej niesamowite kulisy ze świata piłki nożnej. Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty.

Uwielbiałem, kiedy w reprezentacji Anglii znajdował się jeden zawodnik w szczególności. Był najbardziej pechowy lub najgorszy w karty  jakiego w życiu widziałem. Myślę, że był najgorszy. Byłem po prostu zadowolony, że zawsze mogłem go oskubać. Niestety pod wodzą Svena Gorana Erikssona nie był często w kadrze, ale sytuacja się zmieniła, kiedy przyszedł Steve McClaren i zaczął go regularnie powoływać.

Za każdym razem kiedy spotykaliśmy się na zgrupowaniu, rozwalałem go każdego tygodnia. W pewnym momencie wisiał mi tyle pieniędzy, że poprosił mnie, abym rozłożył mu dług na raty. Biedny chłopak, pewnie myślał, że szczęście wreszcie się do niego uśmiechnie, ale nigdy tak nie było. Przez pewien czas co miesiąc otrzymywałem od niego przelew bankowy. Nie zakwalifikowaliśmy się na Euro 2008, co dla niego było błogosławieństwem, bowiem mógłby zbankrutować pod koniec mistrzostw.

***

Tuż po tym jak wróciliśmy z mistrzostw świata w Korei w 2002 roku wybuchł skandal, że Michael Owen narobił sobie długów w wysokości 30 tys. funtów w trakcie turnieju podczas gry w karty. A ja byłem tym człowiekiem, któremu wisiał kasę. Przykro mi za Michaela z tego powodu. Zaproponował, że będzie w Japonii bukmacherem i przyjmował zakłady od chłopaków.

Ja radziłem sobie całkiem nieźle i zanotowałem kilka spektakularnych zwycięstw. Postawiłem 500 funtów, że Korea Południowa pokona Włochy w fazie pucharowej. Michael dał mi typ 16-1. Przegrał i był mi winny 8 500 funtów. Przyjmował jednak pieniądze także od innych ludzi, więc prawdopodobnie nie był tak stratny. Niewykluczone, że wyszedł kilka funtów na plusie.

Wraz z upływem lat pieniądze, którymi uprawialiśmy hazard były tak ekstremalne, że w pewnym momencie bałem się, że pojawi się olbrzymie ryzyko, że zdestabilizuje to co niektórych i w konsekwencji będzie mieć wpływ na rezultaty. Ludzie myślą, że to zaczęło się w erze Kevina Keegana, ale z mojego doświadczenia wiem, że wtedy było spokojnie. Wszystko było pod kontrolą. Alan Shearer i Gareth Southgate grali w karty, ale nie wydaje mi się, żeby robili to za pieniądze. Niektórzy grali w inne gry, ale sumy były stosunkowo niskie. Kilkaset funtów tu, kilkaset funtów tam.

Kiedy Keegan został zastąpiony przez Erikssona w 2001 roku, wówczas zrobiło się ostrzej. Wciąż wszystko było w granicach rozsądku, bez przesady. Ogólnie grałem ja, Michael, Teddy Sheringham, David James i Wayne Bridge. Od czasu do czasu także Robbie Fowler.

Umawialiśmy się, że maksymalna kwota z jaką można było wejść do gry to 2 tys. funtów. Brzmi dużo, ale biorąc pod uwagę ile zarabialiśmy, wszystko było pod kontrolą i nikt z tego powodu nie panikował. Jednak poziom stawek jaki wzrósł na Euro 2004 oraz w kwalifikacjach do Euro 2008 był niedorzeczny i niesamowicie olbrzymi. Graliśmy o tak duże sumy, że wiedzieliśmy iż nie może to wyjść na jaw. Graliśmy więc u każdego w pokoju, przy zamkniętych drzwiach. Byliśmy jak alkoholicy, którzy chcą napić się w ukryciu, aby się narąbać. Tylko, że zamiast używki był hazard. Olbrzymia część zespołu była od niego uzależniona.

Było nas czterech, pięciu, którzy grali, ale sumy były tak wielkie, że nie wymienię ich nazwisk. Nie było żadnych limitów co do stawek w przypadku wygranych oraz przegranych. Jedyne ograniczanie jakie sobie ustaliliśmy to zakaz gry na 72 godziny przed meczem. Zdawaliśmy sobie sprawę, że granie w karty przy tak nieprzyzwoitych stawkach może być tak mentalnie i fizycznie szkodliwe jak wyjście na kilka drinków. Wiedzieliśmy, że byłoby bardzo ciężko skupić się na ważnym meczu w momencie, kiedy straciłeś setki tysięcy funtów na rzecz kumpla z drużyny wieczór wcześniej. Na Euro 2004 obrót takimi pieniędzmi był rutyną.

Nie graliśmy wtedy za gotówkę, bo nie byłoby to praktyczne. Stół mógłby wtedy nie wytrzymać od nadmiaru banknotów. Każdy po prostu sobie zapisywał kto ile musi zapłacić każdemu zawodnikowi. To też kolejny powód dlaczego sumy były tak absurdalne. Czasami nie wydawały się realne.

Po mniej więcej tygodniu w Portugalii byłem 46 tys. funtów do tyłu. Jednej nocy potrafiłem z długu 46 tys. wyjść na ponad 50 tys. na plus. W tamtym czasie zarabiałem w Newcastle 60 lub 70 tys. funtów tygodniowo, ale kiedy miałem 46 tys. długu, to było straszne uczucie. Nie znosiłem tego. Siedziało to w mojej głowie i nie dawało mi spokoju. Pod koniec Euro 2004 jeden zawodnik był tak spłukany, że zaczął błagać o obniżenie długu. „Weźmiesz 30 tys. zamiast 50, które ci wiszę?” – mówił. W większości przypadków ludzie mu pomagali. Nie pamiętam ile był winny, ale to mogło być kilkaset tysięcy.

Stawki były tak olbrzymie, że jeżeli ktoś miał kilka dni złej passy to mógł z łatwością osiągnąć półmilionowy dług. I to wszystko na jednym turnieju. Nie mogę powiedzieć jaki to miało wpływ na innych zawodników, nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby to miało wpływ na drużynę. Byliśmy jednak na dużym turnieju. Jak możesz skupić się na ważnym meczu i nie mieć tego w głowie? Nie wiem jak możesz wyjść przeciwko Francji i zagrać jeden z najlepszych spotkań w swoim życiu, mając w głowie pół miliona funtów długu do zapłaty komukolwiek. Na takim turnieju powinieneś być w życiowej formie, ale jeżeli masz taki dług, w twojej głowie robi się bałagan.

Kiedy odpadliśmy z Portugalią byłem kilka tysięcy do przodu lub do tyłu. Jeden z zawodników, który przegrał najwięcej miał do zapłaty ponad sto tysięcy funtów. Hazard jest problemem w piłce nożnej. Zawodnicy się nudzą, zarabiają tyle pieniędzy, że nie wiedzą co z nimi zrobić. Problem z hazardem był także w Newcastle. Na większość spotkań wyjazdowych lataliśmy, toteż graliśmy w samolocie. Stawki nie były tak duże jak w reprezentacji, ale w trakcie jednej z gier Craig Bellamy i Laurent Robert kończyli z 40 tys na stole. Michael Chopra, który miał spore problemy z hazardem narzekał, że koledzy z zespołu mają na niego negatywny wpływ, kiedy on jeszcze był nastolatkiem. Wspomniał o mnie, o Craigu i Titusie Bramble jako głównych graczach. Stwierdził, że jego długi sprawiły, że zaczął otrzymywać pogróżki od ludzi z półświatka przestępczego.

***

Zawodnicy boją się grać w reprezentacji Anglii. Wszyscy się boimy. To jeden z głównych powodów dlaczego nigdy nie osiągamy tego czego się od nas oczekuje. To choroba „reprezentanta Anglii”.

Oczywiście niektórzy z nas boją się bardziej od innych. Tak jest do dzisiaj. Zbyt wielu zawodników boi się, że popełni błąd, ponieważ wiedzą, że za chwilę zostaną zmieszani z błotem przez media i kibiców. Toteż stawiają na łatwiznę, próbując się ukryć. Wybierasz najłatwiejsze opcje na boisku, nie podejmujesz odważnych decyzji. Nie chcesz mieć wpływu na grę. Nie chcesz popisać się sprytnym podaniem, ponieważ boisz się, że tłum wejdzie ci na głowę, a prasa da ci „3” w 10-punktowej skali. Robisz więc wszystko, aby się nie wyróżniać. Chcesz zniknąć w trakcie meczu i upewnić się, że nie robisz nic złego. Ograniczasz swoje ambicje właśnie do tego. A kiedy to robisz, stajesz się przeciętny.

Spójrzcie na sposób w jaki Raheem Sterling został potraktowany. Jest jednym z najbardziej utalentowanych zawodników jakich mamy, a jeszcze niedawno był okres, że był niczym kozioł ofiarny. Na Euro 2016 każdy stwierdził, że to jego wina, że drużyna Roya Hodgsona cuchnie tym miejscem, które zajęła. Mówiono o jego nastawieniu do kadry. Czy możemy zatem mówić o niespodziance kiedy zawodnicy powołani do reprezentacji Anglii chowają się do muszli?

Nie grają z taką swobodą jaką prezentują w klubach. To nie chuliganizm jest w tym momencie największą chorobą Anglii, to strach. To nie dotyczy tylko bojaźliwych zawodników lub takich jak ja, którzy rozegrali w reprezentacji ponad 30 meczów. Grałem w meczu przeciwko Andorze w 2007 roku i widziałem co presja związana z grą dla Anglii może zrobić z największymi piłkarzami.

John Terry oraz Rio Ferdinand, elita środkowych obrońców, z ledwością umieli wykonać kilkumetrowe podanie ze względu na stres. Atmosfera była zatruta. Byliśmy zlinczowani przez naszych własnych kibiców. Towarzyszył nam strach przed osiągnięciem złego rezultatu przeciwko Andorze i co za tym idzie – upokorzeniu, które by nas okaleczyło. To było brutalne. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Część zespołu, która znajdowała się na trybunach musiała opuścić swoje miejsca, bowiem kibice byli tak złowrogo do nich nastawieni. Do przerwy było 0:0, a kiedy wybiegliśmy na boisko towarzyszyły nam gwizdy. Nigdy nie zapomnę ile nienawiści było wtedy skierowane do drużyny tamtego dnia.

Nasi kibice i media żyją w stanie ciągłego rozczarowania. Ciągle wracamy pamięcią do 1966 roku. Mówimy o tym jak zawodnicy lekceważą grę dla reprezentacji i jak daleko w tyle znajdujemy się za resztą. To bardzo wygodne spostrzeżenie, ale leniwe. Nie widzę, aby ta sytuacja miała ulec poprawie w niedalekiej przyszłości. „Brak szacunku, brak odpowiedzialności, brak niezależnego myślenia” – to są powody nagonki na nas. „Nie szanujemy władz, nie szanujemy ich”.

Jeżeli chcecie przykładu co jest nie tak z angielskim futbolem i chcecie wiedzieć dlaczego nie wygraliśmy żadnego wielkiego turnieju od 1966 roku, to nawiążę do pewnej nocy w Malezji na mistrzostwach świata U-20. Wszyscy dobrze się wtedy zachowywaliśmy, ale po porażce z Argentyną zrobiło się brzydko, naprawdę brzydko. Wszyscy zmierzaliśmy do baru hotelowego i zostaliśmy tam. W pewnym momencie ktoś stwierdził, że będzie fajnie jeżeli weźmiemy ze sobą torbę i każdy z nas włoży do niej „podarunek”, który zawiesimy na drzwiach pokoju naszego trenera, Teda Powella. Nie pytajcie dlaczego myśleliśmy, że to będzie śmieszne lub dopuszczalne. W tamtym klimacie, w tamtym wieku, po kilku drinkach, to brzmiało jak najzabawniejszy żart na świecie. Nie był, ponieważ nie spodobał się nam. Myśleliśmy po prostu, że będzie śmieszne.

To pokazało brak szacunku, godności, profesjonalizmu, powagi oraz inteligencji i odpowiedzialności. Kultura piłkarska, która rozpadła się na kawałki. Taka była wtedy nasza kultura, w taki sposób dorastaliśmy. Zrobiliśmy to menadżerowi reprezentacji Anglii. Wracam do tego pamięcią i zastanawiam się czy nasza kultura to spowodowała. Dokonaliśmy tego bez rozważania konsekwencji. Takie nastawienie nieuchronnie prowadzi do wykrwawienia się podczas meczu.

***

Paul Scholes był najlepszym piłkarzem z jakim grałem, a tacy zawodnicy jak Xavi i Zinedine Zidane mówili, że jest ich ulubionym zawodnikiem.

Inne reprezentacje wykorzystałyby go jako swojego lidera, ale pierwszym wyborem Svena Gorana Erikssona zawsze był David Beckham na prawym skrzydle, Steven Gerrard i Frank Lampard na środku oraz Scholes na lewej flance.

Nasza piłkarska kultura nie doceniała Scholesa. Marnowaliśmy go poprzez zmuszanie go do gry na lewym skrzydle. To był brak szacunku i jedna z największych zbrodni w historii. Jeżeli mówimy o Gerradzie, Lampardzie i Scholesie, to ten ostatni był najlepszy z tej trójki, a mimo wszystko musiał ustąpić miejsca. Był absolutnie mistrzem pierwszego kontaktu z piłką na treningu. Jednego dnia zdobył trzy albo cztery bramki – i nie mówię tutaj o jakichś dobitkach, tylko o uderzeniach z kilkudziesięciu metrów w samo okienko. Kiedy trening się kończył, reszta zawodników tworzyła szpaler i oklaskiwała go, schodzącego z boiska. Ani wcześniej, ani później nie widziałem nigdy czegoś takiego.

***

Mogłem zobaczyć jak maszeruje w moją stronę, jego oczy się pieklą. Graeme Souness krzyczał „nie rób tego” z linii bocznej boiska, ale Lee Bowyer podążał.

Złapałem go za ramiona i szyję, aby się od niego odsunąć. On natomiast zaczął okładać mnie ciosami w amoku. To było jak w zwolnionym tempie. Kiedy jego ciosy trafiały mnie w głowę, pomyślałem sobie „Nie wierzę, że bije mnie na oczach 52 tys. ludzi. Co on kur** sobie myśli?”. Próbowałem pozwolić mu się wyżyć. Stwierdziłem, że będę jak worek treningowy. Taka sytuacja mogłaby przydarzyć się na treningu, ale nie w trakcie meczu. Nikt o zdrowych zmysłach nie zrobiłby tego, ale Bow stracił rozum. Chyba uderzył mnie cztery razy.

Jego ciosy nie sprawiały mi jakiegoś bólu, ale po czwartym ciosie pomyślałem sobie „Pierd*** to” i zacząłem robić to samo. Gareth Barry ruszył, aby nas odciągnąć. Koszulka Bowa była rozszarpana na przodzie, ale cały czas walczył, aby się wyswobodzić. Ja byłem stosunkowo spokojny, ale spojrzałem na niego i zobaczyłem furię. Nie spodziewałem się, że można dostać czerwoną kartkę za sprzeczkę z kolegą z drużyny. Sędzia podszedł do mnie i pokazał mi czerwień, chwilę później wywalił też Bowa. Przegrywaliśmy wówczas 0:3 z Aston Villa. Na boisku atmosfera była napięta. Bowyer chciał dostać ode mnie piłkę, był na wolnej pozycji, ale ja pomyślałem, że będzie lepiej jak podam komuś innemu.

- Podaj mi kur... tę piłkę – Bowyer oszalał.
- O czym ty mówisz? – odpowiedziałem
- Nigdy mi nie podajesz

Kilka minut później chciał otrzymać ode mnie podanie. Pomyślałem, że są lepsze opcje. To nie było nic osobistego. Bow absolutnie stracił nad sobą kontrolę.

- Do kur..., nigdy mi nie podajesz! – krzyczał
- Powód dla którego nie podaję ci piłki jest taki, że jesteś pier... idiotą! – odpowiedziałem

Kieron Dyer vs Lee Bowyer Fight

Newcastle United aston villa 2 april 2005 Kieron Dyer vs Lee Bowyer Fight


Wtedy kompletnie wybuchł. Zmierzał w moją stronę i wiedziałem, że idzie. Zawsze się z nim dobrze dogadywałem i ciągle tak jest. Media stworzyły mu pewny wizerunek, faktycznie miał kilka incydentów. Ale takie incydenty miał także Frank Lampard, ale ludzie mówią, że to wzór do naśladowania. Jemu jednak pomógł potencjał piłkarski, który wykorzystał. Był niesamowitym graczem. To sprawia, że ludzie zapominają o twoich wykroczeniach. Bow miał kiepski temperament. Czasami potrafił być cierpliwy, ale kiedy szedł, to szedł na całego. Kiedy się gotował, musiałeś po prostu odsunąć się i patrzeć na show.

***

Greame Souness odwrócił się z przedniego fotela samochodu i spojrzał na mnie. – Jeśli kiedykolwiek będę musiał jeszcze raz jechać na posterunek policji, ponieważ ty coś przeskrobałeś to cię pobiję – powiedział.

Nie odezwałem się. Nie żartował sobie, mówił poważnie. Mój pierwszy kontakt z nowym menadżerem Newcastle w 2004 roku był niekoniecznie idealny. W gazecie pojawiły się zdjęcia na których oddaję mocz na ulicy po nocnej imprezie. Byłem oskarżony o oddawanie moczu w miejscu publicznym i powiedziano mi, że muszę zgłosić się na policję. Souness powiedział, że pojedzie ze mną. Moje serce stanęło. Weszliśmy do pokoju przesłuchań, gdzie siedziało dwóch funkcjonariuszy. Nie był to najlepszy sposób, aby zrobić dobre wrażenie na nowym trenerze.

Jeden z policjantów powiedział, że muszę wyjść z pokoju w kajdankach i umieszczą mnie w areszcie za to co zrobiłem, czyli za sikanie na ulicy. To był absurd. Ktoś zrobił mi zdjęcie, które wywarło mylne wrażenie. Powiedzieli mi, że mają także nagranie wideo. Powiedziałem im, że to kompletna głupota i albo stawiają mi zarzut albo niech przestaną marnować czas. Souness tylko siedział i słuchał. Kiedy opuściliśmy posterunek, wróciliśmy do samochodu w ciszy.

Zanim wróciliśmy na trening, był w kiepskim humorze. Trenerem był od miesiąca i miał na swojej głowie kilka problemów. Graliśmy z Charltonem i postanowił zmienić Craiga Bellamiego. Kamery telewizyjne uchwyciły moment, w którym mruczy pod nosem „pier... ci...” w stronę trenera, schodząc z murawy. Souness nie widział tego ani nie słyszał, ale kiedy zobaczył nagranie, wówczas był wściekły. Tydzień wcześniej doszło do sprzeczki pomiędzy Craigiem i Nicky Buttem przed meczem Anglia-Walia. Souness nie był z tego zadowolony. Zwołał spotkanie. – Kiedy mnie jeszcze tu nie było, widziałem świetny klub i bardzo utalentowaną drużynę oprócz ludzi, którzy tracą kontrolę i myślą, że są ponad prawem – przyznał. Wówczas poruszył wątek Craiga i Nickiego. Słyszał jak ten drugi groził, że „wpier... Craigowi”. – Chciałbym, żeby faktycznie ci wpier... - powiedział Souness.

Jego asystent, Dean Saunders ostrzegł Bellamiego, aby nie odpowiadał, ale to nie było w jego stylu. – Widzicie, na tym polega problem – rzekł Souness, który wspomniał o kilku trofeach, które wygrał oraz o klubach w których grał. – I nagle ktoś taki jak ty mówi mi, że jestem pierd... ci... - powiedział do Craiga i dodał: - Powalę cię kur... na ziemię.

Chciał złapać Craiga za gardło. – W siłowni, teraz. Rozwiążmy to jak prawdziwi mężczyźni – przyznał. Alan Shearer musiał go odciągać. To był pierwszy raz w moim życiu kiedy zobaczyłem Bellamiego, któremu odjęło mowę. Nigdy nie poszli na siłownię, ale Souness wyraźnie dał do zrozumienia kto tu rządzi. Dla mnie był naprawdę dobry. Sezon pod jego wodzą miałem najlepszy w karierze. Chyba dlatego, że się go bałem. Nie chciałem stawać mu na drodze, bo sądziłem, że fizycznie mógłbym na tym ucierpieć. Widziałem namiastkę tego z Craigem.

KN, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie