HMŚ 2018: Kulomioci i Cichocka zawiedzeni, udane biegi sztafet

Inne
HMŚ 2018: Kulomioci i Cichocka zawiedzeni, udane biegi sztafet
fot. Cyfrasport

Ósmy Konrad Bukowiecki i dziesiąty Michał Haratyk czuli zawód z powodu braku medalu halowych mistrzostw świata w pchnięciu kulą. Do finału biegu na 800 m nieoczekiwanie nie awansowała Angelika Cichocka. Są w nim za to obie polskie sztafety 4x400 m – męska i kobieca.

„Oczywiście, że jestem zawiedziony, bo wynik 21,44, który dawał srebrny medal był zarówno w moim, jak i Michała zasięgu. W tym sezonie pchaliśmy przecież dalej” – mówił Bukowiecki (AZS UWM Olsztyn).

 

Wygrał rewelacyjny Nowozelandczyk Tom Walsh, który wynikiem 22,31 poprawił rekord imprezy. Drugi był utytułowany Niemiec David Storl – 21,44, a trzeci Czech Tomas Stanek – 21,44.

 

Zawiedziona schodziła z bieżni Cichocka. Zawodniczka SKLA Sopot nie awansowała do finału 800 m i oceniła, że zabrakło jej szczęścia. W swojej serii zajęła trzecie miejsce czasem 2.02,25.

 

„To nie jest kwestia złego przygotowania czy dyspozycji. Cały bieg ścierałam się z Etiopką Habitam Alemu, a na ostatnich 50 metrach wpadła przede mnie wtedy, gdy się zbierałam, żeby odpalić ostatnią rakietę i wygrać ten bieg. To wyprowadziło mnie z rytmu. Na takim etapie wyścigu, gdzie to są ostatnie metry, każdy krok jest ważny” – zaznaczyła.

 

Mistrzyni Europy z Amsterdamu miała też minimum na 1500 m, ale zdecydowała się wystąpić na krótszym dystansie.

 

„Nie żałuję, że tak zdecydowałam. Wiedziałam, że potrzebuję szybkości i to był środek do celu, jakim będą sierpniowe mistrzostwa Europy w Berlinie; myślę, że dobrze zrobiłam. Szkoda, że nie jestem w finale, bo czuję się mocna, ale tą złość sportową muszę wykorzystać teraz latem” - podsumowała.

 

O medale na 1500 m w niedzielę powalczy jej kolega z grupy treningowej Marcin Lewandowski, który w finale znalazł się dzięki czasowi 3.40,78.

 

„To był najcięższy bieg w tym sezonie. Taktycznie wykonałem plan bardzo dobrze, ale tak się zakwasiłem, że aż mnie mięśnie ciągną. Bardzo ciężko zniosłem ten bieg. Był bardzo szarpany. To dobry prognostyk przed finałem. Tak było też na 800 m. Gdy ledwo co wchodziłem do finału, to potem walczyłem o medale. Znam siebie. Nienawidzę biegać rano. Przychodzę zaspany, niepobudzony. Może to też ma jakieś znaczenie” - ocenił.

 

Jego atutem – jak twierdzi – jest zdolność szybkiej regeneracji. „W niedzielę będę jak nowonarodzony, a niektórzy rywale nie będą w stanie powtórzyć wyników z eliminacji” – uważa Lewandowski.

 

W wieczornym półfinale biegu na 60 m znalazł się Remigiusz Olszewski.

 

„Teraz półfinał i na tym się koncentruję. Na finał musiałbym chyba pobiec poniżej 6,60. Bardzo lubię biegać w hali i ten klimat mi bardzo odpowiada. Podzielam opinie, że jest bardzo zimno. Temperatura nie jest dostosowana do biegania sprintu, ale warunki są takie same dla wszystkich. Nie ma co narzekać, tylko trzeba biegać, awansować, walczyć” – powiedział.

 

Chciałby teraz mieć szansę zmierzenia się z rekordzistą świata na tym dystansie Christianem Colemanem.

 

„On jest na tyle przygotowany, że powinien to wygrać. Jedynie falstart może zburzyć mu te mistrzostwa. Wątpię jednak, by padł rekord globu. Temperatura jest tu za niska” – dodał Olszewski.

 

Kłopotów z awansem nie miały sztafety 4x400 m. W męskiej pobiegli kolejno: Karol Zalewski, debiutant Patryk Adamczyk, Łukasz Krawczuk i Jakub Krzewina.

 

„Taka była taktyka, żebym po pierwszych 200 m był na czele i dowiózł to do końca. To odpowiedzialna zmiana, bo w hali mamy ciasne wiraże, na których jest bardzo ciężko wyprzedzać; ogromnie ważne jest, by wyjść na pierwsze miejsce, bo potem jest dużo łatwiej to ciągnąć” – mówił Zalewski, który w tym sezonie w pełni przygotowywał się już do tego dystansu. Wcześniej rywalizował częściej na 100 i 200 m.

 

Adamczyk zapewnił, że się nie stresował i ocenił swój bieg na wysokim poziomie. Jak się później okazało miał też najlepszy międzyczas ze wszystkich Polaków. Krawczuk i Krzewina nie ukrywali, że interesuje ich w finale wyłącznie medal.

 

„Będę bardzo rozczarowany, jeśli się nie uda” – przyznał pierwszy z nich. A dla drugiego był to już trzeci bieg w tej imprezie. Wcześniej miał eliminacje i półfinał.

 

„To była decyzja trenera, żebym dziś biegał. Jestem przygotowany na szybkie bieganie, ale po piątkowych nerwach spałem tylko trzy godziny. Nie mogłem zasnąć, ciągle tylko analizowałem i jestem strasznie zmęczony” – zaznaczył.

 

Kobieca sztafeta, która latem wywalczyła brązowy medal mistrzostw świata w Londynie, wystąpiła w rezerwowym składzie. Zaczynała wprawdzie doświadczona Małgorzata Hołub-Kowalik, ale później wystąpiły płotkarka Joanna Linkiewicz, debiutantka Natalia Kaczmarek i Aleksandra Gaworska.

 

W przedpołudniowej sesji rozegrano też finał trójskoku. Najdalej wylądowała Wenezuelka Yulimar Rojas – 14,63.

 

Po południu wystąpi m.in. w finale 800 m wicemistrz globu Adam Kszczot.

JK, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie