Zagadkowa dusza Pedersena

Żużel
Zagadkowa dusza Pedersena
fot. PAP

Nicki Pedersen trzykrotnie triumfował w Pradze podczas zawodów Speedway Grand Prix. Nie musiał odwiedzać willi Bertramki i zasłuchiwać się „Weselem Figara” Mozarta, aby uchwycić złote fluidy. Spychany w otchłań zapomnienia po koszmarnych kontuzjach, Nicki udowadnia, że pasja i determinacja są kluczem do sukcesu.

W 2007 roku Duńczyk po raz pierwszy złowił złoty skalp na praskiej Markecie. W finale popisał się atomowym wyjściem z wewnętrznego pola i nie pozwolił, aby powąchali go jego rywale: Jarek Hampel, Rune Holta i Scott Nicholls. Nicki tak rozsmakował się w triumfach nad Wełtawą, że gdy ponownie przebywał w okolicach klasztoru benedyktynów na Brevnovie, znów błysnął formą. Tym razem w pokonanym polu Pedersen pozostawił takich tuzów jak Hans Andersen, Jason Crump i Greg Hancock. 12 maja 2012 roku Nicki po raz trzeci wspiął się na najwyższy stopień podium na praskiej Markecie. Po fenomenalnej jeździe znalazł receptę na Jasona Crumpa, Tomasza Golloba i Grega Hancocka. Co intrygujące, polski sędzia Wojciech Grodzki aż dwukrotnie sędziował GP Czech, gdy wygrywał Pedersen (2007 i 2012). W 2008 roku sprawiedliwym (rozhodći w języku Bohumila Hrabala i Milana Kundery) w Pradze był Szwed Krister Gardell. Były żużlowiec Indianerny Kumla i Filbyterny Linkoeping poprowadzi również tegoroczną GP Czech, która odbędzie się na Markecie 26 maja. Cóż to może oznaczać dla Nickiego…

 

Troska o kalendarz

 

Helge Frimodt Pedersen, menedżer Nickiego, wiele widział w światku żużlowym. Ani przez moment nie wątpił w to, że trzykrotny indywidualny mistrz świata (2003, 2007, 2008) i indywidualny mistrz Europy (2016) wróci na tor. Hans Nielsen, 22-krotny mistrz świata (indywidualnie, parami i drużynowo) twierdzi, że Helge to genialny menedżer, gdyż „jest małomówny, ale piekielnie skuteczny w działaniu”. Święte słowa. Nicki ma zakładać kask i myśleć o tym jak rozprowadzić rywali na pierwszym wirażu, a nie zamartwiać się niezapłaconą fakturą za ostatni mecz. O te ważne niuanse dba Helge Frimodt. Po makabrycznych „dzwonach” w finale Zlatej Prilby Pardubice’2016 czy podczas meczu duńskiej superligi’2017, Helge wiedział, że Nickiego nic nie powstrzyma przed ponownym odpaleniem motocykla… Prażanie też podskórnie czują, że Nicki to czarodziej, który stąpa twardo po ziemi. Wiele gwiazd broni się przed nadmiarem startów, ale Nicki słynący z impulsywnego charakteru, posiada również wrażliwą powłokę w zakamarkach duszy. Któż nie pamięta jego uwodzicielsko kuszących pojedynków, gdy Nicki reprezentował klub Olymp Praha w czeskiej ekstralidze? 2011 rok i sławetna batalia ze Zlatą Prilbą Pardubice. Nicki wchodził w najwęższe szczeliny rywalizując z braćmi Drymlami: Alesem i Lukasem oraz Vaclavem Milikiem i Hynkiem Stichauerem… Patryk Dudek, aktualny indywidualny wicemistrz świata wyrósł na świetnego zawodnika oglądając popisy dwukrotnego króla superbikes – Włocha Maxa Biaggiego, lubi zaglądać do Czech, aby ścigać się na legendarnych czeskich owalach. W kwietniowym meczu czeskiej ekstraligi, „Duzers” wykręcił 13 oczek dla ekipy z Pardubic, ale Marketa Praha była poza zasięgiem Zlatej Prilby, AK Slany i SC Żarnovicy. Patryk miał okazję „trzymać pędzel” na Markecie, co może mieć istotne znaczenie w kontekście majowej rundy Speedway Grand Prix. Czyżby kroczył śladami Nickiego Pedersena?

 

Duńczyk lubi czeskie klimaty. W 2010 roku wygrał finał Zlatej Prilby Pardubice, najstarszego indywidualnego turnieju rozgrywanego na świecie od 1929 roku… Nie stroni od występów na praskiej Markecie. Dwukrotnie wygrał w Pradze memoriał Lubose Tomicka (2009 i 2011). Nicki troszczy się o swoich mechaników i sowicie ich opłaca. Potrafi docenić kreatywność i ciężką pracę swojej załogi. 2 kwietnia ukończył 41 lat, ale czuje się jak młody Bóg. Zapracowany niczym młodzian. Podpisał kontrakty w duńskiej superlidze (Holsted), w szwedzkiej Elitserien (Vastervik) i PGE Ekstralidze (Unia Tarnów). Hans Nielsen zaprosił go, aby pościgał się na częstochowskim torze w meczu Polska – Dania (13 maja), ale Nicki rozumie potrzeby swojego ciała i wie, że po zawodach SGP w Warszawie będzie potrzebował oddechu, aby błyszczeć w kolejnych imprezach. Przeto grzecznie odmówił Hansowi. Mądra polityka startowa to klucz do sejfu kapiącego złotem. „Jeśli jesteś wystarczająco zdeterminowany, osiągniesz to czego pragniesz, nawet jeżeli to bardzo trudna wspinaczka” – twierdzi Nicki Pedersen, czterokrotny zdobywca Drużynowego Pucharu Świata. I trudno odmówić racji wojownikowi z Odense…

   

Silverstone

 

Lipiec 2008 roku. Nienaturalnej wielkości palce wbijały pinezki w tablicę ogłoszeń. Rosły mężczyzna pracujący w biurze prasowym na torze Silverstone uważnie czytał treść ogłoszenia. „Gorąco zapraszamy wszystkich, którzy chcą uczestniczyć w sesji fotograficznej z udziałem Nicki Pedersena, mistrza świata na żużlu. Duński żużlowiec będzie dziś przebywał w motorhomie zespołu Hondy, a punktualnie o godz. 12. 30. będzie pozował do zdjęć w towarzystwie Jensona Buttona i Rubensa Barrichello”. Olbrzym przytwierdził kartkę formatu A4 i odchylił się od tablicy pełnej komunikatów prasowych. Wydął policzki, a jego twarz pachniała beznamiętnym wyrazem. Morze papierzysk było niczym lustro, w którym pragnął się przejrzeć. Nie zastygł na długo, wzruszył ramionami, bo nazwisko Pedersen nic mu nie mówiło. Obowiązek wypełnił, sięgnął jeszcze niedbale do kieszeni po rezerwową pinezkę i przekłuł nią anons.

 

Nicki zjawił się na legendarnym torze Silverstone w towarzystwie ówczesnej damy swego serca, Anne Mette i angielskiego producenta telewizyjnego – Steve’a Sainta. Pedersen wiercił Steve’owi dziurę w brzuchu odkąd dowiedział się, że istnieje możliwość zajrzenia za kotarę Formuły 1. Saint jest człowiekiem, który czuwa nad produkcją telewizyjną podczas każdej rundy Grand Prix na żużlu. Oprócz transmisji, Steve ma również na głowie 52 – minutowy skrót z zawodów, który miłośnicy szlaki mogą obejrzeć, gdy opadnie już kurz i zniknie emocjonalna gorączka. Saint ma również drugą miłość – F1. I podobnie jak Nicki Pedersen, Steve chce uczyć się i smakować nowinek. Po żmudnych negocjacjach, Saint otrzymał trzy elektroniczne przepustki na padok w Silverstone. Omal nie posiadał się z radości, gdy przestąpił próg motorhome’u zespołu Hondy. Nie zdążył się jeszcze wygodnie rozsiąść, a już z dumą podsunął pod nos Nickiego telefon komórkowy. Na wyświetlaczu pojawił się sms o treści: Silverstone żegna się z GP Wielkiej Brytanii. Od 2010 roku kierowcy będą ścigać się na torze w Donington Park. Nic z tego nie wyszło, ale wówczas Bernie Ecclestone umiejętnie żonglował presją chcąc zmusić właścicieli Silverstone do przepędzenia pajęczyn… Tak, w tymże słynnym Donington, gdzie znajduje się sekcja muzeum sportów motorowych poświęcona żużlowi. W pamiętną niedzielę, 17 września 1989 roku, kustosz muzeum w Donington zauważył, że plastron Erika Gundersena obluzowuje się na gwoździu. Plastron ostatecznie runął na posadzkę, a późniejsze dochodzenie dowiodło, że tajemnicze siły sterujące eksponatem zaczęły działać dokładnie w tej samej chwili, w której Erik Gundersen wyjeżdżał ze swojego domu w Austrey na finał drużynowych mistrzostw świata w Bradford. Gdy trzykrotny złoty medalista IMŚ przekręcał kluczyk w stacyjce, plastron spadł ze ściany muzeum. Kustosz uważa, że to znak z niebios, bo w pierwszym wyścigu finału DMŚ w Bradford, Erik pożegnał się z żużlem uczestnicząc w makabrycznym karambolu. Opiekun muzealnych wnętrz po dziś dzień pamięta obsadę owego feralnego wyścigu: Simon Cross (Wielka Brytania), Jimmy Nilsen (Szwecja), Lance King (USA) i Erik Gundersen (Dania)...

 

Nicki i Steve zastygli na moment przypominając sobie koszmarny wypadek Gundersena, a z letargu wyrwał ich przechodzący obok Jenson Button. Nicki Pedersen i Steve Saint szybko przenieśli się z historycznej otchłani i spostrzegli, że są już w 2008 roku.

 

Puszyste panie z zespołu Hondy potrafią wyczarować wyśmienitą herbatę. Raczą nią gości od bladego świtu po zmierzch. Są przyzwyczajone do zgiełku towarzyszącego wyścigom. Nie bacząc na szalejące decybele, trzy kubki wędrują na stolik zajmowany przez Steve’a Sainta, Nickiego Pedersena i Anne Mette. Chętnych do rozmowy z Duńczykiem nie ma, co delikatnie denerwuje Nickiego, ale smutek anonimowego gościa ginie, gdy może wejść do pit lane. Miłośnik punk – rockowego brzmienia, Nick Fry, ówczesny szeryf Hondy, prowadzi Pedersena przez labirynt korytarzy. Gdy wąska gardziel ustępuje miejsca szerokiej przestrzeni garażu, Nicki z trudem łapie powietrze. Jest rozanielony. „Power” nie zdążył jeszcze ochłonąć, a Fry przedstawia Duńczykowi Jocka Clear, szefa mechaników. Nicki uwielbia zawrotne tempo życia. W F1 podoba mu się precyzyjnie zaplanowany harmonogram zajęć.

 

Z uwagą wysłuchuje informacji o kulisach pracy mechaników. Jock Clear jest wspaniałym przewodnikiem. Nicki dowiaduje się, że począwszy od środy, mechanicy w pośpiechu pałaszują hotelowe śniadanie, aby pojawić się na torze przed 7.00. Krótkie przerwy na papierosa i pyszny obiad na padoku po sesjach treningowych to jedyne momenty wytchnienia dla ciężko pracujących chłopców. Powrót do hotelu rzadko ma miejsce przed 22.00. Czas na usunięcie stresu z organizmu znajdują najczęściej w nocy po niedzielnym wyścigu. Wówczas zgrzewki piwa przytaszczone przez mechaników do hotelowego foyer wyglądają niczym himalajski szczyt Manaslu. Puszki zdecydowanie przerastają wysokość recepcji, ale o brzasku góra drastycznie topnieje... „To fascynujące doświadczenie – mówi Nicki. Chciałbym, aby speedway mógł poszczycić się taką organizacją. Niestety, pieniądze krążące w żużlu „trochę” różnią się od tych wirujących w F1! Jock Clear odsłonił przede mną zakamarki zaplecza technicznego. Wyjątkowo nie bał się, bo przecież nie jestem kierowcą wyścigowym ani inżynierem w innym teamie, więc nie mógłbym wynieść z Hondy pilnie strzeżonych tajemnic” – śmieje się Nicki.

Pedersen poczuł się swobodniej, gdy okazało się, że jeden z mechaników Hondy mieszka niedaleko Coventry. „Zabrał ze sobą 5 kolegów, którzy nigdy nie widzieli na żywo meczu żużlowego. Niestety, pechowo wybrał, bo Anglicy nie istnieli podczas zawodów Drużynowego Pucharu Świata’2008. Ważne, że speedway przypadł im do gustu” – rzuca Pedersen. Trzykrotny IMŚ na żużlu zawsze pasjonował się czterema kółkami. W skrytości ducha chciałby pościgać się w rajdach samochodowych. „Mój brat Ronni bawi się wyścigami aut. Nie zarabia na tym pieniędzy, raczej więcej wydaje, ale ma olbrzymią frajdę. Widzę siebie w tej materii. Prowadzenie auta nie wymaga tak żelaznej kondycji i perfekcyjnego przygotowania fizycznego jak jazda na motocyklu. Ronni załatwił mi miejsce w jednym ze swoich aut. Korciło mnie okrutnie, aby spróbować. Bałem się jednak, że będę częściej myślał o wyścigach samochodowych aniżeli o speedwayu. Za cztery, może za pięć lat, rozważę opcję jazdy w rajdach, ale na razie chcę w 100% skoncentrować się na żużlu” – dodaje Nicki.

Ronni Pedersen zawiesił łyżwę na kołku i oddał się pracy w rodzinnym biznesie prowadząc salon Citroena. Nie potrafi jednak należycie funkcjonować bez szczypty adrenaliny. Ściga się w duńskich mistrzostwach endurance swoim Renault Sport Clio III. W 2008 roku błysnął podczas zawodów w Padborg Park, gdzie uplasował się na trzecim miejscu spośród 27 startujących kierowców. „Mam ogromną frajdę podczas jazdy, a humor poprawia mi fakt, że nie muszę martwić się o umycie samochodu. O czystość dbają mechanicy zatrudnieni przez fabrykę. Jest lżej niż w speedwayu!” – mówi uśmiechnięty Ronni Pedersen.

 

Cztery kółka

 

Wydaje się wprost niewiarygodnym, aby żużlowiec zasiadł za kierownicą bolidu F1, ale fakty mówią co innego. Zawodnik Poole Pirates w latach 1958 – 1959, Trevor Blokdyk, spróbował swoich sił w ekskluzywnym cyrku F1. Trevor pochodził z Republiki Południowej Afryki. 28 grudnia 1963 roku wziął udział w Grand Prix RPA. Jadąc autem Cooper – Maserati zajął 12 miejsce w wyścigu rozegranym na torze East London. 1 stycznia 1965 roku nie udało mu się zakwalifikować do GP RPA, choć dysponował wówczas konstrukcją Cooper – Ford. Trevor występował ponadto w Formule 3. 19 marca 1995 roku, w wieku 59 lat, Blokdyk zmarł na zawał serca na farmie w Hekpoort. Inny Afrykanin, Louis Doug Serrurier, który po wojnie wraz z Peterem Cravenem ścigał się w plastronie Liverpool Chads, również zakosztował kokpitu F1. Zadebiutował

 

29 grudnia 1962 roku na torze East London. Serrurier przeżył dramat, gdy na 62 okrążeniu w jego LDS – Alfa Romeo przestała działać chłodnica. Rok później Serrurier zajął 11 miejsce w Grand Prix RPA. Trzecia próba była nieudana, gdyż w 1965 roku Doug nie przebił się przez sito kwalifikacji dysponując autem LDS – Climax. Był zdolnym konstruktorem, projektował zawieszenia, a nazwa LDS pochodziła od inicjałów jego imion i nazwiska. Był aktywny do późnej starości, wielokrotnie goszcząc na torze Kyalami podczas wyścigów F1. Serrurier był zachwycony, gdy w 1979 roku jego rodak, Jody Scheckter, został mistrzem świata F1. Po sukcesie Schecktera, Ferrari czekało aż 21 lat na kolejny tytuł mistrzowski wśród kierowców. Dziś Afrykanin Jody Scheckter zatrudnia Polaków, którzy pracują na jego farmie produkując ekologiczną żywność. Nieodgadnione są koleje ludzkiego losu… A Doug Serrurier, żużlowiec, który w latach 50 – tych imponował pięknymi szarżami na nieistniejącym już dziś Stanley Stadium w Liverpoolu, zmarł w dniu 36 urodzin Grega Hancocka – 3 czerwca 2006 roku w wieku 85 lat w afrykańskim Alberton.

 

Wielcy mistrzowie żużla chcą odkurzyć kroniki i zasmakować jazdy bolidem Formuły 1. Kolejnym śmiałkiem po Blokdyku i Serrurierze miał być trzykrotny indywidualny mistrz świata (2004, 2006 i 2009) Australijczyk Jason Crump. Ten sam Jason, który trzy razy z rzędu wygrywał GP Czech w Pradze (2002-2004). Crump planował pojeździć na torze Silverstone pod warunkiem, że jego przyjaciel, były kierowca stajni Red Bull Racing – Mark Webber, skusi się na przejażdżkę żużlowym motocyklem. Inicjatywa Jasona miała charakter epizodyczny. Trzykrotny indywidualny mistrz świata na żużlu nie zamierzał walczyć o miejsce w zespole Campos Meta czy Brawn GP…

 

Walka o sen

 

Nicki z zaintrygowaniem obejrzał kwalifikacje. Anne Mette odłożyła udręczony ciężką pracą aparat fotograficzny. Cyknęła mnóstwo fotek Nickiemu. Siadają na kanapie w odległości kilku metrów od Johna Buttona, ojca Jensona (świeć Panie nad jego duszą). Pożegnalna filiżanka herbaty na koszt Hondy, uściski dłoni i zakochana para ruszyła w stronę domu w Stevenage. Nicki jeszcze uśmiecha się na widok białej podłogi w motorhomie Hondy, która jako żywo przypomina mu domowe pielesze. Anne Mette i Nicki posiadali białe dywany w swojej angielskiej posiadłości. Czarny sport, ale w duchowej przystani zwanej domem, królowała biel. Idealne miejsce, aby zapomnieć o zgiełku szalonych żużlowych podróży. 40 minut jazdy autem do centrum Londynu, 20 minut do lotniska Luton, pół godziny do innego portu lotniczego – Stansted. Z punktu widzenia logistyki, Nicki wybrał wówczas idealne miejsce. Zimą, kiedy Pedersen dba o kondycję, bliskość lotnisk stwarza mu komfortowe pole do planowania wyjazdów. Często bywało tak, że Duńczyk meldował się na Stansted przed 7.00, aby zdążyć na lot do Kopenhagi. Z lotniska Kastrup w duńskiej stolicy, Nicki przesiadał się do pociągu jadącego do Odense. Następnie 3, a czasami 3 i pół godziny wytężonego treningu ze specem od przygotowania fizycznego. Bogaty w kalorie posiłek, chwila pogawędki, pociąg, samolot. Po wylądowaniu na Stansted, Nicki kierował się na parking samochodowy, na którym czekała na niego Anne Mette. Ówczesna kobieta jego snów odwoziła go do domu w Stevenage, do którego przy dobrych wiatrach docierali około 23.30. Piękna, acz wyczerpująca marszruta.

 

Podpatrując schemat wedle którego funkcjonuje F1, Nicki nauczył się rozdzielania ról w swoim zespole. W trakcie sezonu, Pedersen ma być skupiony na jeździe, a nie na rezerwacji biletów lotniczych i aranżowaniu spotkań ze sponsorami. Od tego są inni ludzi w teamie Pedersena. Korespondencja emailowa, troska o właściwe stosunki ze sponsorami, kontrola wpłacanych kwot przez kluby, w których startuje Nicki i planowanie podróży są na głowie Helge Frimodta Pedersena. „Jestem szczęśliwy, że mam zespół oddanych mi ludzi. Gdy miałem 26 lat i zostałem po raz pierwszy indywidualnym mistrzem świata, nie miałem pojęcia jak powinien sprawnie działać mój team. Teraz, na bazie doświadczenia, wiem, że Helge podoła wyzwaniu i zatroszczy się, aby biznes hulał jak należy. On trzyma rękę na pulsie, po to, abym miał czystą głowę i nie martwił się o nic innego oprócz jazdy na torze” – dodaje Nicki.

 

Pedersen to zręczny i czujny obserwator. Chciał zajrzeć za kurtynę Moto GP, więc poprosił menedżera, aby zdobył zaproszenia na wyścig w Walencji. Nicki kocha szperać i poszerzać horyzonty. Przygląda się zapleczu innych dyscyplin w sportach motorowych równie czujnie jak podwodnemu światu, kiedy oddaje się pasji nurkowania. „Wiem, że fani chcą jak najwięcej wiedzieć o sportowcach. Jestem ciekawy świata, dlatego nie mogłem odmówić sobie frajdy odwiedzenia bazy Duńskich Sił Powietrznych przed rundą nordyckiego Grand Prix w Vojens’2009. Mam szczęście, że jestem niski, bo inaczej nie zmieściłbym się w kokpicie myśliwca F – 16. Lotnictwo mnie fascynuje, ale na początek wolałbym zająć miejsce w drugim rzędzie za pilotem. Trzeba sporo umieć, aby latać takim cudem” – przyznaje Nicki.

 

Pedersen ma gigantyczny wkład w rozwój popularności żużla w Danii. Na przykładzie F1, nauczył się jak ważne są działania promujące sport. Fernando Alonso odwiedził konstruktora samolotów, 53 – letniego inżyniera z Madrytu, który nazywa się … Fernando Alonso, bo spece od public relations zwąchali, że to świetna okazja, aby przyciągnąć uwagę mediów. Robert Kubica i Nick Heidfeld odwiedzali przedszkole w Malezji, bo jeden z głównych sponsorów teamu BMW – Sauber, potentat paliwowy Petronas, wyraził życzenie, aby mistrzowie kierownicy odwdzięczyli się za wkład finansowy. I Robert z Nickiem pojechali na spotkanie z brzdącami w towarzystwie swoich oficerów prasowych. Romain Grosjean odpracowywał swój angaż w F1 ścigając się w Soczi, mieście Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2014 roku. Spragniony lud chciał z bliska zobaczyć bolid i zmęczyć uszy odgłosem pracującego silnika, a rosyjski sponsor teamu Renault, gigant telefonii komórkowej – Megafon, zażyczył sobie, aby Grosjean pokręcił kilka bączków na ulicach kurortu.

 

Nicki Pedersen doskonale rozumie mechanizm promocji, dlatego nie przegapi okazji, aby schwytać media na przynętę. W Dubaju, podczas gali mistrzów świata FIM Anno Domini 2003, Nicki brylował wśród znacznie lepiej rozpoznawalnych sław sportu motorowego. Publiczność i sponsorzy z mety zakochali się w Duńczyku, który wszczął bitwę w pustynnym kurzu z mistrzem sidecarów Danielem Willemsenem, gdy Holender zajechał Nickiemu drogę podczas wyścigu quadów. Równie ekscytująco było na akwenie, gdy Pedersen siadł za sterami motorówki i pruł taflę szalonymi szarżami. Duńczyk przeszedł samego siebie, gdy po dyskotekowym wieczorze, gdzie didżejem był sam Valentino Rossi, usprawnił ruch limuzyn odwożących roztańczonych gości do hotelu. Nicki przytknął do ust pachołek jaki stawia się na drogach podczas robót i pięknym falsetem zaśpiewał: „uwaga, uwaga, wszyscy kolejkowicze – zawodnicy, płynie czas dwóch minut”. Kilku możnych panów szefujących zespołom w wyścigach szosowych, musiało mocniej przytrzymać swe małżonki, bo te gotowe były pójść w ogień za Pedersenem, który chichrał się widząc całe zamieszanie. Poza torem Nicki uwielbia psocić.

 

Rowerem przez Kopenhagę

 

Wiosną 2008 roku mieszkańcy Kopenhagi przecierali oczy ze zdumienia. Poranna mgła odeszła w zapomnienie, ale mknący na rowerach Duńczycy wciąż pozostawali w oparach ziewnięć. Na czerwonym świetle stanęli dwaj świetni żużlowcy: Nicki Pedersen i Hans Andersen. Odstawili swoje motocykle i dosiedli tradycyjne duńskie rowery. Ogromne kosze zawieszone nad przednim błotnikiem to klasyka kopenhaskiej elegancji i pragmatyzmu. Mieszkańcy stolicy nie wyobrażają sobie życia bez możliwości przejażdżki na rowerze z wiklinowym koszem. Zdrowy, skandynawski model żywota. Nicki „Power” Pedersen i Hans „Ugly Duck” Andersen nawiązali do rytualnego stylu Duńczyków i gdy zapaliło się zielone światło, ruszyli jak szaleni ze skrzyżowania. Wplątani w uliczny ruch nie zapomnieli o żużlowych nawykach i walczyli łokieć w łokieć. Nick Merrutia, brytyjski producent reklamówki z udziałem duńskich mistrzów, był zachwycony, bo obudził w Nickim i Hansie naturalny instynkt. Akcja promująca Grand Prix na stadionie Parken okazała się strzałem w dziesiątkę. Nicki zaśmiewał się do łez, gdy w rowerze Hansa zepsuły się hamulce, a niezrażony awarią Andersen pedałował jeszcze szybciej. „On jest prawdziwym żużlowcem. Mogliśmy wymontować hamulce przed kręceniem reklamówki!” – chichotał Pedersen. Żużlowcy zawsze byli chętni do współpracy, tylko nie mieli zespołów ludzi, którzy sprawnie zarządzaliby ich aktywnością w zakresie promocji. Postępująca komercjalizacja sportu wymusiła rozrastanie się skromnych żużlowych teamów.

 

„Nie oszukujmy się – żużel to biznes. Ludzie, których zatrudniam, pracują dla mnie, bo kochają sport i odpowiada im mój styl bycia. Jednak, gdy przyjeżdżamy na zawody, wiemy o co jedziemy. Wiele osób zachwyca się atmosferą w Cardiff, Kopenhadze czy Gelsenkirchen i dziwi się kiedy wyprowadzam ich z błędu. Przywołałem im z pamięci mój pierwszy występ w Cardiff z 2001 roku. Cieszyłem się jak dziecko atmosferą zawodów, fantastycznie się bawiłem, śmiałem się i cóż z tego miałem? Zdobyłem tylko 7 punktów. Powiedziałem sobie wówczas: jeśli podchodzisz zbyt emocjonalnie do zawodów, wtedy wyścig kończy się klapą. Jestem podekscytowany kiedy oglądam w domu turniej na DVD i wrzeszczę sam na siebie: „ty chory idioto, co ty zrobiłeś na drugim łuku?” Radość i ekscytacja dociera do mnie na domowym fotelu, ale gdy jestem w parku maszyn podczas Grand Prix, nie ma mowy, aby dopuścić emocje do głowy. Moi mechanicy wiedzą o tym doskonale. Poza torem nie rozmawiamy na okrągło o speedwayu. Normalność to klucz do sukcesu” – mówi Nicki.

 

W angielskim domu w Stevenage nie było warsztatu. Z trudem można było dostrzec trofea jakie Pedersen zdobył na torze. Ot, raptem kilka pucharów. Większość spoczywa na strychu w kartonowych pudełkach w rodzinnej Danii. „Uważam, że warsztat przy domu wyssałby ze mnie energię. Jeśli umiesz znaleźć odskocznię od żużla, wówczas wracasz na tor ze świeżą głową i głodem jazdy. Jesteś jak naładowana bateria” – twierdzi Nicki.

 

Pedersen wciąż otrzymuje oferty startów w lidze brytyjskiej. Duńczyk wie, że techniczne tory są wymarzone, aby rozgrzać się przed cyklem Speedway Grand Prix, ale przeraża go liczba imprez jakie musiałby odjechać w sezonie. Liczył na rozsądne stanowisko promotorów, którzy w nadmorskich kurortach pochylili się nad kształtem rozgrywek Premiership. „Przeczytałem kiedyś w brytyjskiej prasie żużlowej wypowiedź Chrisa Louisa. Opowiadał o tym, że sam wykluczyłem się z jazdy w Anglii, bo miałem zbyt wygórowane żądania finansowe. To śmieszne, bo nigdy nie rozmawiałem z Chrisem o pieniądzach. Nieźle mnie wkurzył swoim komentarzem. Chciałem dalej ścigać się dla Eastbourne Eagles, bo „orły” mają wspaniałych fanów, charyzmatycznego Boba Dugarda i klimat do jazdy na żużlu. Gdy jeden z klubów nadesłał mi sms-a z zapytaniem czy nie chciałbym jeździć w ich barwach, z mety odpisałem, że pierwszeństwo w rozmowach daję zespołowi Eastbourne, w którym spędziłem cztery sezony. 50 imprez w roku to jednak zdecydowanie za dużo. Przyznaję, że nie jestem najdroższym żużlowcem na świecie i nie krzyczę szalonych pieniędzy za starty. Gdy ścigałem się dla Newcastle, zarabiałem 25 funtów za punkt i rzadko miałem więcej niż 150 funtów za tydzień pracy. Gdy jesteś młody, nie możesz zakładać kasku z myślą, że jedziesz za 1 funta czy za 100 funtów. Masz mieć w sobie wolę zwycięstwa, determinację i pasję. Kierowcy F1 pokroju Kubicy czy Barrichello ścigali się gokartami, gdy byli młodsi i nie widzieli góry pieniędzy, tylko bawili się jazdą. Później zarabiali fortunę, ale wciąż mają ogień w oczach, ciągle kochają adrenalinę jaką niesie ze sobą wyścig. Różnica polega na tym, że stali się częścią biznesu i muszą respektować prawa cyrku jakim jest F1. Jednak w żaden sposób nie zmienia to kształtu ich duszy i nastawienia do sportu” – uważa Nicki Pedersen.

 

Gdy Duńczyk staje pod taśmą, nie odczuwa strachu. „W dniu, w którym zacznę bać się moich konkurentów, będę musiał pomyśleć o innym zajęciu. Z wiekiem wzrasta mój szacunek dla rywali. Każdy z nas powinien odczuwać strach, bo to w końcu normalny, ludzki odruch. Jeśli upadasz w pierwszym łuku, bo trafiłeś na dużą koleinę, to w powtórce wyścigu każdy normalny człowiek będzie starał się jej uniknąć. Wmówi sobie: muszę być ostrożniejszy i ominę koleinę. Ja postępuję inaczej. Powtórka to nowy wyścig. To co wydarzyło się chwilę wcześniej jest już przeszłością, do której nie wracam” – wyznaje Pedersen.

 

Dziś w jednym zakątki Ziemi, jutro w innym. „Wyliczyłem, że w 2007 roku czterokrotnie okrążyłem naszą planetę. Miałem imponującą średnią na jeden dzień – 435 mil. Czasami, gdy zmęczenie zwala mnie z nóg, myślę sobie czy nie byłoby lepiej, gdybym miał normalną pracę od 8 do 16 i zadowalał się rozsądną pensją? Tylko, że nic nie smakuje tak bardzo jak speedway. Przenosisz się z jednego miejsca w drugie, poznajesz nowych ludzi, zwiedzasz świat. Mój idol, Brazylijczyk Ayrton Senna, trzykrotny mistrz świata w F1, powtarzał, że tak kocha styl wędrownika i emocje wyścigu, że „gdyby kiedykolwiek uczestniczył w koszmarnym wypadku, wolałby umrzeć niż spędzić resztę życia na wózku inwalidzkim”. On uwielbiał intensywne życie, bo tylko takie niesie ze sobą prawdziwy smak. Gdy zakładam kask, chcę zatrzasnąć drzwi przed zewnętrznym światem i być skupionym jak podczas modlitwy. Uważam, że to najpiękniejsza chwila, gdyż wszystkie emocje są tylko moje. Mogę poczuć się jakbym sam siedział w świątyni. Wedle mnie, takim samym podejściem zawsze kierował się Jason Crump, stąd mój ogromny szacunek dla Australijczyka. Wiem, że on też lubi zajrzeć za kotarę F1…” – rzuca Nicki i spogląda na zdjęcie toru Silverstone tonącego w zmroku. Pora spać, wszak jutro wstanie nowy dzień… 26 maja o brzasku benedyktyni w Pradze będą szykować śniadanie, a Nicki spojrzy w stronę Orloja – praskiego zegara astronomicznego i nakręci się do kosmicznej jazdy na Markecie…

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie