Tylko polityka może odebrać Niemcom Euro 2024

Piłka nożna
Tylko polityka może odebrać Niemcom Euro 2024
fot. Cyfrasport

Gdyby kierować się tylko zdrowym rozsądkiem, już dziś można by ogłosić, że organizatorem Euro 2024 będą nasi zachodni sąsiedzi. Ale w gabinetach piłkarskich działaczy rozsądek bardzo często wyprzedza kalkulacja, koniunkturalizm i inne czynniki, które każą nam się spodziewać zaciętej batalii Niemców z Turcją o prawo do tej imprezy. Rozstrzygnięcie już 27 września.

Przed mundialem piłka nożna stała się przyczyną napięć między Niemcami a Turcją. Teraz oglądamy kolejną odsłonę, tym razem rywalizacji o organizację Euro 2024. To może być jedna z najciekawszych futbolowych batalii z wątkami politycznymi w tle.

 

Ujawniono właśnie szczegóły aplikacji obu krajów w staraniach o Euro 2024. Gdyby członkom komitetu wykonawczego UEFA przyszło dziś głosować na gospodarza tej imprezy, z pewnością w cuglach wygraliby Niemcy. I to z wielu powodów…

 

Po pierwsze bezpieczeństwo, a więc fundament organizacji jakiejkolwiek imprezy. Możemy mieć absolutną pewność, że nasi sąsiedzi nie zaniedbaliby nawet najdrobniejszych szczegółów, by przeprowadzić turniej bez obaw o kibiców i samych piłkarzy. Z drugiej strony organizacja igrzysk i mundialu w Rosji tylko potwierdziła, że w krajach, których przywódcy są na bakier z demokracją, łatwiej o zapanowanie nad ekstremistami, którzy w imię swoich idei czy też zwykłego chuligaństwa są w stanie zagrozić bezpieczeństwu. Turcja to jednak nie Rosja. Mimo opresyjnej polityki Recepa Erdogana wobec społeczeństwa upomina się ono o swobodę praw, jest wiele bardziej skłonne do publicznych przejawów niezadowolenia, itd.

 

Po drugie infrastruktura. W niemieckim wniosku wskazano większość stadionów, które gościły uczestników mistrzostw świata w 2006 r. Była to zresztą ostatnia wielka impreza piłkarska rozegrana w tym kraju. Obiekty te wymagają naprawdę niewielkiej modernizacji. Są to: Berlin, Hamburg, Lipsk, Monachium, Stuttgart, Frankfurt, Kolonia, Dortmund i Gelsenkirchen. Jedynym nowym miastem na mapie jest Dusseldorf, a więc miasto z wielkim portem lotniczym ułatwiającym komunikację między ośrodkami, w których odbędą się mecze, leżące w niewielkiej odległości od trzech innych, które chcą przyjąć uczestników Euro.

 

Turcja ma ze stadionami kłopot. Na razie są dwa spełniające wymogi – w Ankarze i Stambule (miejsce finału Ligi Mistrzów 2005 i 2020), ale i te wymagają modernizacji. Nawet nie byłaby problemem budowa nowych obiektów, co gwarancje, że dotrzymane zostaną wszystkie terminy, a ich powstawanie odbywać się będzie z poszanowaniem praw człowieka. Problemem jest też baza hotelowa w miejscach „nieturystycznych”. Przy takiej skali inwestycji niewielkie tąpnięcia na rynkach finansowych mogą spowodować wręcz turbulencje związane z budową.

 

Jak widać więc, jest niewiele argumentów, a może nawet żadnego, by w tej rywalizacji Niemcy nie byli zwycięzcami. Ale głosowanie odbędzie się 27 września i będzie tajne. O ile FIFA w sposób jawny nakazuje swoim członkom wybór gospodarza mundialu, o tyle o losach Euro zdecydują członkowie komitetu wykonawczego, a nie wszyscy członkowie UEFA, i to anonimowo. Dodajmy, że spośród 16 członków komitetu wielu z nich nie pochodzi z Europy Zachodniej, a im – w opinii ludzi związanych z futbolem od strony organizacyjnej – łatwiej będzie przekonać się do kandydatury Turcji. Przypomnijmy, że szefem UEFA jest Słoweniec, jego zastępcami Szwed, Portugalczyk, Włoch, Anglik, Niemiec (szef DFB Reinhard Grindel) oraz dobrze znany nad Wisłą Ukrainiec Grigorij Surkis. Tu, należy przypuszczać, znajdzie się więcej zwolenników niemieckiej oferty. Wśród pozostałych członków obok Zbigniewa Bońka komitet stanowią m.in. Węgier, Bułgar, Chorwat i Turek. Pytanie, ilu z nich uwiedzie turecka kandydatura… Także sama UEFA jako organizacja może mieć swój interes, by ulokować turniej w Turcji, choćby ze względów podatkowych. Turcja odwołuje się również do stricte politycznych argumentów przykrytych tematyką społeczną. W aplikacji do UEFA mowa jest m.in. o promocji dialogu międzykulturowego na skraju kontynentów.

 

Steve Price, dziennikarz Forbesa, pisze wprost: „Niemcy wydają się faworytem. Choćby na podstawie raportu dotyczącego praw człowieka oraz infrastruktury w Turcji. Ale nadal możliwe jest, że członkowie komitetu wykonawczego mogą faworyzować – w imię ewentualnych zysków – Turcję. Mogą tłumaczyć, że chcą dać turniej nowemu krajowi w części Europy, która rzadko ma okazję organizować wielkie międzynarodowe imprezy sportowe”.

 

Wiele wskazuje na to, że będą to burzliwe dni przed decydującym wyłonieniem gospodarza turnieju. Rywalizacja ta to właściwie ciąg dalszy rywalizacji niemiecko-tureckiej, której początkiem było zdjęcie reprezentantów Niemiec Ilkaya Gundogana i Mesuta Ozila z tureckim prezydentem. Fotografia ta wywołała skandal, właściwie ogólnonarodową debatę w Niemczech dotyczącą asymilicji imigrantów, ich przywiązania do kraju, którego mają paszport, itd. Choć sport należy mocno separować od polityki, tu chyba się nie uda...

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie