Pindera: Igrzyska bez boksu?

Sporty walki
Pindera: Igrzyska bez boksu?
fot. PAP

Wygląda na to, że MKOL stawia sprawę na ostrzu noża. Wydając oświadczenie, że nie planuje turnieju bokserskiego na igrzyskach w Tokio, wyciąga jeszcze rękę do kierujących tą dyscypliną, by się opamiętali.

Brak tej dyscypliny na najbliższych igrzyskach byłby szokujący, ale przeżyliśmy już w historii olimpizmu gorsze rzeczy. Wystarczy wspomnieć bojkoty igrzysk w Moskwie (1980), Los Angeles (1984) i Seulu (1988), i  przypomnieć do jakiej rangi urosły sportowe imprezy dla krajów socjalistycznych, które nie wysłały swoich ekip do Kalifornii.

 

Najlepsi Kubańczycy, pięściarze ZSRR, NRD czy Polski walczyli wtedy o medale w Hawanie zamiast w Los Angeles.  Ciężarowcy ustanawiali rekordy w Warnie, lekkoatleci rywalizowali w Moskwie itd. Po latach polskim medalistom przyznano emerytury olimpijskie.

 

Dziś to już historia, ale wtedy dla wielu wybitnych sportowców był to koniec świata.

 

Jeśli MKOL postawi na swoim i wykluczy pięściarzy ze startu w Tokio, sytuacja będzie podobna do tej przed laty. Tylko wtedy nie dotyczyła  jednej dyscypliny.

 

Oczywiście trudno sobie wyobrazić igrzyska bez boksu. Jest przecież na nich obecny od 1904 roku. Skandale sędziowskie w Seulu (1988) sprawiły wprawdzie, że jej olimpijski żywot był poważnie zagrożony, ale prowadzono maszynki do liczenia ciosów, które miały zagwarantować uczciwe werdykty, i boks ocalił skórę.

 

Tym razem jednak sytuacja wydaje się poważniejsza. Konflikt trwa od lat, rosnące długi AIBA kładły się cieniem na tej dyscyplinie od dawna, doszły skandale sędziowskie podczas ostatnich igrzysk w Rio de Janeiro. Zastosowano po nich odpowiedzialność zbiorową, nie znajdując winnych, i wszystkim pracującym przy turnieju olimpijskim podziękowano rozstając się w atmosferze daleko idących niedopowiedzeń.

 

Nic jednak nie wskazywało na to, że problem jest aż tak poważny, by stanowił zagrożenie dla olimpijskiej przyszłości boksu. A jednak. Oliwy do ogna dolał wybór Uzbeka Gafura Rachimowa na nowego prezydenta AIBA. Najpierw tymczasowego, a miesiąc temu na Zjeździe tej organizacji w Moskwie, już z pełnymi honorami, na wieloletnią kadencję.

 

MKOL już dawno zgłaszał poważne zastrzeżenie co do jego osoby, podkreślając, że nie jest mu po drodze z kimś oskarżanym o przestępczą działalność. Rachimow odbija jednak piłeczkę, twierdzi że jest niewinny, ale nic nie wskazuje, by miało to zmienić stosunek MKOL do jego osoby.

 

Sprawą AIBA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu Amatorskiego) zajmuje się teraz Komitet Wykonawczy MKOL, który od piątku obraduje w Tokio. W opublikowanym oświadczeniu podkreśla się niewiarygodność przekazanego raportu AIBA po wyborach w Moskwie. A jej brak nie pozwala na podjęcie współpracy dotyczącej najbliższego turnieju olimpijskiego.

 

Myślę, że władze MKOL są zdeterminowane, by wyrzucić boks dowodzony przez Rachimowa z igrzysk. Ale coraz częściej mówi się, że być może zobaczymy jednak pięściarzy w Tokio, tylko pod nową egidą  i nowym przywództwem. Nie wiem, czy to możliwe, ale nie wykluczam takiego rozwiązania. Jeśli jednak faktycznie zabraknie turnieju bokserskiego w Japonii,   to całą dyscyplinę czeka ciężki nokaut.  A po takim nokaucie zalecana jest długa przerwa w kontynuowaniu kariery, lub jej zakończenie. Tak to wygląda. Dodajmy jeszcze, że MKOL wszczyna dochodzenie przeciwko AIBA, ale nie informuje jak to ma wyglądać, bo z prawnego punktu widzenia może to robić kto inny.

 

Na razie środowisko bokserskie nie przyjmuje do wiadomości, że stoi na przepaścią, i jeśli nie zrobi kroku do tyłu, to za chwilę nie będzie go w olimpijskim wydaniu.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie