Szpilka: Nie lekceważę Cobba
Mateusz Borek: Cały czas się śmiejesz…
Artur Szpilka: Tak, śmieję się, bo bardzo zabawnie jest. Słyszeliście tych Amerykanów, którzy dopingują Anthony\'ego "The Doga" Dirrella i szczekają jak psy. Na początku, kiedy stałem za zasłoną, to myślałem, że ludzie przyszli z prawdziwymi psami (śmiech). Ogólnie jest fajna atmosfera. Przyszło kilku moich znajomych, przyjaciół. Dlatego jestem szczęśliwy.
Umówmy się, że widzieliśmy większych atletów niż Twój rywal Ty Cobb.
Wiesz co, nie lekceważę go. Podesłał mi kolega filmik z jego sparingu, na którym widać, jak 15 rund potrafi wytrzymać. Byłem w szoku. Schudł do tej walki. Było widać, że to już nie jest ten sam grubas, z czasów walki z Deontayem Wilderem. Kilka razy zlekceważyłem rywali i źle się to dla mnie skończyło. Muszę wyjść skupiony. Wiem, że "from nothing to everything is a long way, but from everything to nothing in one step". Wiem, że jednym moim błędem mogę wszystko zrujnować, zwłaszcza w wadze ciężkiej.
Wiadomo, że to jest walka, w której masz więcej do stracenia niż do zyskania. Wiadomo też, że mięśnie nie boksują. Trzeba powiedzieć tak: z takimi rywalami musisz sobie radzić nie tyle łatwo, co z chłodną głową.
Dokładnie tak, na to się też nastawiam. To jest dla mnie najważniejsze.
Co powiesz o swojej wadze? Zadowolenie?
Tak, tak, a ile było, bo nie wiem…
235 funtów…
A ile to jest na kilogramy?
Nie mam kalkulatora.
Nie ważyłem się jakoś, nie miałem ciśnienia, żeby zrobić wagę. Trenowałem ciężko, dobrze wyglądam, nie jestem otłuszczony. Myślę, że ważę ok. 105,5 kg, czyli tyle, ile ważę na co dzień (waga pokazała 106,1 kg - przyp. Ł. M.). Miałem już nawet 103 kg, ale wiadomo, że pod koniec są lżejsze treningi i waga już tak nie spada.
Cała rozmowa Mateusza Borka z Arturem Szpilką w załączonym materiale wideo.
Komentarze