Autostrada do Monachium - ciekawy przypadek Roberta Lewandowskiego

W Borussii pobił się z Lucasem Barriosem i popadł w konflikt z Kubą Błaszczykowskim. Udzielił wywiadu mimo zakazu Rady Drużyny reprezentacji Polski, a później… wyparł się innych rozmów. Kiedyś w Pruszkowie grał, aby pomóc utrzymać rodzinę, dziś ma w ręku kontrakt na mocy którego może zarobi ćwierć miliarda złotych.
22 sierpnia 2010 r.
„Nikt w Polsce nie wie, jak dobrym piłkarzem może być Robert”. Słowa, które wypowiedział na konferencji prasowej po meczu z Bayerem Leverkusen Jurgen Klopp, na nikim nie zrobiły wrażenia. Pół godziny wcześniej Borussia rozpoczęła sezon 2010/2011 porażką 0:2, a polski snajper zadebiutował w Bundeslidze. Zagrał blisko 30 minut, a jego obecność na murawie sprowadziła się tylko do biegania.
4 stycznia 2014 r.
W pierwszą sobotę nowego roku w Monachium temperatura, mimo zimy, była gorąca. Reporterzy kilkunastu niemieckich dzienników w napięciu oczekiwali na młodego chłopaka, który miał stawić się w klinice legendarnego dr. Frankensteina, czyli Hansa Wilhelma Mullera-Wohlfahrta. Ubrany w jeansy, czarną kurtkę i czapkę pojawił się w południe. Przeszedł rutynowe badania, wskoczył do samochodu, a następnie podpisał z Bayernem Monachium, najlepszym klubem na świecie, pięcioletni kontrakt, na mocy którego zainkasuje… ćwierć miliarda zł.
W ten oto sposób zakończyła się trwająca od lipca 2012 roku saga Roberta Lewandowskiego, najlepszego polskiego piłkarza od czasów Zbigniewa Bońka.
Nie trafiał do bramki i… toalety
Jeszcze przed debiutem Lewandowskiego w Bundeslidze spotkaliśmy się w Brackel, położonym niedaleko Dortmundu centrum treningowym. Piłkarze tradycyjnie grali w dziadka. Robert przez kilka minut był w środku i dostał trzy „siatki”. Nowi koledzy śmiali się i mówili coś po niemiecku. Na twarzy Polaka było widać irytację. Już po zajęciach Lewy powiedział, że mocno weźmie się za naukę języka. Rok później swobodnie rozmawiał z miejscowymi reporterami, a w kwietniu 2012 był gościem legendarnego programu „Das Aktuelle Sportstudio” stacji ZDF, na który przyleciał helikopterem.
Mało kto pamiętał wtedy, że zaledwie kilkanaście miesięcy wcześniej telewizja WDR nakręciła prześmiewczy filmik, na którym Polak nie trafia nie tylko do bramki rywali, ale także kawą do kubka, szczoteczką do ust i… moczem do toalety.
Nie była to jedyna trudna chwila Lewandowskiego w Dortmundzie. Kiedyś w szatni dostał w twarz od Lucasa Barriosa, z którym rywalizował o miejsce w składzie; innym razem Jurgen Klopp zbeształ go przy kolegach za nieporządek w szafce. Popadł także w konflikt z Polakami – Kubą Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem. Dziś napięte relacje między tercetem to tajemnica poliszynela, ale przez długi czas był to temat tabu. Podobno poszło o brak wdzięczności Roberta dla Agaty, żony Kuby, która mimo zaawansowanej ciąży pomagała Lewemu urządzić się w nowym mieście.
W Gdańsku chciał zrezygnować
Z Błaszczykowskim Robert ścierał się nie raz. – Porozmawiam z Wyborczą, powiem im o tej sytuacji, OK? – tak kilkukrotnie Lewandowski miał prosić kapitana reprezentacji o zgodę na wywiad po skandalu, który miał miejsce w Poznaniu. Po towarzyskim meczu z Litwą sześciu kadrowiczów zostało przyłapanych w jednym z hoteli na, jak sami stwierdzili, „przymierzaniu ubrań”, które jednak więcej wspólnego miało z ich zdejmowaniem. Po ujawnieniu informacji przez Fakt Rada Drużyny ustaliła zakaz rozmów z mediami. Lewandowski nie chciał chować głowy w piasek i, za namową menadżera Cezarego Kucharskiego, wyłamał się z układu.
Nie zawsze jednak odwagi starczało mu do końca – Robert wywiadów się także… wypierał. Jednym przypadkiem była inna rozmowa z GW, drugim – tekst w Przeglądzie Sportowym. Dwukrotnie jednak jego słowa zostały zarejestrowane i później trzeba było szukać pokrętnych tłumaczeń i wymówek.
Nie dziwi więc determinacja, z jaką Lewandowski postawił zdecydowane veto podczas „afery Orangowej”. Piłkarz przeciwstawił się umowom sponsorskim PZPN, który na potęgę handlował wizerunkiem kadrowiczów. Sprawę załagodziło dopiero tajne spotkanie ze Zbigniewem Bońkiem w stołecznym Bristolu. Lewy wciąż czuł się skrzywdzony. – Zrobiono ze mnie kozła ofiarnego – mówił wielokrotnie sugerując, że medialny przekaz kreujący go na chciwca był przez kogoś sterowany. Prawdą jest też, że przed meczem z Danią w Gdańsku rozważał decyzję o rezygnacji z gry w koszulce z Orłem.
Noc, która zmieniła jego życie
Wieczorem, który zmienił jego życie był 24 kwietnia 2013 roku, Cztery bramki strzelone Realowi Madryt zdarzają się niezwykle rzadko. A cztery bramki strzelone temu samemu Realowi w półfinale Ligi Mistrzów – praktycznie nigdy. Po meczu światowe media obiegło zdjęcie Polaka, a dziennikarze z czterech stron świata prześcigali się w komplementach pod adresem uśmiechniętego 24-latka. Robert stał „Lewangoolskim, „Love-andowskim” i… „Palizowskim” – paliza po hiszpańsku oznacza lanie.
Lanie spuszczone Realowi zauroczyło jego właścicieli. Po rewanżu na Santiago Bernabeu prezes Florentino Perez zaprosił Lewandowskiego do swojego gabinetu. „Oszalał na punkcie Polaka” – pisała tamtejsza prasa. Do Lewego smsy pisał Jose Mourinho, przedstawiciele Królewskich atakowali menadżera Kucharskiego. Podobno jeszcze niedawno proponowali mu… 14 milionów euro prowizji, aby tylko przekonał Roberta do białej koszulki.
Trudno dziwić się Perezowi. Statystyki Lewandowskiego są imponujące. Przez trzy i pół roku w Dortmundzie rozegrał blisko 120 ligowych meczów strzelając 64 bramki. Piętnaście razy pokonywał bramkarzy w prestiżowej Lidze Mistrzów. Był wicekrólem strzelców tych rozgrywek, podobnie jak Bundesligi. Dwukrotnie wygrał mistrzostwo Niemiec, zdobył krajowy puchar i superpuchar, wystąpił w finale Champions League. Nagród indywidualnych nie ma co przywoływać, bo mogłyby wypełnić niemal cały tekst. Lewandowski stał się ikoną polskiej piłki nożnej, która już wkrótce może przeskoczyć klubowe kariery Bońka i Deyny.
Cześć, jestem Andrzej!
Dziś w życiu Roberta trzy najważniejsze osoby to mama Iwona, żona Anna i menadżer – Cezary Kucharski. Po nagłej śmierci ojca, Krzysztofa (judoka i piłkarz Hutnika Warszawa), który w 2006 roku umarł na wylew, to właśnie matka, była siatkarka stołecznego AZS, woziła Roberta na treningi do Warszawy i Pruszkowa. To dla niej syn kopał się na trzecioligowych boiskach, aby pomóc w utrzymaniu rodziny. W siatkówkę gra także starsza i jedyna siostra piłkarza– Milena.
Na mistrzowskim poziomie karate uprawia natomiast Anna Stachurska, a od kilku miesięcy Lewandowska. Poznali się na obozie sportowym Akademii Wychowania Fizycznego na Mazurach. Robert spóźnił się na inaugurację, przedstawił się jako Andrzej i… zakochał. Para w czerwcu ubiegłego roku wzięła ślub w kościele pw. Św. Anny w Serocku.
Trzecią osobą jest Cezary Kucharski, były piłkarz Legii a dziś prężny menadżer. To on jako pierwszy przekonał do swoich usług Roberta. Już po Euro mówił mi: zrobimy z Roberta brand! Najpierw lokalny, później globalny. I tak się dzieje. Wokół piłkarza został stworzony kilkuosobowy team menadżersko-piarowy, który pracuje na niego każdego dnia. To on odpowiada za intratne kontrakty reklamowe, które piłkarz podpisał już z Nike, Coca Cole, Gilette, Panasonic. Największą kasę proponowały natomiast… koncerny produkujące alkohol, ale tu niezainteresowana była druga strona.
Step by step
Podobnie było z propozycjami transferów: kiedy Robert opuszczał Znicza wielką kasę oferowała Cracovia, prestiż – Legia. Oni wybrali jednak Lecha Poznań, który okazał się przepustką do wielkiego, piłkarskiego świata. Oferta z Dortmundu była już w 2009 roku, ale wtedy vero postawił Kolejorz. Udało się rok później i za 4,5 mln. euro Robert zmienił pracodawcę. Mało kto wie, że już z Pruszkowa Lewandowski mógł wyjechać za granicę – do Włoch. Kucharski postawił jednak na beenhakkerowskie „step by step”, czego zwieńczeniem jest najświeższy transfer do Bayernu.
Roberta pierwszy raz spotkałem jeszcze w drugoligowym Zniczu Pruszków. Wtedy znało go jeszcze niewielu – dziś cały świat. Kiedy jednak niedawno obserwowałem go podczas nagrania ostatniego w tym roku Cafe Futbol, widziałem tego samego chłopaka, który ze złości zaciskał zęby na pierwszym treningu Borussii, gdy koledzy zakładali „siatki”. Zaciskał na tyle skutecznie, że doszedł na piłkarski Mount Everset. Oby utrzymał się na szczycie jak najdłużej.
„Nikt w Polsce nie wie, jak dobrym piłkarzem może być Robert”. Słowa, które wypowiedział na konferencji prasowej po meczu z Bayerem Leverkusen Jurgen Klopp, na nikim nie zrobiły wrażenia. Pół godziny wcześniej Borussia rozpoczęła sezon 2010/2011 porażką 0:2, a polski snajper zadebiutował w Bundeslidze. Zagrał blisko 30 minut, a jego obecność na murawie sprowadziła się tylko do biegania.
4 stycznia 2014 r.
W pierwszą sobotę nowego roku w Monachium temperatura, mimo zimy, była gorąca. Reporterzy kilkunastu niemieckich dzienników w napięciu oczekiwali na młodego chłopaka, który miał stawić się w klinice legendarnego dr. Frankensteina, czyli Hansa Wilhelma Mullera-Wohlfahrta. Ubrany w jeansy, czarną kurtkę i czapkę pojawił się w południe. Przeszedł rutynowe badania, wskoczył do samochodu, a następnie podpisał z Bayernem Monachium, najlepszym klubem na świecie, pięcioletni kontrakt, na mocy którego zainkasuje… ćwierć miliarda zł.
W ten oto sposób zakończyła się trwająca od lipca 2012 roku saga Roberta Lewandowskiego, najlepszego polskiego piłkarza od czasów Zbigniewa Bońka.
Nie trafiał do bramki i… toalety
Jeszcze przed debiutem Lewandowskiego w Bundeslidze spotkaliśmy się w Brackel, położonym niedaleko Dortmundu centrum treningowym. Piłkarze tradycyjnie grali w dziadka. Robert przez kilka minut był w środku i dostał trzy „siatki”. Nowi koledzy śmiali się i mówili coś po niemiecku. Na twarzy Polaka było widać irytację. Już po zajęciach Lewy powiedział, że mocno weźmie się za naukę języka. Rok później swobodnie rozmawiał z miejscowymi reporterami, a w kwietniu 2012 był gościem legendarnego programu „Das Aktuelle Sportstudio” stacji ZDF, na który przyleciał helikopterem.
Mało kto pamiętał wtedy, że zaledwie kilkanaście miesięcy wcześniej telewizja WDR nakręciła prześmiewczy filmik, na którym Polak nie trafia nie tylko do bramki rywali, ale także kawą do kubka, szczoteczką do ust i… moczem do toalety.
Nie była to jedyna trudna chwila Lewandowskiego w Dortmundzie. Kiedyś w szatni dostał w twarz od Lucasa Barriosa, z którym rywalizował o miejsce w składzie; innym razem Jurgen Klopp zbeształ go przy kolegach za nieporządek w szafce. Popadł także w konflikt z Polakami – Kubą Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem. Dziś napięte relacje między tercetem to tajemnica poliszynela, ale przez długi czas był to temat tabu. Podobno poszło o brak wdzięczności Roberta dla Agaty, żony Kuby, która mimo zaawansowanej ciąży pomagała Lewemu urządzić się w nowym mieście.
W Gdańsku chciał zrezygnować
Z Błaszczykowskim Robert ścierał się nie raz. – Porozmawiam z Wyborczą, powiem im o tej sytuacji, OK? – tak kilkukrotnie Lewandowski miał prosić kapitana reprezentacji o zgodę na wywiad po skandalu, który miał miejsce w Poznaniu. Po towarzyskim meczu z Litwą sześciu kadrowiczów zostało przyłapanych w jednym z hoteli na, jak sami stwierdzili, „przymierzaniu ubrań”, które jednak więcej wspólnego miało z ich zdejmowaniem. Po ujawnieniu informacji przez Fakt Rada Drużyny ustaliła zakaz rozmów z mediami. Lewandowski nie chciał chować głowy w piasek i, za namową menadżera Cezarego Kucharskiego, wyłamał się z układu.
Nie zawsze jednak odwagi starczało mu do końca – Robert wywiadów się także… wypierał. Jednym przypadkiem była inna rozmowa z GW, drugim – tekst w Przeglądzie Sportowym. Dwukrotnie jednak jego słowa zostały zarejestrowane i później trzeba było szukać pokrętnych tłumaczeń i wymówek.
Nie dziwi więc determinacja, z jaką Lewandowski postawił zdecydowane veto podczas „afery Orangowej”. Piłkarz przeciwstawił się umowom sponsorskim PZPN, który na potęgę handlował wizerunkiem kadrowiczów. Sprawę załagodziło dopiero tajne spotkanie ze Zbigniewem Bońkiem w stołecznym Bristolu. Lewy wciąż czuł się skrzywdzony. – Zrobiono ze mnie kozła ofiarnego – mówił wielokrotnie sugerując, że medialny przekaz kreujący go na chciwca był przez kogoś sterowany. Prawdą jest też, że przed meczem z Danią w Gdańsku rozważał decyzję o rezygnacji z gry w koszulce z Orłem.
Noc, która zmieniła jego życie
Wieczorem, który zmienił jego życie był 24 kwietnia 2013 roku, Cztery bramki strzelone Realowi Madryt zdarzają się niezwykle rzadko. A cztery bramki strzelone temu samemu Realowi w półfinale Ligi Mistrzów – praktycznie nigdy. Po meczu światowe media obiegło zdjęcie Polaka, a dziennikarze z czterech stron świata prześcigali się w komplementach pod adresem uśmiechniętego 24-latka. Robert stał „Lewangoolskim, „Love-andowskim” i… „Palizowskim” – paliza po hiszpańsku oznacza lanie.
Lanie spuszczone Realowi zauroczyło jego właścicieli. Po rewanżu na Santiago Bernabeu prezes Florentino Perez zaprosił Lewandowskiego do swojego gabinetu. „Oszalał na punkcie Polaka” – pisała tamtejsza prasa. Do Lewego smsy pisał Jose Mourinho, przedstawiciele Królewskich atakowali menadżera Kucharskiego. Podobno jeszcze niedawno proponowali mu… 14 milionów euro prowizji, aby tylko przekonał Roberta do białej koszulki.
Trudno dziwić się Perezowi. Statystyki Lewandowskiego są imponujące. Przez trzy i pół roku w Dortmundzie rozegrał blisko 120 ligowych meczów strzelając 64 bramki. Piętnaście razy pokonywał bramkarzy w prestiżowej Lidze Mistrzów. Był wicekrólem strzelców tych rozgrywek, podobnie jak Bundesligi. Dwukrotnie wygrał mistrzostwo Niemiec, zdobył krajowy puchar i superpuchar, wystąpił w finale Champions League. Nagród indywidualnych nie ma co przywoływać, bo mogłyby wypełnić niemal cały tekst. Lewandowski stał się ikoną polskiej piłki nożnej, która już wkrótce może przeskoczyć klubowe kariery Bońka i Deyny.
Cześć, jestem Andrzej!
Dziś w życiu Roberta trzy najważniejsze osoby to mama Iwona, żona Anna i menadżer – Cezary Kucharski. Po nagłej śmierci ojca, Krzysztofa (judoka i piłkarz Hutnika Warszawa), który w 2006 roku umarł na wylew, to właśnie matka, była siatkarka stołecznego AZS, woziła Roberta na treningi do Warszawy i Pruszkowa. To dla niej syn kopał się na trzecioligowych boiskach, aby pomóc w utrzymaniu rodziny. W siatkówkę gra także starsza i jedyna siostra piłkarza– Milena.
Na mistrzowskim poziomie karate uprawia natomiast Anna Stachurska, a od kilku miesięcy Lewandowska. Poznali się na obozie sportowym Akademii Wychowania Fizycznego na Mazurach. Robert spóźnił się na inaugurację, przedstawił się jako Andrzej i… zakochał. Para w czerwcu ubiegłego roku wzięła ślub w kościele pw. Św. Anny w Serocku.
Trzecią osobą jest Cezary Kucharski, były piłkarz Legii a dziś prężny menadżer. To on jako pierwszy przekonał do swoich usług Roberta. Już po Euro mówił mi: zrobimy z Roberta brand! Najpierw lokalny, później globalny. I tak się dzieje. Wokół piłkarza został stworzony kilkuosobowy team menadżersko-piarowy, który pracuje na niego każdego dnia. To on odpowiada za intratne kontrakty reklamowe, które piłkarz podpisał już z Nike, Coca Cole, Gilette, Panasonic. Największą kasę proponowały natomiast… koncerny produkujące alkohol, ale tu niezainteresowana była druga strona.
Step by step
Podobnie było z propozycjami transferów: kiedy Robert opuszczał Znicza wielką kasę oferowała Cracovia, prestiż – Legia. Oni wybrali jednak Lecha Poznań, który okazał się przepustką do wielkiego, piłkarskiego świata. Oferta z Dortmundu była już w 2009 roku, ale wtedy vero postawił Kolejorz. Udało się rok później i za 4,5 mln. euro Robert zmienił pracodawcę. Mało kto wie, że już z Pruszkowa Lewandowski mógł wyjechać za granicę – do Włoch. Kucharski postawił jednak na beenhakkerowskie „step by step”, czego zwieńczeniem jest najświeższy transfer do Bayernu.
Roberta pierwszy raz spotkałem jeszcze w drugoligowym Zniczu Pruszków. Wtedy znało go jeszcze niewielu – dziś cały świat. Kiedy jednak niedawno obserwowałem go podczas nagrania ostatniego w tym roku Cafe Futbol, widziałem tego samego chłopaka, który ze złości zaciskał zęby na pierwszym treningu Borussii, gdy koledzy zakładali „siatki”. Zaciskał na tyle skutecznie, że doszedł na piłkarski Mount Everset. Oby utrzymał się na szczycie jak najdłużej.
Komentarze