Psycholog sportu: Sytuacja startowa obnaża prawdę o człowieku

Inne
Psycholog sportu: Sytuacja startowa obnaża prawdę o człowieku
U góry: Tomasz Majewski, Bartłomiej Bonk. Na dole: Marcin Dołęga, Piotr Małachowski/ Fot. PAP

Sytuacja startowa, duże zawody, duże imprezy są jak taka gorąca woda, w której jajko twardnieje, a masło się rozpuszcza – mówi w rozmowie z Polsatsport.pl dr Marek Graczyk. Czy więc z „masła” można zrobić „jajko”? I którzy polscy sportowcy są najtwardsi, a którzy w najważniejszych momentach się roztapiają? Dziś trzecia część wywiadu z szefem zespołu psychologów przy Komisji Medycznej PKOl, w której m.in. analiza konkretnych przypadków polskich medalistów mistrzostw świata i olimpijskich.

Dziś trzecia część wywiadu z szefem zespołu psychologów przy Komisji Medycznej PKOl, w której m.in. analiza  konkretnych przypadków polskich medalistów mistrzostw świata i olimpijskich.

Aleksandra Szutenberg: W ostatniej części naszej rozmowy (red. linki do pierwszych dwóch części poniżej) chciałabym wziąć pod lupę kilka konkretnych przypadków polskich sportowców. Pierwszy z nich: Piotr Małachowski. Najlepszy polski dyskobol w czerwcu podczas mityngu w Hengelo osiągnął fantastyczny wynik – 71,84 m, o ponad dwa metry pobił rekord Polski i zdeklasował najgroźniejszego rywala – Niemca Roberta Hartinga. Dwa miesiące później podczas mistrzostw świata w Moskwie mimo świetnej formy, nie potrafił nawiązać z rywalem wyrównanej walki i znowu w najważniejszej imprezie sezonu był drugi…

Marek Graczyk: Są takie bariery, są tacy zawodnicy, z którymi nie da się wygrać, nie da się rywalizować. I pech jeżeli się na takich trafi. Czy Piotr jest słaby psychicznie? Na pewno nie. Pokazuje to osiągając bardzo dobre wyniki na poszczególnych zawodach. Ale być może podczas jego rywalizacji z Hartingiem pojawia się taka wewnętrzna bariera, która go blokuje. Podobno Pele swoją tysięczną bramkę strzelił dopiero po trzech miesiącach. Strzelał po kilka bramek w tygodniu, a gdy na liczniku pojawiło się 999 to się zablokował na kilka miesięcy. A czym ta bramka różniła się od tych, które strzelał jak na zawołanie…

Są takie bariery, takie rzeczy, które trudno nam racjonalnie wytłumaczyć, a tym bardziej przełamać przez sportowców. Patrząc na skoki narciarskie to tam jest Simon Ammann. Czy on znowu wszystkich pogodzi na igrzyskach? To coś dziwnego, coś nieprawdopodobnego.

Czasami są takie zjawiska, są tacy herosi, którzy pokazują, że oni są po prostu nie do pokonania. 

Małachowski przyznał,że do mityngu, podczas którego pobił rekord Polski i osiągnął piaty wynik w historii rzutu dyskiem na świecie, podszedł jakby trochę od niechcenia. Przed mistrzostwami świata natomiast był bardzo naładowany, mówił o swojej wielkiej formie i walce o złoto…

Zawsze się boje takich wypowiedzi. Jeżeli tak było, to się tylko potwierdziła bardzo ważna zasada. W sporcie mamy tak zwanych fighterów i demonstratorsów.

Fighter nigdy nie mówi o tym, jak jest silny i że jedzie po złoto. On jest nastawiony zadaniowo. Do zawodów i do przeciwnika zawsze podchodzi z pokorą. Wie, że będzie bardzo ciężko i jeśli chce coś zdobyć, to musi to ciężko wywalczyć.

Jeżeli demonstrator mówi, że jest świetnie przygotowany to to jest tylko strzał i po wszystkim. Fighter natomiast to zawodnik typowo startowy. Dlatego, jak słyszę takie zapowiedzi, to zaraz do zawodnika sobie przyczepiam taką brzydko mówiąc etykietę demonstratora. Bo właśnie tak się zachowuje, w przeciwieństwie do tego, co robi fighter.

Czy w takim razie takim fighterem jest przyjaciel Małachowskiego – Tomasz Majewski? On przeważnie przyczajony, nie mówi za wiele przed ważnymi zawodami, nie wychyla się, po czym przychodzą igrzyska i jest pach – złoto…

Tak jest. Tomasz Majewski ma wiele wpadek, gorszych występów, ale jest wyraźnie nastawiony na najważniejszą imprezę. Przed igrzyskami nigdy nie powie, w jakiej jest formie i jak będzie. Tu warto wspomnieć też o dużej klasie jego bardzo mądrego trenera – Henryka Olszewskiego. On stopuje tego typu wypowiedzi i wręcz nie dopuszcza do takich sytuacji.

Im więcej zawodnik przed startem powie, jaki jest mocny, tym większa presja na niego spadnie w momencie startu. Nie będzie w stanie jej unieść, gdy przypomni sobie,jak szumnie zapowiadał, czego to nie osiągnie.

Rywalizacja sportowa w każdej dyscyplinie jest trochę jak walka. Trzeba pewne swoje atuty umieć schować, przetrzymać. To gra i walka psychologiczna, by nie pokazać od razu wszystkich swoich atutów, zaskoczyć przeciwnika. To może zrobić fighter, bo on jest pewny swojej siły. Nie skupia się na sobie, a na przeciwniku, żeby dostrzec jego słabą stronę i dopiero uderzyć. To jest właśnie ta różnica w zachowaniu.

To jeszcze jeden przykład. Nasi ciężarowcy i porównanie Marcina Dołęgi i Bartłomieja Bonka… Marcin Dołęga – trzykrotny mistrz świata, na igrzyskach w Londynie, gdy był murowanym faworytem, nie zaliczył ani jednego podejścia i odpadł z rywalizacji. Medal (brązowy) zdobył natomiast ten, na którego nie liczył nikt – Bartłomiej Bonk.

Oj tak Marcin Dołęga to jest historia… Nasi ciężarowcy mieli świetnych psychologów i jeszcze mocniejsze siły medyczne. Jednak Marcin wydawałoby się wielki fighter poza podestem, nigdy nie chciał korzystać z ich pomocy i pewnych umiejętności się nauczyć.

Dołęga złoty medal olimpijski przegrał na własne życzenie.

Wszystko szło w kierunku, że będzie miał dosyć dużą łatwość w jego zdobyciu. I rzeczywiście tak było... Wykruszyli się najgroźniejsi rywale. Ktoś ze sztabu powinien go w tym momencie wkurzyć, zdenerwować. Tak to jest. Łatwe zadanie wymaga większej mobilizacji, bo mamy skłonność do lekceważenia.

On w żadnej próbie nie dociągnął, mimo, że te ciężary niebyły dla niego szczytem możliwości. On nie był wystarczająco zmobilizowany,zwłaszcza, że jeszcze wszyscy dookoła niego powtarzali spokojnie, spokojnie,tylko spokojnie…, a w tamtym momencie spokój był dla niego największym wrogiem. I tu znowu wyszedł brak umiejętności psychologicznych: jego, trenerów,otoczenia, środowiska. Trzeba umieć zareagować i przede wszystkim nie bać się zareagować. Trzeba go było po prostu wkurzyć, zdenerwować, tak, żeby wyszedł i po złości to zrobił. Momentalnie byłby tego efekt. A tak spokojnie, łatwe i tak dalej…

A Bartłomiej Bonk?

Ten, który był gdzieś tam w ciszy, w cieniu, który musiał się gdzieś tam mocno mobilizować, żeby podnieść te najwyższe dla siebie ciężary, ryzykował, ale chciał bardzo to zrobić, nie bał się tego. To było dla niego wyzwaniem i po prostu to zrobił.

Bonk w zeszłym roku był w niezwykle trudnej sytuacji -  ma bardzo duże problemy rodzinne, poważnie chorą córkę… Teoretycznie powinno go to złamać. Tymczasem on, zdobywając jedyny – brązowy medal, uratował honor biało-czerwonych na odbywających się we Wrocławiu mistrzostwach świata…

Często zawodnik, który staje na starcie przed tak ważnym zadaniem, nie boi się przeciwnika. On w momencie startu konfrontuje się ze swoim całym bagażem doświadczeń życiowych. Tam czasami jest zabawa, czasami jakieś oszukiwanie,różne rzeczy… To osłabia. W tym jednym momencie wszystko się bilansuje.

Bonk jest twardym, bardzo poważnym człowiekiem i dlatego on w tej konfrontacji z samym sobą wygrywa i jest w stanie zrealizować swoje absolutne maksimum. Ci słabsi, nawet jeżeli stoją przed zdecydowanie łatwiejszym zadaniem, mniejszym ciężarem, nie są w stanie tego dźwignąć, na tyle się zmobilizować, bo takie, a nie inne były ich oświadczenia życiowe, tak czy inaczej układała się ich kariera i wszystkie sprawy poza sportowe. On robi maksimum, bo jest twardym człowiekiem. Na pewno jednak ponosi tego olbrzymie koszta.

Sytuacja startowa, duże zawody, duże imprezy są jak taka gorąca woda, w której jajko twardnieje,a masło się rozpuszcza.

I tak jak powiedział Phelps: nie biznes, nie bogactwo, a tylko sytuacja startowa obnaża prawdę o człowieku.

Czy dzięki pracy z psychologiem to masło może się zmienić w jajko?

Idziemy w tym kierunku, żeby tworzyć to jajko. Od razu musimy sobie powiedzieć jednak szczerze:

Z niektórych jesteśmy w stanie zrobić coś na kształt jajka, a może nawet jajko, jeżeli odkryjemy rzeczywiście silne strony i te silne strony zaczną dominować. Z wielu jednak nie. Będzie to tylko pozór, coś na zasadzie ubitego kremu. Gdzieś tam na niektórych zawodach zabłyśnie, na innych nie.

Każdemu możemy jednak w dużej mierze pomóc. Szczególnie jeśli chodzi o radość i zadowolenie z tego, co robi. Jest nawet taki dowcip o współpracy z psychologiem:

Reprezentacja piłkarzy ręcznych nawiązała współpracę z psychologiem. Po jakimś czasie spotykają się dwaj trenerzy. I jeden pyta tego trenera kadry? Jak tam, co słychać? Ten odpowiada, że znakomicie. Jakieś wyniki są? Nie ma, ale zupełnie się tym nie przejmujemy…

Uważam, że wartość psychologa sportowego jest weryfikowalna tak samo, jak każdego trenera i lekarza przez wyniki. Ta druga strona, ta bardziej humanistyczna, jeśli chodzi o przeżywanie, o emocje, o rozwój osobisty, też jest ważna, ale tak naprawdę każdy psycholog powinien być oceniany przez wyniki pracy ze swoim zespołem.

Aleksandra Szutenberg, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze