Pięć lat Bogdana Wenty w Kielcach. Cała, piękna epoka

Piłka ręczna
Pięć lat Bogdana Wenty w Kielcach. Cała, piękna epoka
Bogdan Wenta został menadżerem Vive Targów. Długo wytrzyma poza ławką trenerską? / fot. Cyfrasport

Kotliński, Krieger, Kubiszewski, Piwko, Sadowski, Stankiewicz... Nie brzmi jak kadra drużyny gwiazd, prawda? A właśnie ci zawodnicy stanowili trzon zespołu Vive Kielce, z którym w 2009 roku Bogdan Wenta zdobył pierwsze mistrzostwo po powrocie do Polski. Ta wyliczanka nazwisk pokazuje, że od tamtej pory w Kielcach minęła cała epoka. Epoka Wenty. Epoka, która właśnie dobiegła końca.

Bogdan Wenta przestał być trenerem Vive Targów Kielce. Zostaje w klubie, ale znając jego ambicje i temperament trudno zakładać, że na dyrektorskim stanowisku długo wytrzyma. Oficjalnie charyzmatyczny szkoleniowiec został przesunięty na inne stanowisko; mówiąc wprost - został zwolniony. Bo w takich kategoriach należy rozpatrywać odsunięcie go od pracy z zespołem.

Można znaleźć argumenty potwierdzające słuszność takiej decyzji, ale po pierwsze: nie o tym ten tekst, a po drugie: nie zmienia to faktu, że za ostatnich pięć lat w Kielcach Wencie należy się wielki szacunek. A za jakiś czas, gdy opadną emocje, kto wie, może i pomnik...

Wybrałem Kielce, bo są tu możliwości, by pokazać się w Europie

 - Chciałem wrócić do kraju. Jak mam się z kimś na treningu kłócić, to wolę to robić po polsku - w ciepłe czerwcowe popołudnie 2008 roku Bogdan Wenta był w znakomitym nastroju. Po 19 latach gry i pracy trenerskiej za granicą wracał do polskiej piłki ręcznej. - Miałem do wyboru ofertę z Hiszpanii i propozycje z Polski, z Płocka i z Kielc. Wybrałem Vive, bo widzę, że są tu pomysł i możliwości zrobienia czegoś dużego, klubu, który pokaże się w Europie - tłumaczył człowiek, który obejmował właśnie stanowisko trenera kieleckiego klubu.

Pięć lat później zespół pod wodzą Wenty "pokazał się w Europie" aż miło. Wystąpił obok Hamburga, Kilonii i Barcelony w Final Four Ligi Mistrzów. - To wspaniałe uczucie, jesteśmy bardzo szczęśliwi. Udało się awansować do Final Four, choć wiele osób uważało, że to niemożliwe. To będzie kulminacyjny moment moich pięciu lat pracy w klubie - mówił tuż przed turniejem w Kolonii Bogdan Wenta. Nie mógł wtedy przypuszczać, że to rzeczywiście będzie moment kulminacyjny, że kolejnych takich nie będzie.

Trochę brakuje do najlepszych, ale mamy fajny zespół i ambicje

Final Four Ligi Mistrzów to był szczyt, na który Bogdan Wenta, wspólnie z właścicielem i prezesem klubu Bertusem Servaasem wspinali się ramię w ramię.

Zaczęło się w sezonie 2008/2009. Zaczęło z przytupem - od mistrzostwa i Pucharu Polski. Choć wcale nie było łatwo. W wielkim finale Vive po dwóch meczach w Kielcach zaledwie remisowało 1:1 z Wisłą Płock. 23 maja 2009 roku, w meczu numer trzy Nafciarze w legendarnej już "Blaszak Arenie" rozgromili podopiecznych Wenty. 24 godziny miał na pozbieranie zespołu szkoleniowiec Vive. Dokonał tego. Dzień później Vive wygrało w Płocku, a po kolejnych trzech dniach postawiło kropkę nad "i" w meczu u siebie. Pierwszy tytuł mistrzowski w epoce Wenty stał się faktem.


2009 rok: pierwszy sezon Wenty w Kielcach kończy się mistrzostwem Polski / fot. Cyfrasport

Ale sięgając po Wentę prezes Servaas liczył nie tylko na intensywniejsze treningi, mądrzejszą taktykę, lepsze mecze. Przede wszystkim - na sukcesy nie tylko w Polsce liczył. Bogdan Wenta miał zadziałać jak magnes na zawodników, których wcześniej na grę w Polsce namówić byłoby trudno. I to dzięki nim Vive miało znaczyć w Europie coraz więcej.

Udało się szybciej, niż można się było spodziewać. Już ze Stojkoviciem, Knudsenem, Cleverlym i Mariuszem Jurasikiem w składzie oraz z kolejnym sponsorem "Targi" w nazwie Vive w sezonie 2009/2010 obroniło tytuł nie przegrywając ani jednego meczu w lidze!

W Europie też wyszło znakomicie. Vive awansowało do 1/8 finału, a o porażkę na tym etapie rozgrywek z wielkim HSV Hamburg, nikt nie miał pretensji. - Podjęliśmy walkę z Hamburgiem. Mogliśmy osiągnąć lepszy wynik w Kielcach, ale zabrakło wyrachowania, skuteczności. To jeszcze dzieli nas od najlepszych. Ale mamy fajny zespół i duże ambicje - podkreślał z satysfakcją Bogdan Wenta.

Czasami lepiej jest dać krok do tyłu, by potem zrobić dwa do przodu

U progu sezonu 2010/2011 wydawało się, że na europejskie szczyty prowadzi już wygodna autostrada. Nic z tego. Droga okazała się wyjątkowo kręta i nie ze wszystkimi wirażami Bogdan Wenta sobie poradził. W porównaniu do poprzednich sezonów Vive znów było mocniejsze. W Hali Legionów zameldowały się gwiazdy bezdyskusyjnie wielkie: Mirza Dżomba i Uros Zorman. Tymczasem...

Porażkę w Lidze Mistrzów można było jeszcze usprawiedliwić tym, że kielczanie mieli wyjątkowego pecha w losowaniu. THW Kiel, Rhein Neckar Loewen, Barcelona, Chambery, Celje - skład grupy A przyprawiał o zawrót głowy. Choć i tak zaledwie jedno zwycięstwo w dziesięciu meczach pozostawiło pewien niesmak. Ale prawdziwa katastrofa miała dopiero nastąpić.


Wenta i jego zawodnicy po przegranym finale play-off 2011 z Wisłą Płock / fot. Cyfrasport

Jeszcze przed finałem play-off polskiej ligi było jasne, że od nowego sezonu do Kielc trafią Grzegorz Tkaczyk, Sławomir Szmal, Denis Buntić. Oczywiście po to, by pomóc zespołowi w Lidze Mistrzów. Krokiem na drodze do kolejnego sezonu w Champions League miał być tytuł mistrza Polski, ale to akurat był krok tyleż niezbędny, co oczywisty. W Kielcach nikt sobie tym głowy specjalnie nie zaprzątał. Jak wygrać z Barceloną - o, to wyzwanie godne Vive. Ale Wisła? Bez przesady.

A jak się skończyło, wszyscy kibice doskonale pamiętają. - Wisła zasłużyła na to mistrzostwo, wygrał zespół lepszy. A my? Cóż, czasami lepiej jest dać krok do tyłu, by potem zrobić dwa do przodu - mówił po przegranym 1:3 finale smutny jak Dzień Zaduszny Bogdan Wenta. To wtedy pierwszy raz głośno zaczęło mówić się o jego zwolnieniu z Kielc. I z mniejszą lub większą częstotliwością ten temat powracał przez kolejne dwa i pół roku.

Możemy tylko pluć sobie w brodę...

Coraz głośniej mówiło się też o nie najlepszej atmosferze w kieleckim dream-teamie. Im więcej wielkich gwiazd, ludzi o niebywałych umiejętnościach, ale i o arcymocnych osobowościach, tym trudniej o sielankowy nastrój. Ale Bogdana Wentę długo broniły wyniki. Sezony 2011/12 i 12/13 w polskiej lidze to bezprzykładna dominacja Vive Targów.

W wielkich finałach kielczanie dwukrotnie bili Wisłę do zera. W Lidze Mistrzów też poczynali sobie bardzo udanie. Rok przed historycznym awansem do Final Four, grali przecież w 1/8 finału. Choć tego wyniku nikt w kategoriach sukcesu nie traktował. Także sam Wenta. - Możemy sobie pluć w brodę po pierwszym meczu. To w Kielcach, przez własne błędy, przegraliśmy cały dwumecz - nie krył rozczarowania trener Vive Targów.


Pod wodzą Bogdana Wenty Vive awansowało do Final Four Ligi Mistrzów / fot. Cyfrasport

Porażka z Cimosem Koper w walce o ćwierćfinał sezonu 2011/12, a może nawet bardziej niż sama porażka - reakcja na nią, potwierdziła również, że Bogdan Wenta nie jest już postacią nietykalną. Głosy domagające się jego zwolnienia brzmiały bardzo donośnie. Ale Servaas raz jeszcze ciśnienie wytrzymał. I po roku, siedząc w loży VIP kolońskiej Lanxess Arena i patrząc na grę Vive w turnieju Final Four, mógł sobie decyzji pogratulować.

Definicja sportu jest prosta: jeśli walczysz, możesz osiągnąć wszystko

Co się zatem takiego stało, że tym razem Servaas już Wenty nie zatrzymał na stanowisku trenera? Wybaczył mu przegrane mistrzostwo z Wisłą, zaprzepaszczoną szansę z Cimosem Koper, a zwolnił po trzech porażkach w fazie grupowej? Bez sensu... A czego, jak czego, ale sensu w decyzjach szefa kieleckiego klubu nigdy nie brakowało.

Holender zastępując Wentę Talantem Dujszebajewem musiał być w stu procentach przekonany o słuszności takiego posunięcia. Bertus Servaas to nie jest właściciel klubu zamknięty w luksusowym gabinecie na szczycie szklanego biurowca. To człowiek, który jest bardzo blisko zespołu. W pogłoskach o kiepskiej atmosferze w szatni Vive musiało być zatem sporo prawdy...


Bertus Servaas i Bogdan Wenta - duet, który wprowadził Vive na szczyt / fot. Cyfrasport

Tylko, czy wpływa to w jakikolwiek sposób na ocenę całej epoki Wenty w Kielcach? Pięć lat - cztery tytuły mistrzowskie i pięć Pucharów Polski. Wenta przychodził do trzeciego zespołu polskiej ligi (Vive zdobyło brąz w 2008 roku), odchodzi z trzeciego zespołu Europy. Zastał drużynę z Kubiszewskim, Sadowskim, Stankiewiczem, zostawia z Zormanem, Cupiciem, Aguinagalde.

Puenty nie będziemy szukali daleko. Jest kilkanaście akapitów wyżej: za ostatnich pięć lat w Kielcach Bogdanowi Wencie należy się wielki szacunek. A za jakiś czas, gdy opadną emocje, kto wie, może i pomnik...

A zresztą sam Bogdan Wenta na cokół, czy inny postument się zapewne nie wybiera. Prędzej na ławkę trenerską jakiegoś mocnego europejskiego klubu. - Każdy, kto walczy może przegrać, ale ci, którzy nie walczą już przegrali przed startem. Definicja sportu jest prosta: jeśli walczysz, możesz osiągnąć wszystko - mówił Wenta kilka miesięcy temu. I on zapewne jeszcze powalczy.
Szymon Rojek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze