Mączyński o transferze do Chin: Wykorzystałem szansę życia

W rozmowach z Chińczykami postawiłem warunek, że najpierw puszczą mnie na ten wyjazd, a dopiero potem dolecę na ich obóz przygotowawczy. Jeśli by się na to nie zgodzili, to nie byłoby w ogóle tematu transferu – mówi Polsatsport.pl nowy zawodnik chińskiego Guizhou Renhe.
Łukasz Majchrzyk: Zdecydował się Pan na bardzo odważny krok, wyjeżdżając do Chin. Gratuluję odwagi, a z drugiej strony zniknie Pan trochę z pola widzenia kibicom.
Krzysztof Mączyński: To był odważny krok na pewno, ale po szumie, jaki się wokół tego rozpętał widzę, że zrobiłem dobrze. Każdy, kto się interesuje moim transferem, sam sobie znajdzie odpowiedź, czy zrobiłem dobrze. Ja jestem przekonany, że to była słuszna decyzja.
Chiny to kierunek raczej nietypowy dla polskich piłkarzy. Przekonały Pana oferowane przez nowy klub pieniądze?
Oj, nasłuchałem się przez te dni, że Mączyński idzie do Chin tylko dla kasy. Ludzie patrzą wyłącznie na liczby, wydaje im się, że tam nic ciekawego dla piłkarza nie ma. To nie jest najważniejsze. Wie pan, co było dla mnie ważne? Nigdy nie byłem w tamtej części świata, więc byłem ciekawy, jak tam ludzie żyją. Proszę pamiętać, że do Chin przyjeżdżają grać nawet wielkie gwiazdy, jak choćby Didier Drogba, czy Nicolas Anelka. To nie jest słaba liga.
To wszystko prawda, ale kiedy jedzie się na drugi koniec świata, z dala od rodziny, to też się to wlicza w kwotę kontraktu. Poza tym, gra się, żeby zarobić jak najwięcej na przyszłość. Kibice się takimi sprawami interesują.
Oczywiście, że to jest mój zawód i każdy gra po to, żeby zarobić, zapewnić sobie przyszłość. Mam jednak prośbę do wszystkich: niech każdy patrzy w swój portfel. Ja nikomu nie zaglądam w zarobki i podkreślam jeszcze raz, że nie tylko pieniądze się dla mnie liczyły.
Zdziwił się Pan, że akurat klub z Chin złożył ofertę kontraktu?
Podszedłem do tego na chłodno, chociaż pamiętam, że kiedy pierwszy raz o tym usłyszałem, to się trochę zdziwiłem. Pod koniec przedłużonej rundy jesiennej dowiedziałem się, że jestem przez nich obserwowany. Pół roku temu bym się tego nie spodziewał. Przyglądały mi się też inne kluby, ale nic z tego nie wyszło. Każdą ofertę, która przychodzi, trzeba rozważyć, czy będą to Chiny, Rosja, Belgia, czy Anglia. Do każdego trzeba podchodzić z szacunkiem.
Te kraje, które obok Chin Pan wymienił, pojawiły się nieprzypadkowo? Stamtąd były te inne propozycje?
Nie (śmiech). To były trzy pierwsze z brzegu kraje, które przyszły mi do głowy. Tym się proszę nie sugerować.
Negocjować umowę z Panem przyjechała właścicielka klubu, miliarderka Xiu Li Hawken. To rzadko spotykane.
Ja patrzę na to w ten sposób: przyjeżdża człowiek, który ma do ciebie szacunek, pokazuje, że mu zależy i wyciąga rękę. Nie wolno takiej oferty zlekceważyć.
Wyjazd do Chin to dla Pana koniec marzeń o pozostaniu w reprezentacji?
A to niby dlaczego?
Ciężko oczekiwać, że selekcjoner będzie tam jeździł, żeby Pana oglądać. Nawet transmisji z ligi chińskiej chyba nigdzie nie ma.
Kadra jest dla mnie priorytetem. Jestem po rozmowach z selekcjonerem i on zapewnił mnie, że ten transfer nie przekreśla moich szans w kadrze. To jest dobry klub, który gra w azjatyckiej Lidze Mistrzów i jeśli będę się tam dobrze spisywał, to dlaczego mam nie dostać powołania? Dla mnie bardzo ważne jest to najbliższe zgrupowanie reprezentacji. W rozmowach z Chińczykami postawiłem warunek, że najpierw puszczą mnie na ten wyjazd, a dopiero potem dolecę na ich obóz przygotowawczy. Jeśli by się na to nie zgodzili, to nie byłoby w ogóle tematu transferu. Kadry się nie odrzuca. Ja nie jestem supergraczem, który może sobie pozwolić na to, kiedy przyjechać, a kiedy nie.
Nowi pracodawcy nie kręcili nosem? Każdy chce mieć piłkarza jak najszybciej.
Żadnego problemu nie było. Dla nich jest ważne to, żebym przyjechał do nich zdrowy i zadowolony.
Górnik nie próbował Pana zatrzymać? W perspektywie walki o puchary Pana odejście to poważne osłabienie.
Każdy zdaje sobie sprawę, w jakiej sytuacji finansowej jest Górnik. Każdy transfer to jak wyciągnięta pomocna dłoń, więc moje odejście klubowi pomoże. Ciągle słyszę, że o moim transferze zadecydowały jakieś układy, że ktoś mi pomógł w tym wyjeździe. Mogę powiedzieć, że to bzdury. Na Górnika przyjeżdżało mnóstwo skautów, Chińczycy oglądali mnie bardzo dokładnie. Może zagrasz dobry mecz i to będzie twoja szansa życia? Każdy ma taką możliwość. Jeśli ja, przeciętny chłopak, który po prostu grał z wielkim sercem, mogłem zostać sprzedany za 400 tysięcy euro, to każdy ma szansę. Może Pan napisać, że w Górniku jest jeszcze kilku chłopaków, którzy mają szansę wyjechać. Nie tylko ja.
Krzysztof Mączyński: To był odważny krok na pewno, ale po szumie, jaki się wokół tego rozpętał widzę, że zrobiłem dobrze. Każdy, kto się interesuje moim transferem, sam sobie znajdzie odpowiedź, czy zrobiłem dobrze. Ja jestem przekonany, że to była słuszna decyzja.
Chiny to kierunek raczej nietypowy dla polskich piłkarzy. Przekonały Pana oferowane przez nowy klub pieniądze?
Oj, nasłuchałem się przez te dni, że Mączyński idzie do Chin tylko dla kasy. Ludzie patrzą wyłącznie na liczby, wydaje im się, że tam nic ciekawego dla piłkarza nie ma. To nie jest najważniejsze. Wie pan, co było dla mnie ważne? Nigdy nie byłem w tamtej części świata, więc byłem ciekawy, jak tam ludzie żyją. Proszę pamiętać, że do Chin przyjeżdżają grać nawet wielkie gwiazdy, jak choćby Didier Drogba, czy Nicolas Anelka. To nie jest słaba liga.
To wszystko prawda, ale kiedy jedzie się na drugi koniec świata, z dala od rodziny, to też się to wlicza w kwotę kontraktu. Poza tym, gra się, żeby zarobić jak najwięcej na przyszłość. Kibice się takimi sprawami interesują.
Oczywiście, że to jest mój zawód i każdy gra po to, żeby zarobić, zapewnić sobie przyszłość. Mam jednak prośbę do wszystkich: niech każdy patrzy w swój portfel. Ja nikomu nie zaglądam w zarobki i podkreślam jeszcze raz, że nie tylko pieniądze się dla mnie liczyły.
Zdziwił się Pan, że akurat klub z Chin złożył ofertę kontraktu?
Podszedłem do tego na chłodno, chociaż pamiętam, że kiedy pierwszy raz o tym usłyszałem, to się trochę zdziwiłem. Pod koniec przedłużonej rundy jesiennej dowiedziałem się, że jestem przez nich obserwowany. Pół roku temu bym się tego nie spodziewał. Przyglądały mi się też inne kluby, ale nic z tego nie wyszło. Każdą ofertę, która przychodzi, trzeba rozważyć, czy będą to Chiny, Rosja, Belgia, czy Anglia. Do każdego trzeba podchodzić z szacunkiem.
Te kraje, które obok Chin Pan wymienił, pojawiły się nieprzypadkowo? Stamtąd były te inne propozycje?
Nie (śmiech). To były trzy pierwsze z brzegu kraje, które przyszły mi do głowy. Tym się proszę nie sugerować.
Negocjować umowę z Panem przyjechała właścicielka klubu, miliarderka Xiu Li Hawken. To rzadko spotykane.
Ja patrzę na to w ten sposób: przyjeżdża człowiek, który ma do ciebie szacunek, pokazuje, że mu zależy i wyciąga rękę. Nie wolno takiej oferty zlekceważyć.
Wyjazd do Chin to dla Pana koniec marzeń o pozostaniu w reprezentacji?
A to niby dlaczego?
Ciężko oczekiwać, że selekcjoner będzie tam jeździł, żeby Pana oglądać. Nawet transmisji z ligi chińskiej chyba nigdzie nie ma.
Kadra jest dla mnie priorytetem. Jestem po rozmowach z selekcjonerem i on zapewnił mnie, że ten transfer nie przekreśla moich szans w kadrze. To jest dobry klub, który gra w azjatyckiej Lidze Mistrzów i jeśli będę się tam dobrze spisywał, to dlaczego mam nie dostać powołania? Dla mnie bardzo ważne jest to najbliższe zgrupowanie reprezentacji. W rozmowach z Chińczykami postawiłem warunek, że najpierw puszczą mnie na ten wyjazd, a dopiero potem dolecę na ich obóz przygotowawczy. Jeśli by się na to nie zgodzili, to nie byłoby w ogóle tematu transferu. Kadry się nie odrzuca. Ja nie jestem supergraczem, który może sobie pozwolić na to, kiedy przyjechać, a kiedy nie.
Nowi pracodawcy nie kręcili nosem? Każdy chce mieć piłkarza jak najszybciej.
Żadnego problemu nie było. Dla nich jest ważne to, żebym przyjechał do nich zdrowy i zadowolony.
Górnik nie próbował Pana zatrzymać? W perspektywie walki o puchary Pana odejście to poważne osłabienie.
Każdy zdaje sobie sprawę, w jakiej sytuacji finansowej jest Górnik. Każdy transfer to jak wyciągnięta pomocna dłoń, więc moje odejście klubowi pomoże. Ciągle słyszę, że o moim transferze zadecydowały jakieś układy, że ktoś mi pomógł w tym wyjeździe. Mogę powiedzieć, że to bzdury. Na Górnika przyjeżdżało mnóstwo skautów, Chińczycy oglądali mnie bardzo dokładnie. Może zagrasz dobry mecz i to będzie twoja szansa życia? Każdy ma taką możliwość. Jeśli ja, przeciętny chłopak, który po prostu grał z wielkim sercem, mogłem zostać sprzedany za 400 tysięcy euro, to każdy ma szansę. Może Pan napisać, że w Górniku jest jeszcze kilku chłopaków, którzy mają szansę wyjechać. Nie tylko ja.
Komentarze