Pindera: Wojny nie było, przegrany chce rewanżu

Zamiast burzy z piorunami tylko kilka niezbyt mocnych grzmotów. Tak wyglądała walka Jeana Pascala z Lucianem Bute w Montrealu. Sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości punktując jednogłośne zwycięstwo Jeana Pascala. A Lucian Bute zrobił zdecydowanie za mało, by liczyć na korzystny dla siebie werdykt.
Na pojedynek dwóch, byłych już mistrzów świata czekano w Kanadzie od dawna. Emocje nie osłabły nawet wtedy, gdy obaj stracili tytuły: pierwszy z mistrzowskim pasem rozstał się Pascal przegrywając niespełna trzy lata temu z Bernardem Hopkinsem, a rok później Bute, którego w Nottingham zmusił do poddania Carl Froch.
Po tej porażce Bute, Rumun z kanadyjskim paszportem zmienił kategorię, przeszedł do wagi półciężkiej i w tym momencie zderzenie z Pascalem było już tylko kwestią czasu.
Ponad 20 tysięcy widzów w Bell Center w Montrealu i dwumilionowe honoraria liczone w dolarach dla obu pięściarzy dopełniały obrazu tej walki. W szatni i narożniku Pascala, byłego mistrza WBC w kategorii półciężkiej znalazł się Roy Jones jr , idol urodzonego na Haiti Kanadyjczyka. Najtężsi spece tej dyscypliny stawiali na jego wygraną, niektórzy z nich twierdzili nawet, że znokautuje ex czempiona IBF wagi super średniej.
Bute miał zdecydowanie mniej zwolenników, choć sam nie miał żadnych wątpliwości, kto będzie lepszy. Tak mówił, ale czy tak naprawdę myślał?
Patrząc na jego ringowe poczynania mam wątpliwości. Walczył ostrożnie, żeby nie powiedzieć strachliwie. Oddawał rundy czekając na atak Pascala i okazję do kontry. Sam do zmasowanego ataku ruszył dopiero w dwóch ostatnich rundach widząc, że to jedyna szansa, by przechylić szalę na swoją korzyść. Potrzebował nokautu, więc go szukał skwapliwie, ale nieskutecznie.
Jean Pascal powie później, że świadomie pozwolił mu na ten atak licząc, że Bute popełni błąd, a on to wykorzysta. - Tak, chciałem go znokautować. On atakował tylko dlatego, by pokazać się z dobrej strony i naciskać na rewanż. Ale to nie ma sensu, ja chcę walczyć z Adonisem Stevensonem - mówił Pascal.
Sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości punktując jednogłośne zwycięstwo Jeana Pascala. A Lucian Bute zrobił zdecydowanie za mało, by liczyć na korzystny dla siebie werdykt. O początku sprawiał wrażenie niepewnego swych sił, nie podjął ryzyka, choć powinien, tym bardziej, że Pascal niczego szczególnego w tym pojedynku nie pokazał.
I jeśli dojdzie w przyszłości do jego walki z mistrzem WBC tej kategorii, Adonisem Stevensonem, to nie będzie w niej faworytem. Mieszkający w Montrealu, podobnie jak Bute i Pascal, Stevenson był w Bell Center, siedział przy ringu i na gorąco komentował, to co się działo w tym, tak bardzo przecież oczekiwanym pojedynku. Uśmiechnięty, pewny siebie, potwierdził, że na pewno nie będzie unikał konfrontacji z Pascalem. Obaj urodzili się na Haiti, obaj weszli na szczyty zawodowego boksu. Nic nie stoi na przeszkodzie, by pewnego dnia wyszli do ringu i stoczyli walkę, która wstrząśnie Kanadą, bo ta, która jest już za nami spodziewanych emocji nie dostarczyła.
Po tej porażce Bute, Rumun z kanadyjskim paszportem zmienił kategorię, przeszedł do wagi półciężkiej i w tym momencie zderzenie z Pascalem było już tylko kwestią czasu.
Ponad 20 tysięcy widzów w Bell Center w Montrealu i dwumilionowe honoraria liczone w dolarach dla obu pięściarzy dopełniały obrazu tej walki. W szatni i narożniku Pascala, byłego mistrza WBC w kategorii półciężkiej znalazł się Roy Jones jr , idol urodzonego na Haiti Kanadyjczyka. Najtężsi spece tej dyscypliny stawiali na jego wygraną, niektórzy z nich twierdzili nawet, że znokautuje ex czempiona IBF wagi super średniej.
Bute miał zdecydowanie mniej zwolenników, choć sam nie miał żadnych wątpliwości, kto będzie lepszy. Tak mówił, ale czy tak naprawdę myślał?
Patrząc na jego ringowe poczynania mam wątpliwości. Walczył ostrożnie, żeby nie powiedzieć strachliwie. Oddawał rundy czekając na atak Pascala i okazję do kontry. Sam do zmasowanego ataku ruszył dopiero w dwóch ostatnich rundach widząc, że to jedyna szansa, by przechylić szalę na swoją korzyść. Potrzebował nokautu, więc go szukał skwapliwie, ale nieskutecznie.
Jean Pascal powie później, że świadomie pozwolił mu na ten atak licząc, że Bute popełni błąd, a on to wykorzysta. - Tak, chciałem go znokautować. On atakował tylko dlatego, by pokazać się z dobrej strony i naciskać na rewanż. Ale to nie ma sensu, ja chcę walczyć z Adonisem Stevensonem - mówił Pascal.
Sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości punktując jednogłośne zwycięstwo Jeana Pascala. A Lucian Bute zrobił zdecydowanie za mało, by liczyć na korzystny dla siebie werdykt. O początku sprawiał wrażenie niepewnego swych sił, nie podjął ryzyka, choć powinien, tym bardziej, że Pascal niczego szczególnego w tym pojedynku nie pokazał.
I jeśli dojdzie w przyszłości do jego walki z mistrzem WBC tej kategorii, Adonisem Stevensonem, to nie będzie w niej faworytem. Mieszkający w Montrealu, podobnie jak Bute i Pascal, Stevenson był w Bell Center, siedział przy ringu i na gorąco komentował, to co się działo w tym, tak bardzo przecież oczekiwanym pojedynku. Uśmiechnięty, pewny siebie, potwierdził, że na pewno nie będzie unikał konfrontacji z Pascalem. Obaj urodzili się na Haiti, obaj weszli na szczyty zawodowego boksu. Nic nie stoi na przeszkodzie, by pewnego dnia wyszli do ringu i stoczyli walkę, która wstrząśnie Kanadą, bo ta, która jest już za nami spodziewanych emocji nie dostarczyła.
Komentarze