Pocztówka z Melbourne. Paul McNamee na emeryturze.

Butelki doskonałego czerwonego wina rozmywają się w przestrzeni powietrznej nad Melbourne Park. Stan Wawrinka utonie w oceanie dzikiej zabawy i zakosztuje skydivingu. W dzielnicy zdominowanej przez Chińczyków – Box Hill, jeszcze długo będą rozpływać się w zachwycie nad Li Na, a Paul McNamee wypije kawę w zwolnionym tempie. Australian Open 2014 przeszło do historii.
Zanim uprzątnięte zostaną pozostałości po wielkoszlemowym turnieju, miną pełne dwa tygodnie. Gdy kurz historii pokryje wyczyny Li Na, Dominiki Cibulkovej, Agnieszki Radwańskiej, Nicka Kyrgiosa i Stana Wawrinki, miłośnicy muzyki odwiedzą Rod Laver Arena w poszukiwaniu dobrej nuty. Nad korcie, na którym pot wylewał Andy Murray i Lleyton Hewitt, wystąpi Dolly Parton, Lionel Richie, John Farnham i Rolling Stones. Rod Laver Arena tętni życiem przez cały rok. W maju dwa występy zarezerwował czarodziejski Bilko Williams i jego zwariowana ekipa kipiąca fantazją – Nitro Circus Live. Paul McNamee, były znakomity tenisista z Australii jest dumny, że w Melbourne zakotwiczył dobry sport i świetna muzyka.
Ci, którzy nie mogli wysupłać fortuny na bilety na mecze (od 69 do 300 dolarów), zawsze mogli przycupnąć w przestronnym ogrodzie (34 dolary albo 90 za czteroosobową rodzinę) i posłuchać dobrej kapeli. City Calm Down zaprezentowało arcyciekawy repertuar miłośnikom dobrej muzyki. A kto umiał połączyć zamiłowanie do kultury z lobem, topspinem i wolejem, zerkał na gigantyczny ekran nie podnosząc się z trawy pachnącej niczym Kooyong. Słowem: żyć nie umierać.
McNamee pokonuje McEnroe'a
Jakkolwiek dziwnie to brzmi, Australijczycy nie odczuwają wstrętu widząc kort ziemny. Dobitnie przekonali się o tym Polacy kiedy ekipa dowodzona przez Pata Raftera i Tony'ego Roche'a pokonała biało-czerwonych 4-1 we wrześniu w walce o Grupę Światową Pucharu Davisa. W przeszłości, człowiekiem, który doskonale czuł się na mączce był Paul McNamee.
- Dla mnie nie ma piękniejszej nawierzchni niż korty ziemne. To poezja, sztuka, esencja tenisa. Kąty, wślizgi, niuanse. Zawsze odczuwałem niezwykłą radość kiedy wchodziłem na korty ziemne - wspomina swoje występy na mączce Paul.
W 1980 roku McNamee oczarował świat pokonując w Paryżu leworęcznego geniusza Johna McEnroe'a w czterech setach. Niezapomniana trzecia runda Roland Garros. Kiedy McEnroe wygrywał Wimbledon w 1984 roku, jedynym graczem, który urwał mu seta był urodzony w Melbourne, Paul McNamee.
Paul przez 4 lata pracował nad książką pt. „Game changer”. Ktoś powie: cóż to za gracz, kudy mu do sławy Lavera, Emersona, Rosewalla, Hoada, Sedgmana. A jednak Paul zmienił krajobraz tenisa. Rzeźbiarz, który kocha zacisze swojej pracowni. - Moje życie raczej nie wywróciłoby się do góry nogami, gdybym miał więcej szczęścia w półfinale Australian Open 1982. Taśma nie była wówczas moim sprzymierzeńcem, ale nie mam pretensji do losu. Johan Kriek pokonał mnie w półfinale. Przy piłce meczowej byłem bezradny, ale nigdy nie rozpaczałem po tej porażce. W sporcie przegrane kształtują twój charakter i uczą więcej niż imponujące zwycięstwa - wyznaje McNamee.
Reformator
Paul postawił na nogi Melbourne Football Club. Zawsze miał smykałkę do łączenia sportu z biznesem. - Szkopuł w tym, że właściciel klubu zapragnął widzieć w zespole młodych ludzi, więc wyrzucił mnie z pracy, choć wszystko rozkwitało i kręciło się jak świetnie naoliwiona maszyna - mówi McNamee.
Hopman Cup to dziecko Paula. Mikst w Perth cieszy się ogromną popularnością dzięki temu, że McNamee potrafi nakłonić do współpracy wielkie firmy i ściągnąć na zachodnie wybrzeże Australii znakomite tenisowe nazwiska. - Dziś wszyscy są dumni z Pucharu Hopmana, ale gdy zaczynałem tworzyć ten turniej, miałem do dyspozycji 7 osób. Pasjonaci rozkręcili tą imprezę - uśmiecha się Paul.
Dziś McNamee trenuje tenisistkę z Tajwanu: Hsieh-Su Wei, która w 2013 roku sięgnęła po mistrzostwo Wimbledonu w deblu wraz z Peng Shuai. Ponadto Paul pracuje na uniwersytecie Monash i próbuje zachęcić naukowców, aby skorzystali z wiedzy wybitnych sportowców.
- Chcę zmieniać świat. Kiedyś wyśmiewano mnie gdy przechodziłem z jednoręcznego bekhendu na oburęczny, a dzięki temu awansowałem na 24 miejsce w rankingu. Zajęło mi to 12 miesięcy, były momenty gdy sądziłem, że zostanę poddany torturom, ale przetrwałem. Rewolucji nie przeprowadza się w banalny sposób. Jednym okiem spoglądaj na piłkę, drugim na szczyt - twierdzi Paul.
McNamee wygrał 23 turnieje deblowe z Peterem McNamarą. Triumfowali w Wielkim Szlemie, byli fenomenalni w Pucharze Davisa. Pomimo iż w listopadzie 2014 roku Paul będzie obchodził 60 urodziny, wciąż jest niezwykle aktywny. - Fascynuje mnie energia przepływająca przez lotniska. Na ulicy nie ma takiej dawki adrenaliny. Uwielbiam włóczęgostwo. Dziś Nowy Jork, za tydzień Rzym, za miesiąc Paryż, a potem Stambuł. Nie ma nic lepszego niż podróże - twierdzi McNamee.
Wedle planów, Melbourne Park miało być oceanem sztucznej trawy. Nikt nie sądził, że tenisiści będą grać na twardej nawierzchni. Paul spierał się z Patem Rafterem i Lleytonem Hewittem, którzy optowali za sztuczną trawą. Postawił na swoim, choć bolało go serce, bo już nigdy nie odbudował dobrych relacji z dwójką wybitnych australijskich tenisistów. - Wiedziałem, że dla przyszłości Australian Open, muszę sięgnąć po drastyczne środki. Sztuczna trawa skazałaby nas na niebyt, a tak dzięki twardej nawierzchni, turniej przeżywa rozkwit - mówi McNamee.
Zyski są astronomiczne, ale też pojawiają się młode talenty pokroju Kyrgiosa, Thompsona i Kokkinakisa, więc pieniądze są rozsądnie inwestowane. Australian Open to magia wielkiego tenisa, ale też niezbędny luz. Tu, w kraju zesłańców nikt nie lubi przymusu i nadmiernego ciśnienia. Dzięki takiemu zdrowemu podejściu wszystko kręci się jak należy i nikt nie odjeżdża na drugi świat z powodu źle wyprasowanego obrusu w loży dla VIPów…
Ci, którzy nie mogli wysupłać fortuny na bilety na mecze (od 69 do 300 dolarów), zawsze mogli przycupnąć w przestronnym ogrodzie (34 dolary albo 90 za czteroosobową rodzinę) i posłuchać dobrej kapeli. City Calm Down zaprezentowało arcyciekawy repertuar miłośnikom dobrej muzyki. A kto umiał połączyć zamiłowanie do kultury z lobem, topspinem i wolejem, zerkał na gigantyczny ekran nie podnosząc się z trawy pachnącej niczym Kooyong. Słowem: żyć nie umierać.
McNamee pokonuje McEnroe'a
Jakkolwiek dziwnie to brzmi, Australijczycy nie odczuwają wstrętu widząc kort ziemny. Dobitnie przekonali się o tym Polacy kiedy ekipa dowodzona przez Pata Raftera i Tony'ego Roche'a pokonała biało-czerwonych 4-1 we wrześniu w walce o Grupę Światową Pucharu Davisa. W przeszłości, człowiekiem, który doskonale czuł się na mączce był Paul McNamee.
- Dla mnie nie ma piękniejszej nawierzchni niż korty ziemne. To poezja, sztuka, esencja tenisa. Kąty, wślizgi, niuanse. Zawsze odczuwałem niezwykłą radość kiedy wchodziłem na korty ziemne - wspomina swoje występy na mączce Paul.
W 1980 roku McNamee oczarował świat pokonując w Paryżu leworęcznego geniusza Johna McEnroe'a w czterech setach. Niezapomniana trzecia runda Roland Garros. Kiedy McEnroe wygrywał Wimbledon w 1984 roku, jedynym graczem, który urwał mu seta był urodzony w Melbourne, Paul McNamee.
Paul przez 4 lata pracował nad książką pt. „Game changer”. Ktoś powie: cóż to za gracz, kudy mu do sławy Lavera, Emersona, Rosewalla, Hoada, Sedgmana. A jednak Paul zmienił krajobraz tenisa. Rzeźbiarz, który kocha zacisze swojej pracowni. - Moje życie raczej nie wywróciłoby się do góry nogami, gdybym miał więcej szczęścia w półfinale Australian Open 1982. Taśma nie była wówczas moim sprzymierzeńcem, ale nie mam pretensji do losu. Johan Kriek pokonał mnie w półfinale. Przy piłce meczowej byłem bezradny, ale nigdy nie rozpaczałem po tej porażce. W sporcie przegrane kształtują twój charakter i uczą więcej niż imponujące zwycięstwa - wyznaje McNamee.
Reformator
Paul postawił na nogi Melbourne Football Club. Zawsze miał smykałkę do łączenia sportu z biznesem. - Szkopuł w tym, że właściciel klubu zapragnął widzieć w zespole młodych ludzi, więc wyrzucił mnie z pracy, choć wszystko rozkwitało i kręciło się jak świetnie naoliwiona maszyna - mówi McNamee.
Hopman Cup to dziecko Paula. Mikst w Perth cieszy się ogromną popularnością dzięki temu, że McNamee potrafi nakłonić do współpracy wielkie firmy i ściągnąć na zachodnie wybrzeże Australii znakomite tenisowe nazwiska. - Dziś wszyscy są dumni z Pucharu Hopmana, ale gdy zaczynałem tworzyć ten turniej, miałem do dyspozycji 7 osób. Pasjonaci rozkręcili tą imprezę - uśmiecha się Paul.
Dziś McNamee trenuje tenisistkę z Tajwanu: Hsieh-Su Wei, która w 2013 roku sięgnęła po mistrzostwo Wimbledonu w deblu wraz z Peng Shuai. Ponadto Paul pracuje na uniwersytecie Monash i próbuje zachęcić naukowców, aby skorzystali z wiedzy wybitnych sportowców.
- Chcę zmieniać świat. Kiedyś wyśmiewano mnie gdy przechodziłem z jednoręcznego bekhendu na oburęczny, a dzięki temu awansowałem na 24 miejsce w rankingu. Zajęło mi to 12 miesięcy, były momenty gdy sądziłem, że zostanę poddany torturom, ale przetrwałem. Rewolucji nie przeprowadza się w banalny sposób. Jednym okiem spoglądaj na piłkę, drugim na szczyt - twierdzi Paul.
McNamee wygrał 23 turnieje deblowe z Peterem McNamarą. Triumfowali w Wielkim Szlemie, byli fenomenalni w Pucharze Davisa. Pomimo iż w listopadzie 2014 roku Paul będzie obchodził 60 urodziny, wciąż jest niezwykle aktywny. - Fascynuje mnie energia przepływająca przez lotniska. Na ulicy nie ma takiej dawki adrenaliny. Uwielbiam włóczęgostwo. Dziś Nowy Jork, za tydzień Rzym, za miesiąc Paryż, a potem Stambuł. Nie ma nic lepszego niż podróże - twierdzi McNamee.
Wedle planów, Melbourne Park miało być oceanem sztucznej trawy. Nikt nie sądził, że tenisiści będą grać na twardej nawierzchni. Paul spierał się z Patem Rafterem i Lleytonem Hewittem, którzy optowali za sztuczną trawą. Postawił na swoim, choć bolało go serce, bo już nigdy nie odbudował dobrych relacji z dwójką wybitnych australijskich tenisistów. - Wiedziałem, że dla przyszłości Australian Open, muszę sięgnąć po drastyczne środki. Sztuczna trawa skazałaby nas na niebyt, a tak dzięki twardej nawierzchni, turniej przeżywa rozkwit - mówi McNamee.
Zyski są astronomiczne, ale też pojawiają się młode talenty pokroju Kyrgiosa, Thompsona i Kokkinakisa, więc pieniądze są rozsądnie inwestowane. Australian Open to magia wielkiego tenisa, ale też niezbędny luz. Tu, w kraju zesłańców nikt nie lubi przymusu i nadmiernego ciśnienia. Dzięki takiemu zdrowemu podejściu wszystko kręci się jak należy i nikt nie odjeżdża na drugi świat z powodu źle wyprasowanego obrusu w loży dla VIPów…
Komentarze