Miklas: Moje zimowe igrzyska - Turyn 2006

Zimowe
Miklas: Moje zimowe igrzyska - Turyn 2006
Jest medal! Srebrny Tomasz Sikora /fot. PAP/EPA

Na wpół żartobliwie można powiedzieć, że wyjazd na zimowe igrzyska „Torino’2006” był najdłuższym wysokogórskim zgrupowaniem w moim życiu. Przez trzy tygodnie znaczna część ekipy TVP, w tym także ja, mieszkała bowiem w Sestriere, w skromnym hotelu, na wysokości prawie 2.100 m npm. O sto metrów wyżej niż Kasprowy. Było to o tyle naturalne, że wszelkie konkurencje na śniegu oraz saneczki i bobsleje odbywały się w Alpach, o dwie godziny jazdy (a jak sypnęło śniegiem to dłużej) od Turynu.

W stolicy Piemontu odbyły się ceremonie otwarcia i zamknięcia oraz konkurencje pod dachem (hokej, łyżwy szybkie i figurowe, curling). Były to jakby oddzielne igrzyska. Prawdzie zimowe w stacjach alpejskich i wiosenne w Turynie, gdzie było już tak ciepło, że chodziło się „do figury”, a na skwerach flancowano kwiatki.

Z Dagmarą w komentatorskiej kabinie

Po raz pierwszy na zimowych igrzyskach uprawiałem monokulturę ograniczając się  do komentowania biathlonu. Inna sprawa, że z igrzysk na igrzyska program biathlonu rozrastał się i w Turynie, a dokładniej w San Sicario, obejmował już dziesięć konkurencji. Przez kilkadziesiąt lat, aż do igrzysk w Calgary, były tylko trzy męskie: 10 i 20 kilometrów oraz sztafeta 4 x 10 km. Na igrzyskach w Albertville doszły konkurencje kobiece. Z tą tylko różnicą, że paniom wyznaczono  nieco krótsze dystanse (7,5 i 15 km). W Salt Lake City dołożono biegi na dochodzenie. Konkurencji było już więc osiem. W Turynie doszły dwie kolejne – biegi ze startu wspólnego (15 i 12,5 km) niesłusznie często nazywane biegami „masowymi” (bezmyślnie kalkuje się niemiecki czy angielski „massstart”). Podobnie ze strzelaniem. W sportach strzeleckich obowiązują „postawy” („leżąc”, „klęcząc” i „stojąc”). W biathlonie ktoś się uparł, żeby mówić o „pozycjach”. Więc starałem się czasem tłumaczyć, że „pozycje” są w „Kamasutrze”.  Ale polskim biathlonem przez lata rządzili wojskowi, potem swoje przyzwyczajenia narzucali rosyjscy bądź ukraińscy trenerzy. Zaś zawodnicy też nie zawsze grzeszyli nadmiarem intelektu. Choć oczywiście były wyjątki.

Na szczęście na stanowisku komentatorskim w San Sicario, gdzie wyznaczono trasy i strzelnicę do biathlonu miałem znakomitą partnerkę. Współpraca z Dagmarą Gierasimuk układała się naprawdę wzorowo i tylko szkoda, że były to nasze pierwsze i ostatnie zarazem transmisje. Dagmara znalazła się w telewizyjnej ekipie trochę przypadkowo. Otóż w tej części ekipy, która mieszkała w Sestriere, miała być tylko jedna kobieta, komentująca narciarstwo alpejskie  Monika Lechowska. A opłacone były pokoje dwuosobowe. Więc było jedno, ale „damskie” wolne łóżko. I na ten hotelowy „vacat” załapała się Dagmara Gierasimuk, wcześniej niezła biathlonistka, trenerka i doktorantka na katowickiej AWF. Mądra i przy tym sympatyczna dziewczyna. Więc współpracowało nam się znakomicie.

Nie będę sztucznie skromny twierdząc, że zarówno Dagmarę, jak i mnie, bardzo ucieszyła opinia Tadeusza Jankowskiego, pierwszego trenera naszej reprezentacji kobiet, człowieka w sportach zimowych wybitnego, który wkrótce po igrzyskach napisał książkę o polskim biathlonie „Dziewczyny twarde jak stal zbójnickiego noża” nawiązując tytułem przede wszystkim do medalu  Justyny Kowalczyk, ale i do postawy biathlonistek. Przy okazji omawiania olimpijskich startów Polek mocno Dagmarę i mnie komplementował twierdząc, że nasze komentarze były najlepszymi z biathlonu w historii polskiej telewizji. Przy okazji spotkania w Zakopanem podarował mi tę książkę osobiście z wpisem „Wyrazy uznania za komentowanie biathlonu w Turynie. Autor i trener. T. Jankowski” .


Justyna Kowalczyk w Turynie zdobyła swój pierwszy medal olimpijski - brązowy /fot. PAP/EPA

Zanim doczekaliśmy na finiszu igrzysk medalu Tomasza Sikory, sporo satysfakcji dały nam dziewczyny. W pierwszej konkurencji, biegu długim, na 15 kilometrów, Krysia Pałka, zadziorna góralka z Czerwiennego, jako jedyna w stawce wszystkie próby miała bezbłędne. Dwadzieścia strzałów, wszystkie w tarczę. To doprawdy rzadkość. Biegała jednak słabiej niż najlepsze biathlonistki świata i zajęła szóste miejsce. Dla niej było to coś naprawdę wielkiego. Szóste miejsce na igrzyskach oznacza bowiem stypendium i spokojne życie. Przynajmniej na jakiś czas. Krysia miała dopiero 22 lata, ale już myślała o zerwaniu z biathlonem i dołączeniu do mamy, która za pracą i chlebem wyjechała do Grecji. W następnych trzech konkurencjach nie było już tak dobrze, ale dziewczyny sprawiły miłą niespodziankę w sztafecie. Trenerka Nadia Biłowa posłała na początek do boju swoje „gwiazdy”: Magdalenę Gwizdoń i właśnie Krysię. Na półmetku Polki były szóste. Planem dla następnych: Katarzyny Ponikwi i Magdaleny Grzywy było utrzymanie miejsca w pierwszej dziesiątce. Polki przybiegły siódme, o pięć lokat wyżej niż świadczył ranking.

Srebro dla Sikory, satysfakcja dla komentatora


O ile drużyna kobieca była w miarę wyrównana, o tyle w konkurencjach męskich można było liczyć tylko na Tomasza Sikorę. Pod okiem Aleksandra Wierietielnego pan Tomek został biathlonistą światowej klasy. W 1995 roku, gdy miał ledwie 21 lat, na mistrzostwach świata w Anterselvie zdobył złoty medal w biegu na 20 km. Dwa lata przed Turynem był na tym samym dystansie  wicemistrzem. Liczyliśmy więc przede wszystkim na tę konkurencję. I choć nieźle biegł, to trzy niecelne próby przesunęły go aż na 21 miejsce. Na sukces liczył też obecny na pierwszej części igrzysk ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz, który podobno był na zawodach, ale ani realizator telewizyjnej transmisji, ani spiker zawodów obecności premiera z Polski nie zauważyli. Za to na następnej męskiej konkurencji – sprincie kamery ciągle dawały przebitki na dobrze znaną mi twarz, a realizator krzyczał nam do słuchawek: „Jego Wysokość, król Norwegii, Harald V”. Pomiędzy Haraldem V a Marcinkiewiczem jest jednak pewna różnica.

Tymczasem Sikorze nie szło w drugiej i trzeciej konkurencji, w których plasował  się pod koniec drugiej dziesiątki. Wreszcie przyszedł start ostatniej szansy. Bieg ze startu wspólnego. 15 kilometrów, cztery strzelania. To były jego czwarte igrzyska i choć w biathlonie sukcesy czasem odnoszą zawodnicy zbliżający się do czterdziestki, to wiadomo było, że na Vancouver nie można było już liczyć. Sikora skończył trzydzieści dwa lata, miał dwoje dzieci, a olimpijski medal oznacza w Polsce dożywotnia olimpijską emeryturę.

Marzenia czasem lubią się spełniać. Na naszym biathloniście już wielu położyło krzyżyk, co może go trochę zirytowało i jednocześnie zmobilizowało, bo w ostatnią sobotę igrzysk, 25 lutego 2006 roku, biegł jak natchniony. Na dodatek strzelał niczym John Wayne w najlepszych westernach. Pierwsze trzy wizyty na strzelnicy – bezbłędne. Prowadził stawkę razem z biathlonistą wszechczasów, genialnym Ole Einarem Bjoerndalenem. Razem przybiegli na strzelnicę na ostatnią próbę. Norweg, co nie mieściło się w głowie, popełnił trzy błędy. Sikora trafiał raz za razem. Dziewiętnaście razy z rzędu bez pomyłki. Jeszcze jeden strzał. Na strzelnicy jest tymczasem Niemiec Michael Greis, który wygrał pierwszą konkurencję. Sikora niestety pudłuje. Gdyby trafił – miałby pewny złoty medal. Musi jeszcze przebiec karną rundę. A Greis bezbłędny. Na ostatnią, trzykilometrową pętlę wybiegają razem. Wiemy, że Niemiec jest w fantastycznej formie biegowej i razem z Dagmarą studzimy apetyty na olimpijskie złoto. Choć przychodzi nam to z ciężkim sercem. Nasze obawy sprawdzają się. Na ostatnim podbiegu Greis przyspiesza i zostawia zmęczonego Polaka kilkanaście metrów za sobą.  Gdy Tomek Sikora przeszczęśliwy mija linię mety, żegna się, a ja w transmisji krzyczę, odgadując jego myśli: „Boże, jak ja Ci dziękuję za to, coś dla mnie dzisiaj uczynił!”.

Po dekoracji wspólnie z kolegami długo debatujemy na placyku przed głównym wejściem do biura prasowego i salonu dla VIP-ów. Po tak szczęśliwym dniu nie ma co się spieszyć do hotelu. I po chwili dowiadujemy się, gdzie tkwiło źródło polskich sukcesów w dwóch ostatnich dniach igrzysk. Oto z salonu dla Bardzo Ważnych Osób wychodzi wicepremier i minister rolnictwa, Andrzej Lepper, a za nim, jeszcze niedawno piłkarski trener, też srebrny medalista (z Barcelony), a w tym momencie poseł „Samoobrony” i szef sejmowej komisji sportu, Janusz Wójcik. Obaj lekko zaczerwienieni, widać, że pierwsze toasty po sukcesie Sikory zostały spełnione. Podeszli do nas, po czym Lepper przemówił: - Widzicie, kto to załatwił. Ledwo przyjechałem i dwa medale. Wczoraj Kowalczykówna, na którą mało kto liczył, dziś Sikora. Spokojnie mogę wracać do Warszawy i powiedzieć w Sejmie, komu zawdzięczają te sukcesy”.

Wieczorem dowiedziałem się, że główne wydanie „Wiadomości” zaczęło się od Sikory na mecie i fragmentu mojego komentarza. Nie spodziewałem się jeszcze wówczas, że była to moja ostatnia olimpijska relacja. Ale i tak byłem dzieckiem szczęścia. Ja też dziękuję Bogu za dziesiąte igrzyska. Od letnich w Seulu 1988 do zimowych w Turynie 2006.

Kibic i turysta

Dziesięć dni z biathlonem podczas trzytygodniowego pobytu sprawiło, że wolnego czasu miałem znacznie więcej niż na poprzednich igrzyskach. Bywałem więc w charakterze kibica  na skokach i biegach. Starałem się też obejrzeć okoliczne, niezwykle urokliwe miasteczka ze swoim piemonckim klimatem. A i tak zostały mi jeszcze trzy dni nadwyżki, podczas których postanowiłem zwiedzić Turyn, choć podróż w obie strony zabierała z tego wolnego czasu nawet pięć godzin. A stolica Piemontu może zaimponować. Kilkoma bogatymi w atrakcyjne eksponaty  muzeami i galeriami. Wspaniałą Via Garibaldi, która jest główną ulicą handlową Turynu i  najdłuższym  deptakiem w Europie. Ale przede wszystkim Duomo di San Giovanni czyli katedrą św. Jana Chrzciciela, znaną z największej relikwii chrześcijaństwa -  Całunu, którym Józef z Arymatei miał owinąć Ciało Chrystusa po zdjęciu z krzyża. Oryginalny Całun, ze względu na miejsce przechowywania od XVI wieku nazywany Turyńskim, był wystawiony na widok publiczny w roku Millenium. Po raz kolejny będzie można go oglądać w roku 2025. Tymczasem pozostało obejrzenie kopii, co też robi wrażenie.

Krzysztof Miklas, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze