Pindera: Dlaczego lubimy seriale

Sporty walki
Pindera: Dlaczego lubimy seriale
W czerwcu najprawdopodobniej dojdzie do rewanżowego pojedynku Olivera McCalla z Marcinem Rekowskim/ fot. Polsat Sport

Były mistrz świata wagi ciężkiej, Amerykanin Oliver McCall znów odwiedził Polskę i nie zawiódł. Wszystko więc wskazuje na to, że przyjedzie raz jeszcze i ponownie pokaże jak wyglądał boks zawodowy w jego czasach. Jak się okazuje, nie ma większego znaczenia fakt, że „Atomowy Byk” liczy już prawie 50 lat.

Ktoś przy okazji jego sobotniej walki z Marcinem Rekowskim w Opolu zażartował, że jak dobrze pójdzie, to McCall będzie nas odwiedzał regularnie kilka razy w roku i egzaminował tych, którym marzą się sukcesy. Na razie sprawdził umiejętności Krzysztofa Zimnocha i Rekowskiego, wielokrotnych mistrzów Polski i uczestników największych imprez, z mistrzostwami świata amatorów włącznie.

Myślę, że 48-letni McCall nie miałby nic przeciwko temu. Polubił nasz kraj, jest tu bardzo przyzwoicie traktowany, a honoraria wcale nie są najniższe w jego karierze. W ubiegłym roku przywiózł do Legionowa swojego syna, który dostał od Rekowskiego solidne lanie, więc był znakomity pretekst by znów go tu zaprosić. Ojciec, który wraca pomścić klęskę syna brzmi wprawdzie operetkowo, ale u nas sprzedaje się nieźle. A przecież w kontekście tego co zdarzyło się w Opolu mamy już kolejny powód, by spotkać się z Panem Oliverem raz jeszcze.

Otóż McCall w pierwszej wersji odczytanego przez spikera werdyktu  został uznany za pokonanego, z czym nie mógł się pogodzić jego trener Danell Nicholson. Wprawdzie sędzia ringowy nie wiedzieć czemu podniósł w górę rękę Amerykanina, ale chwilę później zrozumiawszy swój błąd szybko go naprawił. Rekowski przyjął gratulacje od McCalla, który pokazał, że potrafi przegrywać z klasą i zaczął udzielać wywiadu przed kamerami Polsatu. Nie sądził, że to nie koniec kabaretu. Podobnie jak przeżywający już porażkę we własnej szatni „Atomowy Byk”. Po jakimś czasie okazało się, że punktacja sędziów była jednak korzystna dla niego, a pokonanym w tej sytuacji, po raz pierwszy w krótkiej zawodowej karierze,  został Rekowski. I tym razem, to on pokazał klasę dziękując za walkę byłemu mistrzowi świata.

Nic dziwnego, że teraz  rewanż wydaje się koniecznością, bo coś mi się zdaje, że Polacy pokochali serial z „Atomowym Bykiem” w roli głównej. Trzeba go tylko zorganizować jak najszybciej, aby się  McCall  za bardzo nie zestarzał. Choć patrząc na Pana Olivera wydaje się to niemożliwe, zresztą on sam twierdzi, że będzie lepszy niż w Opolu, i prawdę mówiąc nie ma podstaw, by mu nie wierzyć.

A tak na poważnie, nie ma sensu żartować, bo te egzaminy powinny  tylko pomóc  zrozumieć  naszym pięściarzom na czym polega prawdziwy zawodowy boks. Wyobraźmy sobie tylko, że jest rok 1994 i Zimnoch lub Rekowski walczą z McCallem. Jaki byłby wynik ? Nie czekam na odpowiedź.

Chętnie do grupy egzaminowanych dodałbym jeszcze Artura Szpilkę, który miałby okazję porównać czym się różni Bryant  Jennings od „Atomowego Byka” z tamtych lat. A przecież tak naprawdę McCall został wtedy mistrzem świata nokautując Lennoksa  Lewisa trochę przez przypadek. Nie zmienia to jednak faktu, że ma sporo atutów, które się nie zestarzały: wspaniałą obronę, lewy prosty, wciąż mocną prawą rękę, umiejętność rozkładania sił,  itd. Warto się tego od niego uczyć. Dlatego rewanż chętnie zobaczę, by ocenić, jakie wnioski wyciągnął Marcin Rekowski.

Natomiast nie chcę już oglądać w ringu Danny’ego  Williamsa i czytać, że to pogromca Mike’a Tysona. Kiedy Anglik  wygrywał z „Bestią” przed czasem ten był już bokserskim trupem, więc dajmy sobie spokój z taką reklamą. W Opolu Andrzej Wawrzyk  też wygrał z cieniem dawnego Williamsa i mam nadzieję, że ma tego świadomość. Ten biznes  jest na tyle okrutny, że nie ma sensu jeszcze zakłamywać przy tym rzeczywistości. Oczywiście trudno mieć pretensje do Wawrzyka, że po ciężkiej porażce z rąk Aleksandra Powietkina walczył z rywalem, który nie miał siły oddać, bo czasami  tak w boksie bywa. Wierzę, że w kolejnym pojedynku udowodni, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w starciu z kimś znacznie lepiej dysponowanym niż Williams.

I jeszcze jedno: w sobotę wrócił też do gry  Mateusz Masternak efektownie nokautując w Danii Gruzina Sandro Siproszliwego. Master kilka miesięcy temu stracił tytuł mistrza Europy w Moskwie pokonany przed czasem przez Rosjanina Grigorija Drozda. Po tej klęsce zmienił trenera i kilka innych rzeczy i znów wygrywa. Na razie z rywalem nie na miarę jego ambicji, ale to kwestia czasu. Wcześniej czy później dostanie swoją szansę.

A kiedy dostanie ją Damian Jonak, czołowy w rankingach pięściarz wagi junior średniej?

Jego promotor Andrzej Wasilewski twierdzi, że informacja iż Polak zmierzy się 26 kwietnia z mocno bijącym Jamesem Kirklandem w nowojorskiej Madison Square Garden jest  nieaktualna. Ponoć na udział Jonaka w tym pojedynku nie wyraziła zgody telewizja HBO. Amerykanie szukają kogoś lepszego.
Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze