Grosicki: Mógłbym zastąpić Błaszczykowskiego. We Francji chcę pokazać, że zasługuję na kadrę

Piłka nożna
Grosicki: Mógłbym zastąpić Błaszczykowskiego. We Francji chcę pokazać, że zasługuję na kadrę
Kamil Grosicki w Rennes chce wywalczyć sobie powrót do reprezentacji Polski / fot. staderennais.com

Wysłałem Kubie Błaszczykowskiemu wiadomość, aby jak najszybciej wracał do zdrowia. To dobry kolega, kapitan i przede wszystkim jeden z najlepszych polskich piłkarzy. Zawsze, kiedy Kuba miał uraz, to ja dostawałem szansę i wydaje mi się, że wtedy nie zawodziłem. Kto wie, może znów będzie okazja, aby potwierdzić swoją wartość – mówi w rozmowie z Polsatsport.pl Kamil Grosicki, nowy piłkarz Rennes.

Sebastian Staszewski: W grudniu mówił Pan, że albo zostanie w Turcji, albo trafi do Włoch. Niespodziewanie wylądował Pan jednak we francuskiej Ligue 1. Jest Pan zadowolony z transferu do Rennes?

Kamil Grosicki: Nie mam na co narzekać. Liga francuska jest silna, jedna z najlepszych w Europie. Myślę, że dziś poziomem dorównuje Serie A. We Włoszech większą wagę przykłada się jednak do defensywy, a we Francji – do ataku. Mi taki styl pasuje idealnie. Teraz tylko muszę to udowodnić.

Zadebiutował Pan w Rennes szybciej, niż sądziliśmy. Pewnie i Pan był tym zaskoczony.


No tak. Cieszę się, że trener Montanier tak szybko mi zaufał. Kiedy wchodziłem na boisko prowadziliśmy 1:0 i znam wielu szkoleniowców, którzy w takiej sytuacji broniliby wyniku. On się nie bał, wpuścił ofensywnego zawodnika i wyszło to nam na dobre.

Miał Pan udział przy bramce. Wejście smoka?


Fajnie, że wygraliśmy przeciwko Lyonowi, wielkiemu klubowi. Kiedy grałem pierwszy mecz w Sivassporze, trafił mi się Galatasaray Stambuł, ale wtedy przegraliśmy 0:1. Teraz pokonaliśmy mocny zespół, więc humor dopisuje. Mogę powiedzieć, że Francji odżyłem psychicznie.

Jak podoba się Panu nowy klub?

Zespół jest dobrze wybiegany, poza tym mamy świetnych zawodników w ofensywie. Przyszedł do nas chociażby Szwed Ola Toivonen z PSV Eindhoven, na lewym skrzydle jest Romain Alessandrini, na prawym Paul-Georges Ntep. Podobała mi się także nasza gra w obronie.Szkoda tylko, że w pewnym momencie w meczu z Lyonem nie uspokoiliśmy gry i zaczęliśmy wybijać piłki przed siebie. Mnie to ograniczało, bo nie miałem z czego robić akcji. Trochę byłem zły, bo miejsca nie brakowało, a wiedziałem, że gdybym miał wolne pole, to stworzyłbym jeszcze jakąś sytuację.

Grę ułatwia Panu pewnie także znajomość francuskiego. To prawda, że mówi Pan w języku Molièra?

Raczej nie wejdę w zawiłą konwersację, ale znam sporo zwrotów, mogę się dogadać. Trochę słów zapamiętałem ze Sionu, kilku nauczyłem się w Sivas od francuskojęzycznych zawodników. Koledzy widzą, że próbuję się z nimi dogadać mimo, iż popełniam wiele błędów. Bardziej dukam, niż rozmawiam, ale co tam! W szatni zostałem przyjęty naprawdę dobrze.

Ireneusz Jeleń w Auxerre był znany nie tylko z bramek, ale i z tego, że przez kilka lat nie nauczył się mówić po francusku. Pan chyba nie pójdzie jego drogą?

Na pewno nie. Niedługo zaczynam lekcje i obiecuje, że przyłożę się do nauki. Jeśli złapię podstawy języka, to w życiu może mi to tylko pomóc.

Wygrana z Lyonem robi wrażenie, ale w tabeli zajmujecie dopiero piętnaste miejsce.


Taki klub jak Rennes zasługuje na znacznie lepszą lokatę. W poprzednich sezonach zawsze był w czubie tabeli, natomiast w tym przyszedł kryzys. Pokonanie Lyonu było bardzo ważne, bo mieliśmy tylko sześć punktów przewagi nad strefą spadkową, a teraz złapaliśmy trochę dystansu. Przed nami dwa ważne mecze: z Ajaccio i Montpellier, które nas wyprzedza. Po tych spotkaniach będzie wiadomo, w którym miejscu jesteśmy i na co możemy liczyć.

Działacze przedstawili Panu konkretne cele na ten sezon?

Trener Montanier powiedział, że w tabeli jest, jak jest i musimy walczyć o jak najlepsze miejsce. Dla nas niezwykle ważny jest dziś Puchar Francji, bo kilku silnych rywali odpadło, a na nas czeka drugoligowe Auxerre. Klub dawno nic nie zdobył, więc tu jest nasza szansa na sukces. Poza tym, tak jak kiedyś z Jagiellonią, mógłbym awansować przez puchar kraju do Ligi Europejskiej.

Zagra Pan we Francji, ale mógł Pan zostać w Turcji. Nie szkoda było wyjeżdżać? Znał Pan ligę, miał Pan tam swoją markę.

Była poważna oferta z Çaykur Rizespor i Sivasspor się nawet z nimi dogadał. Mieli zapłacić… mniej, niż Rennes. Nie wyraziłem jednak zgody na transfer. Oferta z Rize nie była dla mnie ciekawa.

Sivas nie robiło Panu problemów przy negocjacjach?

Na samym początku, jak oświadczyłem prezesowi, że przylatuje Mariusz Piekarski, aby rozmawiać o transferze, to prezes nie był zadowolony. Chciał, żebym został do końca sezonu, powiedział też, że trener Carlos da mi więcej szans. Ale nie było tematu. Chciałem odejść, rozwijać się w lepszej lidze. No i na szczęście wyraził zgodę.

A co z Włochami? Podobno chciała Pana Parma.

Tak, to prawda. Mogłem podpisać z nimi kontrakt, który obowiązywałby od czerwca. Wybrałem jednak Francję. Nie chciałem czekać do lata.

Jak wyglądały rozmowy z Francuzami? Informacja o Pana transferze pojawiła się w mediach bardzo późno.


Cała spraw trwała tydzień, ale muszę zaznaczyć, że negocjacje były bardzo konkretne. Wiem, że Rennes mocno chciało mnie pozyskać i to było widać w trakcie rozmów. Najpierw menadżer, który prowadził transfer, przyleciał do Mario Piekarskiego, później był w Sivas. Pojawiły się jednak jakieś problemy, więc do Turcji pofatygował się specjalnie dyrektor sportowy Jean-Luc Buisine. To on wynegocjował transfer.

Długo Pana obserwowali?

Kiedy dowiedziałem się, że leci dyrektor sportowy, to wiedziałem, że nie leci na darmo. Nie wiem ile dokładnie mnie oglądali, ale takie kluby nie biorą zawodników z przypadku, albo po układach. Wiem, że „tak” przy moim transferze powiedział Buisine, trener Montanier i prezydent klubu Frédéric de Saint-Sernin. Teraz musze podziękować za tak duże zaufanie. Najlepiej, jeśli zrobię to na boisku.

Rennes zapłaciło za Pana 800 tys. euro. Dużo.

Dużo, szczególnie jak na zawodnika, który nie grał pół roku i któremu za pięć miesięcy wygasa kontrakt. Tym bardziej widać, jak Francuzom na mnie zależało.

Kolejne 20 tys. euro zapłacili Pana menadżerowie za słynny już lot prywatnym samolotem na trasie Stambuł-Sivas-Szczecin. Podróżował Pan jak największe gwiazdy futbolu.

Dziękuję moim agentom, że zrobili mi taki prezent, bo to na pewno fajna przygoda. Miałem mało czasu, w Turcji musiałem załatwić kilka spraw, a później spakować się w Szczecinie. Wynajęli mi więc samolot. Naprawdę wygodna opcja. Może kiedyś zrzucę się z kilkoma znajomymi na taki lot i wybierzemy się na wakacje. Ciekawy pomysł.

Jeśli zagra Pan kilka dobrych meczów we Francji, to może w marcu będzie kolejna okazja na wypożyczenie samolotu. Trasa Rennes-Warszawa.


Na pewno chciałbym wrócić do kadry, ale na razie zachowuję spokój. Cieszę się, że mam nowy klub, będę miał szansę pokazać się trenerowi Nawałce. Na razie nikt do mnie nie dzwonił, ale na boisku postaram się zainteresować moją grą sztab szkoleniowy.

Szansa jest o tyle większa, że poważnej kontuzji doznał Kuba Błaszczykowski.

Mega dramat. Wysłałem Kubie wiadomość, aby jak najszybciej wracał do zdrowia. To dobry kolega, kapitan i przede wszystkim jeden z najlepszych polskich piłkarzy. Zawsze, kiedy Kuba miał uraz, to ja dostawałem szansę i wydaje mi się, że wtedy nie zawodziłem. Kto wie, może znów będzie okazja, aby potwierdzić swoją wartość?

Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze