Kaprysy Fortuny. Polacy na zimowych igrzyskach olimpijskich

Zimowe
Kaprysy Fortuny. Polacy na zimowych igrzyskach olimpijskich
Polskie medale / fot. PAP

Występy polskich sportowców na zimowych igrzyskach olimpijskich były przez dziesięciolecia pasmem klęsk i niepowodzeń, sporadycznie tylko przerywanych sukcesami. Dopiero trzy ostatnie olimpijskie starty w Salt Lake City, Turynie i Vancouver znacząco poprawiły medalowy dorobek biało-czerwonych.

Sporty zimowe traktowano w Polsce trochę po macoszemu i przez wiele lat zimowe igrzyska olimpijskie skrywano w cieniu letnich, które przynosiły zdecydowanie bogatsze medalowe plony. W zimowe dyscypliny nie inwestowano wystarczających środków, nie prowadzono odpowiedniego szkolenia. Wielokrotnie polscy sportowcy wyglądali przy zagranicznych rywalach jak ubodzy krewni, a jeszcze w latach pięćdziesiątych na igrzyska do Oslo wysłano narciarzy zaopatrzonych w sprzęt turystyczny.

Nadzieje pokładano głównie w samorodnych talentach, które co jakiś czas pojawiały się nad Wisłą. Nie zawsze jednak potrafiono te talenty w pełni wykorzystać, umiejętnie nimi pokierować, o czym świadczą choćby przykłady Wojciecha Fortuny i Józefa Łuszczka, których kariery toczyły się wyjątkowo krętymi meandrami. Efekt był mizerny: z pierwszych osiemnastu zimowych olimpiad biało-czerwoni przywieźli zaledwie cztery medale. O fachowości polskich działaczy może zresztą świadczyć fakt, że zdobywcy dwóch krążków: Franciszek Gąsienica Groń i Wojciech Fortuna zostali włączeni do kadry w ostatniej chwili, głównie dzięki wsparciu mediów i trenerów.

Zimowe igrzyska w XXI wieku były już dla Polaków bardziej udane. Biało-czerwoni zdobyli aż 10 medali, znów głównie dzięki wielkim indywidualnościom (Adam Małysz, Justyna Kowalczyk, Tomasz Sikora). Wydaje się jednak, że ich sukcesy wiele w polskich sportach zimowych zmieniły i dziś na olimpijską rywalizację czekamy już z większymi nadziejami, niż przed laty.

Pionierskie starty

Na pierwszych zimowych igrzyskach w 1924 roku w Chamonix Polskę reprezentowała skromna ekipa: trzech narciarzy, jeden łyżwiarz szybki oraz uczestnicy patrolu wojskowego –pokazowej konkurencji, z której narodził się biathlon. Uczestnicy wyprawy do Chamonix o tym, że są olimpijczykami dowiedzieli się… ponad rok po zawodach, gdy na Kongresie Olimpijskim w Pradze postanowiono zorganizowany przez Francuzów Tydzień Sportów Zimowych uznać za I Zimowe Igrzyska Olimpijskie.

Pierwszą medalową szansę miał, na kolejnych igrzyskach w Sankt Moritz w 1928 roku, Bronisław Czech w kombinacji norweskiej. Zajmował piąte miejsce po biegu na 18 km i prezentował się rewelacyjnie podczas treningów na olimpijskiej skoczni. Niestety, w trakcie zawodów nie zdołał ustać pierwszego skoku i zamiast podium, musiał zadowolić się 10. miejscem. Czech był największą indywidualnością polskich sportów zimowych przed wojną.  Imponował wszechstronnością, a na igrzyskach olimpijskich startował w biegach, skokach, kombinacji oraz w narciarstwie alpejskim.  

Skalą talentu i popularnością dorównywał mu Stanisław Marusarz – piąty zawodnik konkursu skoków igrzysk olimpijskich w Garmisch-Partenkirchen w 1936 roku. Był to najlepszy indywidualny wynik uzyskany przez polskiego sportowca do 1956 roku. Czwarte miejsce hokeistów w 1932 roku trudno traktować w kategoriach sukcesu, gdyż w turnieju olimpijskim w Lake Placid wystartowały zaledwie cztery reprezentacje. Marusarz był sportowcem, który połączył przed- i powojenne starty Polaków na igrzyskach, czterokrotnie (1932, 1936, 1948 i 1952) reprezentując biało-czerwone barwy. Jeszcze w 1956 roku w Cortina d'Ampezzo, 42. letni wówczas zakopiańczyk znalazł się w polskiej kadrze, ostatecznie w konkursie skoków nie wystąpił, ale zainaugurował zawody jako przedskoczek.


Stanisław Marusarz / fot. PAP

Właśnie w Cortina d'Ampezzo pierwszy medal zimowych igrzysk olimpijskich zdobył dla reprezentacji Polski kombinator norweski Franciszek Gąsienica Groń. Zakopiańczyk, w ostatniej chwili włączony do kadry olimpijskiej, po konkursie skoków zajmował dziewiątą pozycję i dość niespodziewanie, po znakomitym biegu wdarł się na najniższy stopień olimpijskiego podium.

Pech, porażki i jeden uśmiech Fortuny

Żartem losu można nazwać fakt, że połowę medalowego dorobku w XX wieku reprezentacja Polski zdobyła w jednych zawodach: wyścigu na 1500 m łyżwiarek szybkich podczas igrzysk w Squaw Valley.  Elwira Seroczyńska wywalczyła srebrny, a Helena Pilejczyk brązowy medal w tej konkurencji, przegrywając jedynie z Lidią Skoblikową. Radziecka łyżwiarka wygrywając z Polkami zdobyła pierwszy z sześciu swoich złotych medali olimpijskich. Skromna 13. osobowa ekipa wysłana do Squaw Valley wróciła z Ameryki z dwoma medalami i kilkoma miejscami w czołówce, jednak i przy okazji tych igrzysk polskich sportowców nie opuszczał pech. Jeszcze przed wyjazdem na igrzyska Zdzisław Hryniewiecki, uważany za faworyta konkursu skoków, uległ podczas treningu na skoczni w Wiśle-Malince tragicznemu wypadkowi, który zakończył jego karierę. Podczas łyżwiarskiego wyścigu na 1000 m biegnąca po złoty medal i rekord świata Elwira Seroczyńska na ostatnim wirażu upadła, zahaczając łyżwą o grudkę lodu…

Cztery lata później w Innsbrucku liczono na medale saneczkarzy, ale rozczarowali oni, podobnie zresztą jak i reszta ekipy. Na olimpiadzie w Grenoble w 1968 roku Polacy zaprezentowali się bardzo dobrze, zabrakło jedynie sukcesów. Znów można mówić o braku szczęścia, bo aż czterokrotnie (w biathlonie i saneczkarstwie) biało-czerwoni zajmowali pechowe czwarte miejsca. Największą szansę na medal miał Józef Gąsienica w kombinacji norweskiej, jednak złamał nartę na trasie biegu i uplasował się ostatecznie na szóstej pozycji. Polacy wracali więc z Francji bez medali, ale i bez kożuchów, w które ubrano sportowców i działaczy. Haftowane kożuszki z Podhala zrobiły ogromną furorę i Francuzi błyskawicznie je rozkupili, znacząco zasilając skromne diety reprezentantów Polski.

Fortuna uśmiechnęła się do Polaków podczas igrzysk w Sapporo w 1972 roku. Włączony w ostatniej chwili do kadry 19. letni zakopiańczyk Wojciech Fortuna zajął najpierw 6. miejsce na skoczni K-70 – co było najlepszym rezultatem polskiego skoczka od czasów Marusarza, a następnie sensacyjnie wygrał konkurs na obiekcie K-90. 11 lutego 1972 roku na Okurayamie znokautował rywali skokiem na odległość 111 m w pierwszej serii, po którym przerwano nawet na moment konkurs. Druga seria nie była już dla Polaka równie udana, skoczył zaledwie 87,5 m, ale wystarczyło to do wyprzedzenia o 0,1 punktu Szwajcara Waltera Steinera.


Miejsc Polaków agencje nie podały…

Sukces Wojciecha Fortuny dał Polakom czwarty w historii zimowych igrzysk medal, a na kolejny krążek kibice nad Wisłą musieli czekać dokładnie trzydzieści lat. Mistrz z Saporro zbyt długo i intensywnie świętował swój sukces i jeszcze przed kolejnymi igrzyskami wyleciał z kadry. Siedem następnych olimpiad to czas klęsk, niepowodzeń i rozczarowań. Reprezentanci Polski nawet nie otarli się w tym czasie o medal, bo pechowe zwykle czwarte miejsce było poza ich zasięgiem.

Wyprawa na igrzyska w Innsbrucku w 1976 roku zakończyła się zupełną klęską biało-czerwonych. Najlepsze, szóste miejsce zajęła drużyna hokeistów, nie kryły się jednak za nim rewelacyjne występy na austriackich lodowiskach. Polacy po pokonaniu w pierwszym spotkaniu Rumunii zapewnili sobie awans do czołowej szóstki turnieju, a w konfrontacji z najlepszymi zbierali oklep w każdym meczu; największy – w spotkaniu z ZSRR, przegranym 1:16.


Józef Łuszczek / fot. PAP

Przed Lake Placid najbardziej liczono na Józefa Łuszczka. Mistrz świata z Lahti nie zmieścił się jednak na podium, zajmując 5. (30 km) i 6. (15 km) miejsce. Przed igrzyskami w Sarajewie swój talent objawiły szerszej publiczności narciarki alpejskie - siostry Tlałkówny. Medalowe nadzieje ugrzęzły tym razem na  miejscu szóstym, które Małgorzata Tlałka wywalczyła w slalomie specjalnym. Swoje szanse na medal mieli również skoczkowie, ale ani Stanisław Bobak w Lake Placid, ani Piotr Fijas w Sarajewie nie zaatakowali podium, mimo dobrych pozycji po pierwszej serii.

W Calgary najlepiej wypadli łyżwiarz figurowy Grzegorz Filipowski i panczenistka Erwina Ryś- Ferens, która na trzecich kolejnych igrzyskach zajęła piąte miejsce. Nie o nich było jednak najgłośniej, gdyż wątpliwą sławę zyskał inny reprezentant Polski – hokeista Jarosław Morawiecki, który został przyłapany na stosowaniu dopingu.

Igrzyska w Albertville (1992) pokazały kompletną zapaść polskich sportów zimowych. Przed Lillehammer błysnął formą Jaromir Radke. Były nadzieje na medal, ale na olimpijskim torze łyżwiarskim Polak zajął 7. (5000 m) i 5. miejsce (10000 m). W Nagano liczono na skoczków, ale to był akurat najsłabszy okres w karierze Adama Małysza, który w obu konkursach indywidualnych nie zmieścił się nawet w pięćdziesiątce.


Medalowe żniwa

Przełomem były igrzyska w 2002 roku w Salt Lake City. Adam Małysz, który rok wcześniej dominował w konkursach Pucharu Świata, wygrał turniej Czterech Skoczni i został mistrzem świata na skoczni normalnej w Lahti, dawał realne nadzieje na medal. O najwyższe cele miał rywalizować z Niemcem Svenem Hannawaldem, ale obu faworytów pogodził Szwajcar Simon Ammann. Małysz jako pierwszy polski sportowiec zdobył dwa medale na jednych zimowych igrzyskach: 10 lutego na skoczni K-90 wywalczył brąz, a trzy dni później na dużym obiekcie zdobył srebrny medal. Wynik ten poprawił osiem lat później w kanadyjskim Vancouver. Na Whistler Olympic Park zdobył dwa srebrne medale, znów przegrywając z  Ammanem.

Od brązowego krążka w biegu na 30 km na igrzyskach w Turynie swą medalową serię rozpoczęła Justyna Kowalczyk. W Vancouver Polka  zdobyła medale we wszystkich kolorach: srebro w sprincie stylem klasycznym (17 lutego), brąz w biegu łączonym na 15 km (19 lutego) i złoto na 30 km stylem klasycznym (27 lutego). Kowalczyk, po dramatycznym finiszu zwyciężyła Marit Bjoergen o 0,3 s. Polacy mogli więc świętować drugi złoty medal zimowych igrzysk dokładnie 38 lat i 16 dni po sukcesie Fortuny.


Justyna Kowalczyk / fot. PAP

Medalowy dorobek reprezentacji Polski powiększyli w XXI wieku biathlonista Tomasz Sikora – wicemistrz olimpijski w biegu na 15 km podczas igrzysk w Turynie oraz łyżwiarki szybkie: Katarzyna Bachleda-Curuś, Katarzyna Woźniak i Luiza Złotkowska – brązowe medalistki w biegu drużynowym w Vancouver. Podczas igrzysk w Salt Lake City Jagna Marczułajtis otarła się o podium w snowboardowym slalomie równoległym, zajmując ostatecznie czwarte miejsce. Wyniki uzyskiwane przez reprezentantów Polski na trzech ostatnich igrzyskach pozwalają więc realnie myśleć o medalowych szansach w Soczi. Najwięksi optymiści mówią nawet o możliwości poprawienia rekordu z poprzednich igrzysk, na których Polacy zdobyli sześć medali.

Robert Murawski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze