Magiera: Siatkarska Liga… niezniszczalnych "Misiów"

Siatkówka
Magiera: Siatkarska Liga… niezniszczalnych "Misiów"
Nikola Grbić - wciąż w świetnej formie/ fot. russiavolley.com

O tym, że prawdziwe życie zaczyna się po czterdziestce słyszeli pewnie wszyscy. W sporcie z reguły było i jest trochę inaczej. Kariery, czy jak często mówią zawodnicy - przygody ze sportem - zazwyczaj przed czterdziestką dobiegały końca. Są jednak wyjątki, co potwierdza tegoroczna edycja siatkarskiej Ligi Mistrzów, gdzie w swoich drużynach prym wiodą gracze, którzy przekroczyli 35. rok życia.

Uwaga wszystkich sportowych kibiców skupiona jest na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Tam też nie brakuje sportowych „weteranów”. Norweski biathlonista Ole Einar Bjoerndalen pod koniec stycznia skończył 40 lat, a niespełna dwa tygodnie później wywalczył olimpijskie złoto. Kibice skoków narciarskich z podziwem patrzą na Japończyka Noriakiego Kasai, który w tym roku skończy 42 lata, prezentuje się fantastycznie, a w kuluarach coraz głośniej mówi, że igrzyska w Soczi nie są ostatnimi w jego karierze.

Nie ulega wątpliwości, że występy „starszych panów” na sportowych arenach budzą ogromną sympatię kibiców i choć wiadomo, że w zawodowym sporcie chodzi przede wszystkim o wyniki, to często bywa tak, że niektórym udaje się jedno z drugim połączyć. I to z dobrym skutkiem.

Aleja Siatkarskich Sław




Urodzony w Zrenjaninie Nikola Grbić (na zdjęciu z lewej) skończył we wrześniu ubiegłego roku 40 lat. Zanim jednak zdmuchnął świeczki z urodzinowego tortu przyjechał do Polski, aby odebrać certyfikat i odcisnąć dłonie na milickim rynku w Alei Sław Siatkówki. Zrobił to w towarzystwie swojego brata Vladimira, Brazylijczyka Giby oraz Wojciecha Drzyzgi. Vladimir zakończył swoją przygodę ze sportem cztery lata temu w tureckim Fenerbahce Stambuł. Miał wtedy 40 lat. Giba w tym roku skończy 38 lat i jeszcze trochę w siatkówkę pogrywa. Drzyzga, który jest najstarszy z tego grona, karierę zakończył na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia we Francji mając 33 lata...

Piękni czterdziestoletni

Nie ma co generalizować, ale mimo coraz większych obciążeń i intensywności zajęć, czy całego procesu treningowego połączonego z większą liczbą występów, nie tylko siatkarze, ale w ogóle sportowcy - uprawiają swoje dyscypliny dłużej niż kiedyś.

- Podczas ceremonii losowania grup siatkarskich mistrzostw świata w Pałacu Kultury i Nauki rozmawiałem z Vladimirem Grbiciem o jego bracie - opowiada Tomasz Wojtowicz, który swoją karierę zawodniczą zakończył przed czterdziestką. - Vlado mówił, że Nikola czuje się świetnie, jest w znakomitej formie i na razie nie myśli o… zakończeniu kariery.

Będzie powrót?


Nikola Grbić jest pierwszym rozgrywającym rosyjskiego Zenitu Kazań. Do najlepszego i najprawdopodobniej najbogatszego klubu na świecie trafił na zasadzie „last minute” po koszmarnej kontuzji, której nabawił się Łukasz Żygadło. Zenit w przeddzień inauguracji nowego sezonu stanął pod ścianą i praktycznie nie miał wyboru. To znaczy wybór miał, ale nie miał wyjścia, musiał zakontraktować nowego rozgrywającego. Padło na Grbića.

- Dogadaliśmy się z Nikolą, który według mnie wciąż jest jednym z najlepszych zawodników na świecie - uzasadniał wtedy swój wybór trener drużyny z Kazania Władymir Alekno. - Że co? Że ma już 40 lat? I co z tego? Przecież mówię, że jest jednym z najlepszych rozgrywających świata.

Nikola Grbić szybko zaczął spłacać kredyt zaufania. W ogóle nie widać po nim zmęczenia, wręcz przeciwnie. Czasami zachowuje się jak nastolatek, który dopiero co rozpoczął swoją przygodę z zawodową siatkówką i potrafi się nią znakomicie bawić. Występ Grbicia w pierwszym meczu o awans do Final Four przeciwko Coprze Piacenza był genialny. Serbski rozgrywający nie dość, że fantastycznie obsługiwał swoich kolegów z ataku, to jeszcze świetnie serwował i znakomicie bronił. Jeżeli utrzyma taką formę do zakończenia sezonu, to kto wie, czy nie otrzyma powołania od Igora Kolakovicia do… reprezentacji Serbii na mistrzostwa świata.

- Z tego co pamiętam, to Nikola już ze cztery razy kończył reprezentacyjną karierę, a później na chwilę wracał - mówi Wójtowicz. - Dlaczego miałby nie zrobić tego po raz piąty? - dodaje ze śmiechem.

Dobre pytanie, tym bardziej, że perspektywa gry na Mundialu w Polsce jest kusząca dla wszystkich graczy. Mecz otwarcia Polska - Serbia na Stadionie Narodowym w Warszawie działa na wyobraźnie. Mówił o tym starszy z Grbiciów podczas wspomnianej ceremonii losowania.

Boli trochę mniej…


Coś na temat takich mniej spodziewanych powrotów mógłby powiedzieć rywal Nikoli Grbicia z ostatniego meczu w Lidze Mistrzów, zawodnik Copry Piacenza Samuele Papi, który nieoczekiwanie znalazł się w kadrze Włoch na Igrzyska Olimpijskie w Londynie, gdzie wspólnie z zespołem wywalczył brązowy medal. Kiedy go odbierał miał 39 lat. Za cztery miesiące Papi będzie obchodził 41. urodziny i wtedy ma podjąć decyzję co dalej. Czy pograć jeszcze jeden sezon, czy może zawiesić buty na kołku. Na razie Papi jest wiodącą postacią klubu z Piacenzy. Warto w tym miejscu dodać, że dzielnie wspiera go inny „weteran”, Hristo Zlatanov. Mający bułgarskie korzenie włoski siatkarz skończy w kwietniu tego roku 38 lat i na siatkarską emeryturę na razie nie zamierza się wybierać, choć po raz pierwszy miał taki pomysł… sześć lat temu po finałowym turnieju Ligi Mistrzów w Łodzi.

- Wszystko mnie boli, muszę się zastanowić, co dalej - mówił wtedy Zlatanov, nazwany poprzez swoją posturę przez polskich fanów „Misiem”. Copra zajęła drugie miejsce w F4 LM, a w finale, tu ciekawostka, uległa Zenitowi Kazań (rozgrywającym tej drużyny był wówczas 38-letni Amerykanin Lloy Ball).



Mają wszystko, a mimo to grają…

Grbić, Papi i Zlatanov razem liczą sobie 120 lat. Jeżeli dodamy do tego 40-letniego Romana Jakowlewa, który często pojawia się na boisku w formie zmian zadaniowych, można w formie żartu powiedzieć, że cała czwórka liczy sobie tyle wiosen, ile pozostali zawodnicy z ich drużyn razem wzięci. Sam fakt, że wymienieni siatkarze jeszcze grają nie dziwi, dziwić może jedynie to, że wciąż są wiodącymi postaciami w swoich zespołach i to, że nie są żadnymi wyjątkami.
Oglądając rewanżowe mecze o awans do Final Four warto zwrócić uwagę na kilku innych „wiekowych” siatkarzy. Nie do zdarcia jest rosyjski internacjonał Siergiej Tietiuchin, który ma 39 lat i wciąż imponuje formą występując w barwach Biełgorii Biełgorod. W starciu o awans do finałowego turnieju rywalem zespołu z Biełgorodu jest utytułowany włoski Diatec Trentino Volley, którego grą kieruje 38-letni rozgrywający ze Stanów Zjednoczonych - Donald Suxho.

Weteran „Gierek”

Siatkarskiego weterana nie zabraknie w „polskim” starciu o Final Four Champions League. Przyjmujący Jastrzębskiego Węgla Krzysztof Gierczyński skończył w styczniu tego roku 38 lat. Popularny „Gierek” należy do najlepszych zawodników PlusLigi w całym sezonie. Rozgrywający Jastrzębia Michał Masny wygląda w tym towarzystwie niemal jak… junior. W tym roku skończy dopiero 35 lat.
Marek Magiera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze