Tomaszewski: Polska spała, gdy Fortuna zdobył złoty medal

Cała Polska spała, gdy dokładnie 42. lata temu, 11 lutego 1972 roku w Sapporo Wojciech Fortuna zdobył dla Polski pierwszy złoty medal w zimowych igrzyskach olimpijskich, wygrywając konkurs skoków na dużym obiekcie - wspomina słynny komentator Bohdan Tomaszewski.
- Zarówno Telewizja Polska jak i Polskie Radio nie zamówiły stanowiska komentatorskiego w konkursie skoków na Okurayamie, która okazała się tak szczęśliwa dla Wojciecha Fortuny. Skoczek z Zakopanego mógł nie pojechać na igrzyska, został wciśnięty do ekipy dosłownie w ostatnim momencie - mówi po latach najstarszy polski dziennikarz sportowy 92-letni Tomaszewski.
Nie mając miejsca na stanowiskach komentatorów, udało mu się wślizgnąć do pomieszczenia, w którym rozgrzewali się zawodnicy. Był wśród nich faworyt gospodarzy Yukio Kasaya. To on miał 11 lutego, w dniu święta narodowego Japonii, zdobyć złoto. Konkurs Tomaszewski oglądał przez okno z trenerem skoczka Januszem Forteckim.
Po pierwszej serii Fortuna, który skoczył 111 metrów i pewnie prowadził, wszedł do domku trochę się rozgrzać.
- Wojtku wspaniale, skacz ostrożnie, to może być brąz - powitał go szef misji wcześniej sprinter, później działacz sportowy Józef Rutkowski - wspomina Tomaszewski. - Co tam brąz. Ja pójdę na całość - powiedział późniejszy triumfator.
W drugiej serii Polak wprawdzie osiągnął tylko 87,5 m, ale wystarczyło to do utrzymania pozycji lidera. Zaledwie o 0,1 pkt wyprzedził Szwajcara Waltera Steinera, a brąz przypadł reprezentantowi NRD Rainerowi Schmidtowi, którego od pierwszego miejsca dzieliło 0,6 pkt. Faworyt gospodarzy Kasaya musiał zadowolić się dopiero siódmą lokatą.
- Po konkursie, dzięki uprzejmości Japończyków zabrałem jeepem Fortunę do studia w centrum miasta. W kraju była wtedy piąta rano. Doskonale pamiętam te "złote" chwile w samochodzie. Wojtek z medalem na szyi w czarnym sweterku. Co chwilę bierze medal do ręki i powtarza - ale ojciec się ucieszy - i dalej milczy - dodał Tomaszewski.
W studiu starał się połączyć z centralą radia. Początkowo było to niemożliwe, dopiero po jakimś czasie do kraju popłynęła opowieść Tomaszewskiego barwnie opisująca konkurs, którego nie relacjonował na bieżąco. Odtworzył po mistrzowsku "złote" chwile sprzed 1,5 godziny.
- Po zakończeniu relacji szturm na studio przypuściła liczna grupa dziennikarzy, m.in. z Japonii, USA, Kanady. Jak tylko umiałem, starałem się zaspokoić ich ciekawość. Chcieli dowiedzieć się wszystkiego o Polaku, który w jednej chwili stał się bohaterem igrzysk. Wiadomości z Sapporo przekazywało wtedy 3713 dziennikarzy prasy, radia, telewizji i fotoreporterów - dodał Tomaszewski.
- Po relacji poszliśmy z Fortuną do pobliskiej kantyny. Pojawił się w niej także kierownik ekipy narciarskiej Lech Bafia. "Gratuluję ci Wojtku wygranej, życzę także, abyś zawsze był skromny" - powiedział działacz. "Nawzajem" - odparł rezolutnie Fortuna" - wspomina Tomaszewski.
Pierwszymi w Polsce, którzy dowiedzieli się o sukcesie Fortuny byli dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej, późniejszy szef redakcji sportowej Zbigniew Chmielewski oraz technik obsługujący teleksy, były piłkarz stołecznej Polonii Roman Dąbrowski.
- Tego dnia o czwartej rano, kiedy dotarłem do redakcji, było ciemno i zimno. Po chwili w moim ręku znalazła się taśma z przekazem agencji Reutera zatytułowana - Fortuna gold medal. Skoczyliśmy w górę z radości. Nie wiedzieliśmy o sukcesie Fortuny, bowiem ani telewizja, ani radio nie transmitowały na bieżąco konkursu na Okurayamie - podkreślił Chmielewski.
42 lata później, w Soczi, polski skoczek narciarski po raz drugi stanął na najwyższym stopniu podium igrzysk olimpijskich. W niedzielę złoty medal wywalczył Kamil Stoch na normalnej skoczni.
Komentarze