Był przyszłością hurlingu, został gwiazdą futbolu

Piłka nożna
Był przyszłością hurlingu, został gwiazdą futbolu
Shane Long (z lewej) i Adam Marciniak podczas towarzyskiego meczu Polska - Irlandia / fot. PAP

W młodości wielki talent hurlingu – najszybszego zespołowego sportu świata – dziś solidny piłkarz Premier League i obok Jamesa McCarthy’ego najjaśniejsza postać swojej reprezentacji. Irlandczyk Shane Long. Poznajcie historię faceta, który jeszcze nie raz uprzykrzy życie polskim obrońcom.

Potyczki West Bromwich Albion z Aston Villą to mecze dla prawdziwych facetów. Derby West Midlands. Kiedy oba zespoły spotkały się w październiku 2011 roku, jeden człowiek oberwał najbardziej.

Mecz od początku był zacięty. Long wystartował do piłki. Nadbiegający z naprzeciwka Hutton zaatakował przeciwnika tak, że ten wyleciał w powietrze. Faul bez większych problemów utrzymał się w czołówce najpopularniejszych zagrań sezonu. Reakcja Longa była zaskakująca. Nie odgrywał przedstawienia, na nic zdały się nosze. Jak prawdziwy facet wstał i kuśtykając ku linii bocznej rzucił Huttonowi złowrogie spojrzenie. Nic więcej. Skąd ta wewnętrzna siła? Faul był przecież brutalny. Ronaldo leżałby na murawie przez kolejne 10 minut. A on jak gdyby nigdy nic wstał… Chyba zostało mu to z poprzedniego sportowego wcielenia.



Kiedy był nastolatkiem uważano go za przyszłość hurlingu. Od dziecka trenował w Tipperary, klubie ze swojego rodzinnego hrabstwa. Hurling to w Irlandii sport narodowy. Ludzie nazywają go grą starożytnych, albo najszybszym zespołowym sportem świata. Niektórzy porównują go z hokejem, czy lacrosse, lecz to zupełnie co innego... Coś naprawdę niesamowitego.

To 70 minut walki, nieustającej prędkości, zręczności i wytrzymałości. To sport nie dla mięczaków. Letnie mistrzostwa przyciągają tłumy nawet do 80 tysięcy kibiców. I mimo że hurling tak, jak wszystkie gaelickie dyscypliny jest sportem amatorskim, to gra w barwach Tipperary była dla Longa życiowym celem. Tym sposobem w 2004 roku miał na koncie już drugi półfinał turnieju "All-Ireland", rozgrywanego na Croke Park. Reprezentował wtedy najmłodsze szczeble swojej ukochanej drużyny.

Musicie odwiedzić miasteczko Thurles w letnie popołudnie, kiedy Tipperary akurat gra w domu. Musicie zobaczyć te 50 tysięcy osób przechodzące kamiennym mostem w drodze na Semple Stadium. Te wszystkie puby po brzegi wypełnione pamiątkami i zdjęciami ludzi hurlingu. Poczuć tę 125-letnią historię. Wtedy zrozumiecie, jak wielka, niemalże romantyczna siła przyciąga dorastających tam chłopców.



- Jeśli jesteś z Tipperary, hurling masz we krwi – stwierdził kiedyś Shane Long. Dlatego jego nagła decyzja, aby przerzucić się na futbol – poprzez przyjęcie stypendium sportowego z Cork City w 2004 roku – została odebrana jako mistyfikacja. Chłopak przechodził wtedy ciężki okres. Miał zaledwie 16 lat, gdy jego ojciec doznał śmiertelnego ataku serca. Long senior pragnął, by jego syn spróbował wszystkich sportów zanim podejmie decyzję, z którym zwiąże swoją przyszłość. Posłuchał jego rady.

- Tylko rodzina przy mnie została. Wszyscy inni myśleli, że jestem pomylony - mówił po latach. - Do tego momentu wszystko, o czym marzyłem wiązało się z hurlingiem. Chciałem dołączyć do drużyny seniorów i byłem naprawdę blisko. Po śmierci ojca zacząłem jednak oglądać Premier League. Z każdym kolejnym dniem piłka nożna stawała się dla mnie ważniejsza. To była trudna decyzja, ale pomyślałem, że dam sobie rok lub dwa, a jak nie wyjdzie, to zawsze mogę przecież wrócić do hurlingu – dodał.

Long liczył, że szybko ściągnie na siebie uwagę największych klubów Premier League. Wielu obiecujących chłopców z Zielonej Wyspy przekroczyło Morze Irlandzkie z nadzieją na sukces w futbolu. Wielu z nich przepadło w angielskim systemie szkolenia. Ze spuszczonymi głowami wracali do Irlandii. Jednak póki co Longiem i tak nikt z Anglii się nie interesował. Chłopak był nawet o krok od zaprzepaszczenia swojej szansy w Cork City. Ich skaut miał obserwować go w jednym z meczów Tipperary. Long pojawił się z godzinnym opóźnieniem. Nie miało to jednak znaczenia. Wszedł i z biegu skompletował hat-tricka. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie.



W Cork zdążył rozegrać tylko kilka meczów nim główny skaut Reading, Brian McDermott, przyjechał oglądać Kevina Doyle'a. Ostatecznie zamiast jednego, wziął ze sobą dwóch Irlandczyków. Long w końcu złapał wiatr w żagle. Sezon 2009/10 kończył z 25. trafieniami na koncie. Przyciągnął uwagę Roya Hodgsona, co zaowocowało transferem do West Bromwich latem 2011 roku. Hurling poszedł w zapomnienie, jednak nie ma wątpliwości, że te kilka lat, kiedy nauczył się radzić sobie z presją i grać przed wielkimi tłumami, pomogły mu dostosować się do angielskich realiów. Temperament i przygotowanie fizyczne zawsze były jego znakami firmowymi. Sam Giovanni Trapattoni uważa, że facet spełnia wszystkie wymogi Premier League:

- Powiedziałem mu, że może się wiele nauczyć rywalizując z silniejszymi od siebie. W turniejach takich, jak mistrzostwa Europy, priorytety napastnika są inne niż w Premier League. Dłużej czekasz na piłkę, nie masz wielu okazji. Musisz wykorzystać tę jedną jedyną. Natomiast w Anglii dogodne sytuacje zdarzają się non stop. On już osiągnął wysoki poziom, ale oczywiście może go jeszcze podwyższyć. Jest szybki, nieustraszony i dobrze gra w powietrzu. Musi się jeszcze nauczyć, kiedy podać, a kiedy grać samemu.

To było nieuniknione. Serce, które w każdym spotkaniu Long zostawiał na boisku, w końcu zwróciło uwagę włoskiego szkoleniowca. Mecz przeciwko Słowacji na Croke Park był kamieniem milowym w jego piłkarskiej karierze. Dla większości irlandzkich sportowców gra na dublińskim 80-tysięczniku jest spełnieniem dziecięcych marzeń. W ciągu trzech lat Long dokonał tej sztuki w dwóch, zupełnie różnych dyscyplinach sportu. A to już naprawdę nie lada wyczyn



Podróż Longa z juniorów Tipperary na wyżyny irlandzkiego futbolu w poprzednich dekadach uznano by za skandaliczną. Dzisiaj jest powodem do dumy. Kiedy okrutny atak Huttona przerwał mu sezon na sześć tygodni, zachował zimną krew i wrócił do pierwszej lekcji hurlingu – przyjmij ciosy i nie oglądaj się za siebie. Dni, kiedy mieszkańcy Tipperary mieli mu za złe porzucenie kijka i piłeczki już dawno minęły. W jego rodzinnych stronach coraz częściej widać ludzi w koszulkach Hull City, gdzie obecnie występuje, a jeśli ich sąsiad znów zagra w europejskich finałach, niejeden hurler westchnie i przypomni sobie czasy, kiedy razem wychodzili na boisko. Spojrzy na Shane'a Longa i będzie mu kibicować. Mimo że futbol to sport iście brytyjski…

***

Ciekawostka: Croke Park jest dobrem kultury oraz największą sportową instytucją w Irlandii. Jej korzenie sięgają pamiętnej "krwawej niedzieli" z 1920 roku. To tam brytyjscy żołnierze otworzyli ogień w stronę bezbronnego tłumu. Zabili 14 osób uczestniczących w meczu futbolu gaelickiego pomiędzy zespołami Tipperary i Dublinu. Ten dzień stał się jednym z najbardziej znaczących w historii irlandzkiego sportu. Jego obchodów zaprzestano dopiero w 2007 roku, kiedy na Croke Park zaczęto w końcu – i tymczasowo – rozgrywać międzynarodowe mecze piłki nożnej.
Rafał Hurkowski, Malachy Logan (Irish Times), Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze