Nicki Pedersen dla Polsatsport.pl: Celuję w czwarty tytuł mistrza świata

Żużel
Nicki Pedersen dla Polsatsport.pl: Celuję w czwarty tytuł mistrza świata
Nicki Pedersen / fot.PAP

Niepokorny, wyjątkowo nieustępliwy na torze. Ma niewyparzony język i wielkie serce do walki. Nie przeraża go wizja pojedynku na łokcie w pierwszym wirażu, ale kiedy zdejmuje kask jest człowiekiem do rany przyłóż.

Uwielbia żartować, cieszy się jak dziecko nurkując w głębinach oceanu. Jeździ na nartach wodnych, kocha wypoczywać w Dubaju. Rozkoszuje się słuchając muzycznych melodii wydobywających się z bolidu Formuły 1, a do rozkoszy doprowadza go śpiew legendarnego frontmana kapeli Queen – Freddiego Mercury.

Trzykrotny indywidualny mistrz świata wie, że uprawia ekstremalny sport. Zna ból jaki doskwiera człowiekowi po częściowej amputacji palca u ręki. Trudno znaleźć w parku maszyn równie zdeterminowanego żużlowca. Przez lata rywale zarzucali Pedersenowi, że pokątnie ze swoim rodakiem Ole Olsenem, byłym dyrektorem cyklu Grand Prix, ustala numer startowy, co daje mu przewagę w doborze pól. Nicki z uśmiechem kwitował kąśliwe uwagi płynące z ust przeciwników.

Smak norweskiego złota
 
W 2003 roku w Hamar w przepięknej hali Vikingskipet przypominającej kształtem odwróconą łódź Wikingów, Nicki świętował swój pierwszy tytuł indywidualnego mistrza świata. Wówczas cały park maszyn pragnął złotego medalu dla Jasona Crumpa, ale Australijczyk nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy. Podciął Rune Holtę w półfinale, został wykluczony, co skwapliwie wykorzystał Nicki Pedersen. Duńczyk przyjechał drugi w finale, za plecami Grega Hancocka, ale to w zupełności wystarczyło, aby zdobyć złoty medal. 152 punkty Pedersena wobec 144 oczek Crumpa. Nicki oszalał ze szczęścia. 

Zewsząd dało się słyszeć głosy, że Nicki to rozbójnik, który nie szanuje kości rywali, nie przestrzega zasad żużlowego savoir-vivre, ale Duńczyk nic sobie nie robił z zaczepek. Zaśmiewał się do rozpuku i twierdził, że dzwoni w nocy na domowy telefon Jasona Crumpa, aby wystraszyć Australijczyka. Groził mu, że zabije jego najbliższych jeśli Jason ośmieli się sięgnąć po koronę mistrza świata. To oczywiście brednie rozsiewane przez chorą wyobraźnię zazdrośników, do których Nicki potrafił się zdystansować.

Jest trudnym i wymagającym szefem, dlatego wizja pracy w teamie Pedersena jest koszmarem dla wielu mechaników, ale są tacy, którzy lubią jego impulsywny charakter. Nigdy nie wiadomo kiedy rzuci zębatką, kopnie w monitor, przewróci motocykl czy pośle menedżera do wszystkich diabłów. Fruwające kaski to standard u Nickiego. Przed jego boksem śmiało można byłoby umieścić znak ostrzegawczy: uwaga na nisko przelatujące przedmioty. Jak przystało na zodiakalnego Barana, Nicki jest uparty, a zarazem spontaniczny. Błyskawicznie wpada w gniew, ale potrafi równie szybko ostygnąć.

Uwielbia uczyć się od najlepszych. Wywracał podbrzusze menedżerowi, Helge Frimodtowi Pedersenowi, aby załatwił mu wizytę w boksie Hondy na torze Silverstone. Nicki był w siódmym niebie kiedy mógł porozmawiać z Jensonem Buttonem i Rubensem Barrichello przed GP Wielkiej Brytanii w 2008 roku. Wielkim idolem Pedersena był legendarny Brazylijczyk, trzykrotny mistrz świata F1, Ayrton Senna. Pedersen lubi też oglądać Moto GP. Jest zachwycony jazdą mistrza świata, Hiszpana Marca Marqueza. Jeśli tylko pozwala mu czas, Nicki przyjeżdża na zawody Moto GP do Walencji. Śledzi poczynania tenisistki Caroline Wozniacki, z którą walczył o pozycję najbardziej popularnego duńskiego sportowca. Jego absolutnym żużlowym bożyszczem jest czterokrotny indywidualny mistrz świata, „profesor z Oxfordu” – Hans Nielsen. W 2014 roku Nicki zapowiada walkę o czwarty tytuł, bo pragnie zdystansować w tej materii dwóch wielkich rodaków: Ole Olsena i Erika Gundersena. Ole ma 3 złote medale IMŚ, Erik tyleż samo. Jeśli atak szczytowy się powiedzie, Nicki zrówna się z Hansem Nielsenem. To byłby piękny moment.

Jednak czy 37-letni Nicki jest kompletnie zbzikowany na punkcie motocykli? Po części tak, ale Pedersen ma też kompletnego świra na punkcie swojej córeczki Mikkeline. Potrafi przerwać konferencję prasową, żeby porozmawiać przez telefon ze swoją czteroletnią królewną. Nicki pyta wówczas Mikkeline czy uważa, że był zbyt wolny na starcie i czy powinien pójść z wigorem po zewnętrznej w 17 wyścigu, ewentualnie zejść o dwa zęby niżej, więc dziennikarze mają solidny ubaw i wybaczają Nickiemu te przerywniki. Pedersen ujmuje tym, że jest naturalny.

Tegorocznej zimy Nicki nie miał czasu na wakacje. Chcąc przypuścić szturm na pozycję nr 1 w światowym speedwayu, wszystko podporządkował przygotowaniom do rywalizacji w Grand Prix. 12 rund, w perspektywie wylot do Nowej Zelandii, a więc zapowiada się długa, mordercza wspinaczka…

Tomasz Lorek: Nicki, nie wiesz gdzie ręce włożyć. Jesteś wyjątkowo zapracowany. Przemierzyłeś setki kilometrów w poszukiwaniu formy na nadchodzący sezon. Francja, Hiszpania, testy, dbałość o kondycję. Czy perfekcjonista jest zadowolony z przygotowań?

Nicki Pedersen: Wiem, że trzeba wykonać tonę pracy, aby wytrzymać trudy sezonu. Trenuję w pocie czoła, sporo jeżdżę na motocrossie. W lutym praktycznie nie schodziłem z motocykla. Dokonałem lekkiej rewolucji pod koniec ubiegłego sezonu. Nie mogłem spać po nocach, bo wiedziałem, że czas nagli. Październik to miesiąc, w którym zazwyczaj myśli się o wakacjach, ale ja zrezygnowałem z wypoczynku. Chciałem jak najszybciej opracować plan działania. Biznes plan wypalił. Listopad i grudzień były dla mnie niezwykle pracowitymi miesiącami. Ktoś powie: dobra, Nicki, ale przecież spędziłeś mnóstwo czasu pod Gironą w Katalonii, więc czemu narzekasz? Zgoda, ale to czysty biznes, praca nad sobą i sprzętem, a nie wakacje.

Zazwyczaj po zakończeniu sezonu opalałeś się na plaży w Dubaju albo uciekałeś od zgiełku na Karaiby. Musiałeś być bardzo niezadowolony z wyników jakie osiągnąłeś w 2013 roku, skoro świadomie zrezygnowałeś z urlopu.

Tak było w istocie. Wiem, że mój sprzęt nie pracował jak należy. Szwedzki tuner Jan Andersson potrafił świetnie przygotować silniki na mecze ligowe. Jan odkrył sekret rasowania silników na przyczepne nawierzchnie. Niestety, tory na turniejach GP są z reguły twarde, więc moje fury miały za dużo mocy. Nie umieliśmy dojść do ładu z moimi mechanikami, nie wiedzieliśmy co zrobić, aby spasować się do twardych torów. Zimą doszliśmy do wniosku, że Andersson będzie dalej szykował sprzęt na mecze ligowe, ale w GP będę korzystał z usług innego tunera. Masz rację, uwielbiam Dubaj. Uważam, że to wyjątkowe miejsce, w którym można wspaniale odpocząć. Co więcej, darzę Dubaj sentymentem, bo w 2003 roku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich odbierałem złoty medal za swój pierwszy tytuł mistrza świata. Jestem jednak takim człowiekiem, który nie umie leżeć na plaży, skoro wiem, że mój sprzęt nie spisuje się na miarę oczekiwań. Zawsze można coś udoskonalić. Zabawne, dążymy do doskonałości, ale nigdy jej nie osiągamy.

Może dlatego sam wyścig do bram perfekcji jest fascynujący?

Może. Im jestem starszy, tym coraz bardziej uświadamiam sobie, że sam wyścig jest intrygujący, choćbyśmy nigdy nie mieli dotrzeć do mety. Żyjemy w cyberprzestrzeni. Mam wrażenie, że czyjaś niewidzialna ręka wciąż nas kontroluje, że ktoś nas podgląda, włamuje się do naszego serca. Komputery, maile, portale społecznościowe. Wiecznie pod lupą.

Do pewnego stopnia uwielbiasz światła reflektorów, prawda?

Telewizja i gazety wręcz przepadają za mną. Nieważne czy dobrze czy źle, ale o Nickim zawsze coś ciekawego można napisać czy powiedzieć. Na swój sposób mój wizerunek złego chłopca, który nigdy nie odpuszcza na torze, pomaga mi w pracy.

Wygrywasz wyścigi już w parku maszyn, bo rywale się ciebie obawiają?

W dużej mierze tak właśnie się dzieje. Wśród rywali uchodzę za bezwzględnego typka, który wsadza w bandę każdego, kto się tylko nawinie. Takie podejście bardzo mi odpowiada, bo dzięki temu, że rywale są przestraszeni, posiadam przewagę psychologiczną. Czasami, po zakończonym wyścigu, kiedy opadną emocje, pytam rywali: jak możecie bać się człowieka, który ma zaledwie 168 centymetrów wzrostu?

Speedway to wbrew pozorom sport oparty na gigantycznej odporności psychicznej.


Racja. Musisz zapomnieć o wrażliwości kiedy siadasz na motocyklu. Jeśli tylko odwołasz się do swojego miękkiego serca, od razu robisz się nerwowy i nie możesz skupić się na skutecznej jeździe. Kiedy stoję pod taśmą nie myślę o mojej partnerce Anne Mette, córeczce Mikkeline czy malutkim synku Mikkelu. Wówczas myślę tylko o tym, aby wygrać wyścig. Jeśli zaliczę upadek i będę leżał pod motocyklem, wtedy powiem: „kurcze, czemu zanotowałem glebę i po co ja to robię?”, ale takie myśli dopadają mnie dopiero po wypadku, a nie przed wyjazdem na tor. Prowadzi mnie instynkt. Rozumiem ludzi, którzy nigdy nie wsiądą na motocykl żużlowy. Brak hamulców w żużlówce to wystarczający powód, aby odczuwać strach. Fakt: my, zawodnicy myślimy i postępujemy trochę wbrew naturze. „Normalny” człowiek oceniając stopień ryzyka, odpuszcza, gdy odkryje, że przeraża go wizja jazdy na pełen gaz. My zakładamy kask i jedziemy.

Imponujesz motywacją. W twoim wieku można już śmiało myśleć o sportowej emeryturze. Tymczasem ty szukasz nowej drogi na szczyt. Lubisz otaczać się zaufanymi ludźmi, którzy oprócz wysokich umiejętności mają jeszcze serce do pracy?

Wiem, że krąży o mnie opinia: u Nickiego lepiej nie pracować, bo jest wybuchowy, wyzywa mechaników, nie znosi minimalizmu. Dobrze płaci, ale sporo wymaga. Może potrzebuję specyficznych współpracowników, ale chyba nie jestem aż taki zły, skoro do mojego teamu dołączył Krzysztof Nyga?

Krzysztof to zodiakalny Wodnik, a więc klasa sama w sobie. Uczynny, obowiązkowy, miewa szalone pomysły na ustawienie sprzętu, ale wynika to z chęci wprowadzania najlepszych rozwiązań. Długo namawiałeś go do współpracy?

Krzysztof ma swoją cenę, ale całkowicie go rozumiem, bo praca świetnego fachowca musi kosztować. Jestem niezmiernie zadowolony, że „Nenes” (przydomek Krzysztofa Nygi) zgodził się na pracę w mojej ekipie. Jest doświadczony. Zawsze mogę na niego liczyć. Sumiennie pracuje. Pamiętam, że będąc mechanikiem Rune Holty, Grzegorza Walaska, Kennetha Bjerre czy Michaela Jepsena Jensena, zawsze był skory, aby pomagać innym chłopakom. Ma dobre serce, zna się na swojej robocie. Krzysztof będzie podróżował na turnieje Grand Prix, a większość czasu będzie spędzał w mojej duńskiej bazie. Tomasz Dołkowski, inny Polak w moim teamie, to również uznana marka, pracował przez lata u Tony’ego Rickardssona. Nie potrzeba lepszej rekomendacji. „Nenes” będzie ściśle współpracował z szefem mechaników, Tomem Paarupem Madsenem.

Trenowałeś we francuskim Marmande z młodszym kolegą, Mikkelem Bechem. Będziecie ścigać się w jednej drużynie w szwedzkiej Elitserien: Dackarnie Malilla. Rozumiem, że szukałeś toru, który będzie zbliżony parametrami do obiektu w Nowej Zelandii?

Tak. Marmande ma długie proste, a więc po części przypomina Western Springs w Auckland. Byłem we Francji jesienią, teraz ponownie wybrałem się na testy do krainy dobrego wina. Tor w Auckland jest najdłuższym na jakim przyjdzie nam się ścigać w cyklu GP – 413 metrów. Marmande ma 504 metry, więc powinienem być dobrze przygotowany na turniej w mieście żaglówek (śmiech). W dzisiejszej erze tory szykowane na GP są prawie wymiecione z luźnej nawierzchni. To nie jest dobra wiadomość dla mnie, ale każdy musi zmagać się z torami twardymi jak skała. Treningi we Francji pomogły znaleźć nam pewne rozwiązania dzięki którym powinienem być szybki podczas inauguracji w Nowej Zelandii.

Nicki, 2 kwietnia będziesz obchodził 37 urodziny. Ten wyjątkowy dzień spędzisz na nowozelandzkiej ziemi. Rozumiem, że nie ma szans na party przed pierwszym turniejem GP?

Czysty biznes, zero przyjemności (śmiech). Lecimy do Nowej Zelandii, aby jak najlepiej wykonać pracę. W dwóch poprzednich sezonach spisywałem się dobrze. Byłem trzeci w 2012 i 2013 roku. Bardzo lubię ścigać się w Nowej Zelandii. Wszystko jest perfekcyjnie przygotowane. Jeśli ktoś marudzi, że lot jest zbyt długi, jedzenie niezbyt dobre, a hotel tonie w hałasie, to zwyczajnie grzeszy. Nowa Zelandia to wzór organizacji. Dam z siebie wszystko. Mam nadzieję, że 5 kwietnia wskoczę na podium.

To będzie twój 14 sezon w GP. Wciąż nie przestajesz wierzyć w czwarty tytuł mistrza świata?

Oczywiście. Głęboko wierzę, że jeszcze pojadę na galę FIM do Monte Carlo i to w charakterze mistrza świata, a nie gwiazdy z dawnych czasów, choć wiem, że dwa lata temu na galę zaproszono wielkiego mistrza, Hansa Nielsena. Niedawno podpisałem nowy, trzyletni kontrakt z firmą Moldow, moim głównym sponsorem. Skoro zapiąłem budżet, mogę spokojnie rozmawiać o aspiracjach i snuć ambitne plany na najbliższe lata. Mój wiek nie ma żadnego znaczenia. W GP kluczową rolę odgrywa doświadczenie. A bezsprzecznie najistotniejsza jest motywacja. Jazda na żużlu wciąż sprawia mi ogromną przyjemność. Moje ciało póki co nie wysyła niepokojących sygnałów. Jeszcze mogę spokojnie „łamać się” w łuku. Poprzedni sezon ułożył się dla mnie fatalnie, a mimo to zająłem piąte miejsce w GP. To zaskakujące, bo męczyłem się okrutnie ze sprzętem, a wciąż liczyłem się w stawce najlepszych zawodników na świecie. Wiem, że jeśli dojdę do ładu z silnikami, to tytuł będzie całkiem realny. Nie mogę oglądać się na innych, muszę skupić się na sobie. To nauczka płynąca z poprzedniego sezonu.

Zmieniłeś barwy klubowe w Szwecji i w Polsce. Potrzebowałeś podmuchu świeżego powietrza?

Lubię pracować z młodymi ludźmi. Dackarna Malilla (szwedzka Elitserien) posiada bardzo perspektywiczny skład. Michael Jepsen Jensen i Patryk Dudek to wszak zawodnicy, którzy sięgnęli po mistrzostwo świata juniorów. Przeżywałem już podobne chwile, gdy startowałem w Lejonen Gislaved. Wówczas nikt nie dawał nam szans, a my sięgnęliśmy po mistrzostwo Szwecji w 2008 i 2009 roku. Wówczas w Lejonen ścigał się bardzo młodziutki Chris Holder. Nie ma zatem powodów do obaw. W polskiej ekstralidze podpisałem dwuletni kontrakt z Unią Leszno. To trzynastokrotny drużynowy mistrz Polski, ale ostatni tytuł Unia wywalczyła w 2010 roku. Pora na kolejne złoto. Mogłem dołączyć do klubu z Leszna zanim związałem się ze Stalą Gorzów (przed sezonem 2010). Unia ma bardzo ciekawy, młody zespół. Bracia Pawliccy, Grzegorz Zengota, Tobiasz Musielak, Mikkel Michelsen – to ludzie, z którymi aż chce się pracować. Powalczymy, choć niewielu na nas stawia.

Nie skusiłeś się na ofertę Unibaxu Toruń?

Był taki moment, w którym byłem bliski złożenia podpisu. Toruń rozmawiał z wieloma zawodnikami. Wizja jazdy w jednej ekipie z Tomaszem Gollobem, Chrisem Holderem, Darcym Wardem i Adrianem Miedzińskim wydawała się ekscytująca. Jednak kiedy usiadłem sobie wygodnie w fotelu i przemyślałem temat, doszedłem do wniosku, że wolę spróbować powalczyć o złoto z młodymi kolegami z Leszna.
Na papierze Unibax jest piekielnie mocny, ale w przeszłości bywało już tak, że teoretycznie najsilniejszy zespół nie zdobywał tytułu mistrza Polski.

Pamiętny rok 2003 kiedy naszpikowany gwiazdami Toruń przegrał walkę o złoto z Częstochową.

Świetny przykład. Tony Rickardsson, Jason Crump, Robert Sawina, Tomasz Bajerski, Piotr Protasiewicz, Wiesław Jaguś, a tymczasem Włókniarz okazał się lepszy w finale. Taki jest sport. Dogłębnie przeanalizowałem ofertę Unibaxu i uważam, że dobrze stało się dla Torunia i dla mnie, że nie podpisaliśmy kontraktu.

Dorobiłeś się kilku siwych włosów, kiedy twój występ w SEC (Indywidualne Mistrzostwa Europy) był zagrożony?


To dla mnie czysta dziecinada. Przypomina mi kłótnie w piaskownicy o ładniejsze wiaderko. Uważam, że organizatorzy Speedway Grand Prix powinni współpracować z osobami promującymi Mistrzostwa Europy. Nie sądzę, że kłótnia jest dobrym rozwiązaniem. Zabranianie startów zawodnikom z cyklu GP w mistrzostwach Europy jest niedorzeczne. Zrozumiałbym, gdyby dochodziło do konfliktu terminów, ale tak nie jest. Daty turniejów GP nie kolidują z SEC. Poza tym, mamy 12 turniejów GP, a są tylko 4 rundy SEC. Zakazywanie startów kłóci się również z prawem Unii Europejskiej. Poza tym, speedway potrzebuje okna na świat, aby go popularyzować. SEC robi wiele dla promocji żużla. Poza tym, sprzedaję powierzchnie reklamowe w październiku i listopadzie, a mój menedżer zawiera kontrakty na określone sumy. Jak czuliby się moi sponsorzy, gdybym przyszedł do nich w marcu i powiedział: a wiecie co, panowie, nie ma szans, abym wystartował w Mistrzostwach Europy, więc nici z obiecanej ekspozycji telewizyjnej? Musiałbym zwrócić pieniądze, zrobiłby się niezły bałagan. Mam nadzieję, że uda się dojść do porozumienia skłóconym stronom.

***

Nicki, tyś jest w czepku urodzony. Zwaśnione strony doszły do porozumienia. Zakaz startów dla zawodników z cyklu GP nie będzie obowiązywał w sezonie 2014. A zatem Pedersen może spać spokojnie i przygotowywać się do prawdziwego maratonu. 12 turniejów Grand Prix, Drużynowy Puchar Świata, 4 rundy SEC, indywidualne mistrzostwa Danii, liga polska, szwedzka, duńska, rosyjska. Niezliczone godziny spędzone na pokładach samolotów, w busie, w hotelach. Z rzadka będzie okazja i czas, aby przekroczyć próg domu w angielskim Stevenage. Taki los profesjonalisty. 6 lat temu Nicki Pedersen po raz trzeci sięgnął po tytuł indywidualnego mistrza świata. Kiedy spytacie Duńczyka o zespół marzeń, zacznie uroczo wyliczać: Ole Olsen, Hans Nielsen, Erik Gundersen, Jan Osvald Pedersen, Tony Rickardsson, Per Jonsson i… Nicki Pedersen. I wszystko jasne. Ambitny, zakochany w speedwayu, nieustannie mógłby szturmować najtrudniejsze ściany. Po pierwszych treningach w Lesznie, Nicki jest zadowolony, ale nie ma głowy zawieszonej w chmurach, choć niebawem czeka go ponad 30-godzinny lot do Aotearoa, czyli Krainy Długich Białych Obłoków…

Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze