Nie tak szybko z tą emeryturą Adamka

Sporty walki
Nie tak szybko z tą emeryturą Adamka
Tomasz Adamek ma za sobą 52. zawodowe pojedynki /fot. PAP

Na razie jest "stop boxing" - jak to określił Tomasz Adamek. Jedna uwaga - Adamek przegrany. Rozbity i pobity przez Wiaczesława Głazkowa. Lepiej poczekać z takimi wyznaniami. Zwłaszcza w boksie. Nikt tak jak bokserzy nie lubi z hukiem ogłaszać przejścia na emeryturę, by potem - z hukiem jeszcze większym - z niej wracać.

Na chwilę wdepnę do historii. Był maj 2005 roku, gwiazda Andrzeja Gołota świeciła mocno. Andrew był po dwóch przegranych - choć w opinii wielu wygranych - walkach o tytuł: z Chrisem Byrdem i Johnem Ruizem. W Windy City Gym w Chicago szykował się do bitwy o pas WBO z Lamonem Brewsterem. To do Gołoty przyjeżdżali dziennikarze, to jego nagrywali, jego filmowali i przepytywali. Adamek spokojnie, po cichu, przez nikogo nie zaczepiany, ćwiczył uniki w rogu sali. Robił swoje. On przyleciał do Stanów niedawno, czekał na pojedynek z Australijczykiem Paulem Briggsem o mistrzostwo świata WBC w kategorii półciężkiej. Stawał przed ogromna szansą, przecież zaledwie osiem miesięcy wcześniej walczył w... jednym z warszawskich centrów handlowych. Szansę wykorzystał, mistrzem został. W krwawej bitwie udowodnił, jak wielkim jest wojownikiem.

Adamek szedł śladami Gołoty. Zdecydował się na przeprowadzkę do Ameryki. Jego doradcą został menedżer i przyjaciel Gołoty - kiedyś - Ziggy Rozalski. Bywało, że boksował z tymi, z którymi boksował Gołota - tyle że starszymi o kilka, jeżeli nie kilkanaście lat. Trenerami Adamka przez chwilę byli trenerzy Gołoty - Sam Colonna i Buddy McGirt. Od dawna jest nim Roger Bloodworth, też były trener Gołoty, a wciąż jego przyjaciel i wielki fan. Adamek miał zgarnąć to, czego nie udało się zgarnąć jego poprzednikowi - tytuł w królewskiej kategorii. Miał tego dokonać jako pierwszy Polak. Nie zgarnie, nie dokona. Najpierw stanął mu na drodze Witalij Kliczko, od którego dostał duże lanie. Bloodworth mówił potem, że gdyby jeszcze raz walczyli o pas, tym razem z Władymirem, szykowaliby się nie w Stanach, a w Polsce lub w miejscu, gdzie ta gala miałaby się odbyć. Przede wszystkim to by zmienili. Zmiana istotna, ale co by dała? Dostać po głowie od Waligóry, czy Wyrwidęba - niewielka różnica? Kliczkowie to - co by nie mówić - inna półka.

Po przegranej z Głazkowem szansa na pojedynek z Władymirem przepadła. Co dalej? Przebijać się w rankingach? Zajmuje jednak i dużo czasu, i pracy. A czasu Adamek - lat 37, skończone - dużo nie ma, sam przecież powtarza, że jako staruszka w ringu go nie zobaczymy. I słusznie, brawo, grupa takich, którzy boksują, choć od dawna albo bardzo dawna nie powinni tego robić, i tak jest już liczna.

Wiadomo, że w Polsce kolejka chętnych do walki z Adamkiem ustawi się długa. Jest w niej Krzysztof Włodarczyk, jest Albert Sosnowski - obydwaj już to potwierdzili. Znajdą się i inni. Czy walki na swoim podwórku będzie chciał Adamek, teraz, kiedy pas przepadł? Niech odpocznie, niech pomyśli, niech naradzi się z trenerem i najbliższymi. Decyzja należy tylko do nich. Władymir jest o ponad pół roku starszy, ma za sobą o 12 zawodowych walk więcej, a końca jego panowania nie widać. Więc można, ta zbliżającą się czterdziestka nie jest granicą i wyrokiem. Znajdzie motywację, cokolwiek nią będzie - niech walczy. Nie znajdzie - stop boxing. Coś mi się wydaje, że jednak znajdzie. Staruszkiem jeszcze nie jest. A kiedy nim zostanie, oby do końca nie szedł śladami Gołoty, czyli nie dawał się obijać młodszym.

Rafał Kazimierczak, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze