Marcowe szaleństwo, czyli miliard dolarów do wygrania

Koszykówka
Marcowe szaleństwo, czyli miliard dolarów do wygrania
March Madness co roku ogarnia całe Stany Zjednoczone /fot. PAP

W Stanach Zjednoczonych popularnością ustępuje tylko Super Bowl. March Madness, marcowe szaleństwo, jak co roku ogarnia cały kraj. Tym razem emocje, związane z rozpoczynającym się we wtorek turniejem finałowym uniwersyteckiej koszykówki NCAA, są jeszcze większe. Oliwy do ognia w swoim stylu dolał Warren Buffet – obiecując miliard dolarów kibicowi, który trafnie wytypuje zwycięzców wszystkich 67. meczów turnieju.

Zwycięzca będzie otrzymywał wygraną przez 40 lat po 25 milionów dolarów rocznie, lub jednorazową w wysokości 500 milionów dolarów. Jeśli poprawnie wyniki wytupuje więcej osób, podzielą się wygraną. Jest tylko jeden szkopuł. Szansa na trafienie, to jeden do 10 trylionów (czyli 1 do 10 000 000 000 000 000 000).

Szaleństwo obstawiania

Ale i bez tej nagrody chętnych do obstawiania jest mnóstwo. To tradycja związana z marcowym szaleństwem. Co roku miliony kibiców, w tym prezydent USA Barack Obama, rywalizują ze sobą wypełniając drabinki turniejowe ESPN (zeszłoroczne obstawianie prezydenta można zobaczyć tu http://aboutncaa.blogspot.com/). Do tej pory jeszcze nikomu nie udało się przewidzieć wszystkich wyników.

To tylko jeden z przykładów obrazujących rozmiar zbiorowego szaleństwa, jakie na kilkanaście dni ogarnia Amerykę. Określenie „March Madness” pochodzi z wiersza, który w 1942 roku napisał dziennikarz Henry V.Porter. W nieco grafomańskim poemacie „Basketball Ides of March” (Koszykarskie Idy Marcowe) użył właśnie tego sformułowania i się przyjęło.

March Madness jest zresztą terminem zastrzeżonym, co kosztowało NCAA kilka milionów dolarów. Na biednego nie trafiło. W 2010 roku szefowie ligi sprzedali na 14 lat prawa do transmisji telewizjom za 10,8 miliarda dolarów.

NBA w akademickim cieniu

Z europejskiego punktu widzenia trudno pojąć, skąd aż taka popularność akademickiego turnieju, skoro w tych samych Stanach Zjednoczonych gra najlepsza koszykarska liga świata NBA. A jednak to właśnie NCAA Tournament dla miejscowych kibiców jest wydarzeniem znacznie ważniejszym nawet od finałów NBA.

Tomasz Gielo, który wraz z zespołem Liberty grał w zeszłorocznym turnieju opowiadał, że ich wyjazdowy mecz oglądało na telebimie umieszczonym w ich własnej hali 4 tysiące kibiców. Był też pod wrażeniem oprawy. „Z przeżyć bardzo osobistych, w momencie mojego wejścia na boisko kilkukrotny mistrz NBA i wytrawny analityk stacji CBS Steve Kerr spuentował moje pojawienie się charakterystyką: „He is a pretty skilled player”. To były bardzo miłe słowa”.

Akademickie rozgrywki, nie tylko zresztą koszykarskie, są jednak w USA niezwykle popularne. Wiele uniwersytetów ma hale, przy których katowicki Spodek, czy łódzka Atlas Arena prezentują się niemal jak kurnik. Często mieszczą ponad 20 tysięcy kibiców i do tego zapełniają się przez niemal cały sezon. To właśnie z uniwersyteckimi zespołami utożsamiają się kibice – nie tylko studenci, ale też absolwenci pozostają wierni swoim drużynom, bez względu na to, gdzie rzuci ich los. Na mecze NCAA chodzi się i kibicuje, na pojedynki NBA chodzi i ogląda widowisko, poddając się wodzirejom, każącym krzyczeć: defense (obrona), lub też machać rozdanymi balonikami, by utrudnić przeciwnikowi rzut osobisty.

W NCAA właściwie nie zdarza się by sala opustoszała przed końcem spotkania, jak to się dzieje w NBA, z której kibice wychodzą przed ostatnią syreną, by uniknąć korka na parkingu.

Odcięta siatka, pierścienie, tatuaż i wydawniczy bubel roku

Wisienką na torcie trwającego kilka miesięcy sezonu jest właśnie Tournament, czyli turniej z udziałem 68 drużyn. Występuje w nim 31 zwycięzców turniejów konferencji oraz   i tutaj kolejny trudny dla zrozumienia dla Europejczyka fakt – 37 drużyn wybranych przez specjalną komisję, obradujący w tzw. Selection Sunday. Zasady doboru są skomplikowane – przeprowadza się go na podstawie RPI (The Ratings Percentage Index) – matematycznego wzoru stworzonego w 1981 roku, liczy się między innymi liczba zwycięstw, siła pokonanych drużyn itd. Co najciekawsze część przepisów składających się na wybór jest… tajna.

Same rozgrywki o dziwo są proste i przejrzyste. Najpierw osiem najniżej notowanych ekip gra pre-kwalifikacje. Gdy już zostaną 64 zespoły – gra się systemem pucharowym. Od najlepszej szesnastki – kolejne fazy mają swoje nazwy - kolejno „sweet sixteen” (słodka szesnastka), mighty eight (mocarna ósemka), final four (chyba nie trzeba tłumaczyć). Finałowe mecze zostaną rozegrane 7 kwietnia   na stadionie w Arlington w Teksasie.

Przedmiotem marzeń jest możliwość … odcięcia siatki z kosza. Mają do tego prawo zwycięzcy turnieju. To kolejna tradycja związana z turniejem. A zaczęło się przypadkowo. Trener North Karolina State Evertt Case, był po zwycięstwie w 1947 roku tak szczęśliwy, że chciał po prostu wziąć sobie coś na pamiątkę. I padło na siatkę. Teraz siatka cięta jest rytualnie.

Poza siatką wszyscy uczestnicy Final Four dostają też pierścienie w kolorze zależnym od uzyskanego miejsca, a drużyny puchary.

Mistrzowski pierścień i prawo do odcięcia siatki to marzenie, które czasem prowadzi do nietypowych obietnic, a czasem do zachowań absurdalnych. Najpierw o nietypowym. W zeszłym roku 60-letni Rick Pitino, szkoleniowiec Uniwersytetu Louisville, przed rozpoczęciem turnieju obiecał drużynie, że jak zdobędzie mistrzostwo zrobi sobie tatuaż.  Słowo się rzekło, „kobyłka u płota”. Na jego lewej łopatce znalazł się symbol drużyny z napisami przypominającymi o zeszłorocznym triumfie.

Teraz czas na absurd. Kilka dni przed zeszłorocznym finałem na Amazon ruszyła natomiast przedsprzedaż książki
pod tytułem "Blue Heaven" i z podtytułem: "Niesamowita historia powrotu do chwały Michigan Wolverines i ich drugiego mistrzostwa NCAA!". Uważny czytelnik poprzedniego akapitu już pewnie zauważył, że coś tu nie gra. Książka została wycofana   z księgarni, ale przez kilka dni naprawdę nieźle sobie radziła w rankingach sprzedaży.

Polak i skauci

Na koniec jeszcze polski akcent. Jeden akcent, ale za to spory. Ma 213 wzrostu,  waży ponad 120 kilogramów i gra na pozycji centra w zespole Gonzaga. Zespół Polaka wygrał swoją konferencję i będzie uczestniczył w marcowym szaleństwie. Karnowski ma pewne miejsce w pierwszej piątce drużyny, ale w sezonie zasadniczym raczej nie błyszczał. Trudno wyobrazić sobie lepszy moment na błyśnięcie niż turniej…

W końcu wszystkie ważne w koszykówce oczy będą skierowane na …(miejsce rozegrania turniejów). W tym roku uwaga będzie szczególnie natężona, od miesięcy mówi się, że tegoroczny draft do NBA, może być najlepszy od lat, a co najmniej kilku zawodników ma papiery na gwiazdy światowej koszykówki jak
Andrew Wiggins, Jabari Parker,  Joel Embiid czy Marcus Smart. W końcu szaleństwo też ma swoje granice. W USA granicą jest biznes.
Łukasz Starowieyski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze