Janusz Pindera: Co zrobi Tomasz Adamek, tego nie wie nikt

Sporty walki
Janusz Pindera: Co zrobi Tomasz Adamek, tego nie wie nikt
Każdą decyzję Tomasza Adamka trzeba uszanować /fot. PAP

Scenariusz na dalsze życie dla Tomasza Adamka na razie piszą inni. Jedni radzą, by kończył karierę, inni ustawiają się w kolejce do walki z nim. A on sam na razie milczy. Nic dziwnego, to poważna sprawa i na decyzję potrzebuje trochę czasu.

Ziggy Rozalski, jego przyjaciel i doradca, a jednocześnie współpromotor uważa, że były mistrz świata dwóch kategorii powinien dać już sobie z boksem spokój. Ma dwa domy, sporo pieniędzy i rodzinę, której jest potrzebny, a walka na pięści w wadze ciężkiej, to zawód obarczony dużym ryzykiem. Ale ma też świadomość, że to jedynie jego pobożne życzenie. O tym czy jeszcze wyjdzie do ringu, czy też zawiesi rękawice na kołku zadecyduje bowiem sam Adamek.
A ten na razie oficjalnie milczy. Mniej oficjalnie wiadomo, że odkłada decyzję na później. Myślę, że jeśli Adamek znajdzie jeszcze motywację, by się dalej bić, to wróci, ale na razie właśnie ją stracił. On naprawdę był przekonany, że pokona w Bethlehem Wiaczesława Głazkowa i gdzieś tam podświadomie już przymierzał się do walki z Władymirem Kliczką o pas IBF. Teraz, gdy ta perspektywa jest nierealna stanął na rozdrożu i musi to wszystko na spokojnie przemyśleć.

Nie będzie mu łatwo rozstać się z tym, co robił przez ćwierć wieku. Boks wypełniał mu do tej pory całe życie. Byłem przy nim, gdy w 1995 roku zdobywał w Płońsku swój pierwszy tytuł mistrza Polski w wadze średniej (75 kg) i napisałem w nieistniejącym już „Sztandarze”, że mamy kolejnego po Andrzeju Gołocie i Dariuszu Michalczewskim kandydata na wielkiego pięściarza.

Byłem w Chicago w 2005 roku, gdy wygrywał z Australijczykiem Paulem Briggsem walcząc ze złamanym nosem o pas mistrza świata organizacji WBC w wadze półciężkiej. Trzy lata później w Newark był już czempionem kategorii cruiser (junior ciężkiej) po dramatycznej wojnie ze Stev’em Cunninghamem, w której Amerykanin trzykrotnie padał na deski, a ja pisałem o tym dla „Rz”.

Takich walk było więcej, i wcześniej i później. Były decyzje trudne, takie ja ta o wyjeździe z rodziną do USA, i dla mnie osobiście szalone, czyli przenosiny do wagi ciężkiej. Była niepotrzebna walka z Andrzejem Gołotą w Łodzi i przedwczesny, choć zrozumiały z finansowego punktu widzenia pojedynek z Witalijem Kliczką o pas WBC na wypełnionym do ostatniego miejsca Stadionie Miejskim we Wrocławiu.

Ta bolesna, przegrana wojna ze starszym z ukraińskich braci odcisnęła wyraźne piętno na Adamku, choć on się nie poddawał i po kilkumiesięcznej przerwie znów ruszył w drogę na szczyt wagi ciężkiej.

Po walce z Chambersem, którą komentowałem dla Polsatu powiedziałem, że Tomek lepszy już nie będzie. Wygrywał, ale miał kłopoty. Nie tylko z „Szybkim Eddim”, ale też z Travisem Walkerem i w rewanżu z Cunninghamem, 22 grudnia 2012 roku w Bethlehem. Obawiałem się, że będzie je miał również w starciu z niedocenianym Wiaczesławem Głazkowem, medalistą igrzysk olimpijskich i wicemistrzem świata.

Ale „Góral” nie dopuszczał myśli, że może z nim przegrać, choć po ubiegłorocznych sparingach powinien dmuchać na zimne. A Głazkow dmuchał i przygotował się jak nigdy wcześniej. Wygrał z Adamkiem jego bronią: lewym prostym i szybkością (tę walkę, jak i te z Walkerem i Cunninghamem też komentowałem). Szkoda, że Roger Bloodworth, trener naszego mistrza nie przygotował planu awaryjnego w Sands Casino, który zaskoczyłby pięściarza z Ługańska.
Cierpienie duszy i ciała, tak chyba można określić stan Polaka po tej porażce. Nagle wszystko runęło, jak domek z kart. Głazkow miał być tylko kolejnym krokiem na drodze do walki z Kliczką i dużych pieniędzy, a okazał się zaporą nie do przebycia na której Tomek połamał sobie zęby.

Przegraną z Witalijem we Wrocławiu szybko sobie wytłumaczył: nie byłem sobą, problemy z aklimatyzacją – mówił. Teraz będzie trudniej, a to burzy wiarę w siebie i niezachwianą pewność siebie z której do tej pory słynął. Dlatego podjęcie decyzji: co dalej ? – będzie teraz dla Adamka tak trudne.

Ale nie ma sensu podejmować jej za niego, pisać scenariuszy, które się nie sprawdzą. Jak czytam, że Przemek Saleta chciałby z nim walczyć, to nie wiem, czy to żart, czy tylko prowokacja. Adamek wciąż jest solidnym pięściarzem szerokiej czołówki w kategorii ciężkiej. Na szczęście Przemek uspokoił mnie, że to jednak żart.
Ostatnia 12. runda walki z Głazkowem pokazała, że gdyby Adamek postawił na taki atak wcześniej, mógłby wygrać z Ukraińcem, choć ten do walki w Bethlehem przygotowany był przecież perfekcyjnie. Ale chyba zabrakło sił, wiary i przekonania, że to możliwe.

A bez tego nie da się wygrywać takich wojen. Dlatego Adamek musi odpocząć, a później na spokojnie, bez emocji zastanowić się, co dalej. I każdą jego decyzję trzeba uszanować, bo na to zasłużył tym, co zrobił wcześniej.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze