Największe nadzieje NBA już nie grają w Marcowym Szaleństwie

Z sześciu koszykarzy, o których przed rozpoczęciem tegorocznej edycji „Marcowego Szaleństwa” pisałem, że są uznawani za nową falę NBA, na parkiecie pozostało po dwóch pierwszych rundach turnieju tylko trzech. Dwóch, którzy mieli być pewniakami na numer 1 i 2 draftu – Andrew Wiggins (Kansas) oraz Jabari Parker (Duke University), wypadli z turnieju z wielkim hukiem i słabą grą.
Inni, jak Marcus Smart (Oklahoma State), już nie grają, ale na parkiecie pokazali się z jak najlepszej strony. Oceny ich występów – od 0 (najgorsza) do 5 (najlepsza)
Na wstępie - przeliczenie słabej gry w „March Madness” na dolary jest bardzo proste. Tak przejrzyste, jak to, że różnica pomiędzy byciem numerem 1 w czerwcowym NBA Draft, a numerem 5 to trochę ponad 1,5 mln dolarów rocznie. Czyli przy obowiązkowym dwuletnim kontrakcie, 40 minut słabej gry w turnieju może kosztować nawet trzy miliony.
Andrew Wiggins, (Kansas) – ocena: 1+. W dwóch meczach podczas turnieju Wiggins zdobył w sumie tylko 23 punkty – z tego 19 w pierwszej rundzie, kiedy rywalem Kansas była ekipa Eastern Kentucky nie mieszcząca się w pierwszej setce zespołów akademickich USA. W drugiej rundzie, kiedy Wiggins musiał grać przeciwko kolegom z przyzwoitego Stanford, nadzieja NBA miała tyle samo zdobytych punktów, co straconych piłek - czyli kompromitujące cztery. Nie było choćby jednego elementu gry, w którym koszykarz był pomocny rodzinie. Wiggins był na parkiecie najdłużej z całego zespołu (34 minuty), ale komentatorzy nie mieli problemów ze stwierdzeniem, że „powinien zmienić koszulki, bo gra dla rywali”. On sam powiedział, że „wie, że wielu ludzi zawiódł, ponosi winę za porażkę drużyny”, ale takie tłumaczenia robią wrażenie tylko wtedy, kiedy się gra za darmo. „Przepraszam, nie miałem dnia” w NBA nie funkcjonuje.
Jabari Parker, (Duke) – ocena: 1+. Zespół Parkera przegrał już w pierwszej rundzie 71-78 ze słabym, znacznie niżej notowanym zespołem Marcer. 19-letni Parker, typowany na numer 2 w NBA Draft, wypadł fatalnie: 14 punktów, przy zaledwie 4 z 14 trafionych rzutach. Zero trafień za trzy punkty, cztery straty piłki. Największym problemem Parkera była jednak słaba gra w obronie. Trener Duke Mike Krzyżewski musiał go posadzić na ławce rezerwowych, a dla skautów z NBA, badających każdy element gry przyszłych nabytków fakt, że nie mający żadnych szans na grę w NBA rozgrywający Mercer mijał chwilami Parkera jak tyczkę slalomową, będzie poważnym znakiem ostrzegawczym. Trzeba też skończyć porównania Parkera z Carmelo Anthonym – już jako pierwszoroczniak w Syracuse University „Melo”, dziś gwiazda pierwszej wielkości w NBA, był uniwersyteckim mistrzem USA.
Marcus Smart, (Oklahoma State) – ocena: 4. Drużyna Smarta też przegrała w pierwszej rundzie z dobrą Gonzagą 77:85, ale w jego przypadku sytuacja była odwrotna niż u Parkera. Smart skończył mecz z ekipą Buldogówz 23 punktami, 13 zbiórkami, 7 asystami i 6 przechwytami, będąc najlepszym graczem na parkiecie. Po stronie minusów trzeba zapisać sześć straconych piłek oraz tylko 36-procentową skuteczność. To się jednak zdarza, kiedy po pierwszych dziesięciu minutach meczu wiadomo, że tylko jeden z kolegów na parkiecie (Markel Brown) nadaje się do gry. Smart był typowany na pierwszą piątkę tegorocznego NBA Draft - mecz z Gonzagą przekonał ostatnich niedowiarków, że warto w niego zainwestować.
Krótkie spojrzenie na tych, którzy byli na liście sześciu najwyżej cenionych przez NBA talentów i grają dalej. Skrzydłowy Kentucky Julius Randle (w dwóch meczach 34 pkt, 25 zbiórek, 6 asyst) potwierdził wszystkie swoje zalety szczególnie w niedzielnym meczu z niepokonanym w tym roku zespołem Wichita State. Trenerzy drużyny numer 1 w USA byli przygotowani na wszystko – ale nie fakt, że Randle zamieni się w rozgrywającego, dając Kentucky sensacyjne zwycięstwo 78:76. Gary Harris (Michigan State, w dwóch meczach 28 pkt, 5 asyst) całe spotkanie musiał grać tylko przeciwko ekipie Harwardu, organizacją gry dając swojemu zespołowi zwycięstwo w ostatnich pięciu minutach spotkania. Z meczu na meczu gra lepiej także Nik Stauskas (Michigan, w dwóch meczach 32 pkt, 9 asyst), który do 17 punktów w meczu z Texas University dołożył jeszcze 8 asyst. Rozgrywki 16 najlepszych zespołów USA pozostających w Marcowym Szaleństwie zostaną wznowione 27 marca.
Na wstępie - przeliczenie słabej gry w „March Madness” na dolary jest bardzo proste. Tak przejrzyste, jak to, że różnica pomiędzy byciem numerem 1 w czerwcowym NBA Draft, a numerem 5 to trochę ponad 1,5 mln dolarów rocznie. Czyli przy obowiązkowym dwuletnim kontrakcie, 40 minut słabej gry w turnieju może kosztować nawet trzy miliony.
Andrew Wiggins, (Kansas) – ocena: 1+. W dwóch meczach podczas turnieju Wiggins zdobył w sumie tylko 23 punkty – z tego 19 w pierwszej rundzie, kiedy rywalem Kansas była ekipa Eastern Kentucky nie mieszcząca się w pierwszej setce zespołów akademickich USA. W drugiej rundzie, kiedy Wiggins musiał grać przeciwko kolegom z przyzwoitego Stanford, nadzieja NBA miała tyle samo zdobytych punktów, co straconych piłek - czyli kompromitujące cztery. Nie było choćby jednego elementu gry, w którym koszykarz był pomocny rodzinie. Wiggins był na parkiecie najdłużej z całego zespołu (34 minuty), ale komentatorzy nie mieli problemów ze stwierdzeniem, że „powinien zmienić koszulki, bo gra dla rywali”. On sam powiedział, że „wie, że wielu ludzi zawiódł, ponosi winę za porażkę drużyny”, ale takie tłumaczenia robią wrażenie tylko wtedy, kiedy się gra za darmo. „Przepraszam, nie miałem dnia” w NBA nie funkcjonuje.
Jabari Parker, (Duke) – ocena: 1+. Zespół Parkera przegrał już w pierwszej rundzie 71-78 ze słabym, znacznie niżej notowanym zespołem Marcer. 19-letni Parker, typowany na numer 2 w NBA Draft, wypadł fatalnie: 14 punktów, przy zaledwie 4 z 14 trafionych rzutach. Zero trafień za trzy punkty, cztery straty piłki. Największym problemem Parkera była jednak słaba gra w obronie. Trener Duke Mike Krzyżewski musiał go posadzić na ławce rezerwowych, a dla skautów z NBA, badających każdy element gry przyszłych nabytków fakt, że nie mający żadnych szans na grę w NBA rozgrywający Mercer mijał chwilami Parkera jak tyczkę slalomową, będzie poważnym znakiem ostrzegawczym. Trzeba też skończyć porównania Parkera z Carmelo Anthonym – już jako pierwszoroczniak w Syracuse University „Melo”, dziś gwiazda pierwszej wielkości w NBA, był uniwersyteckim mistrzem USA.
Marcus Smart, (Oklahoma State) – ocena: 4. Drużyna Smarta też przegrała w pierwszej rundzie z dobrą Gonzagą 77:85, ale w jego przypadku sytuacja była odwrotna niż u Parkera. Smart skończył mecz z ekipą Buldogówz 23 punktami, 13 zbiórkami, 7 asystami i 6 przechwytami, będąc najlepszym graczem na parkiecie. Po stronie minusów trzeba zapisać sześć straconych piłek oraz tylko 36-procentową skuteczność. To się jednak zdarza, kiedy po pierwszych dziesięciu minutach meczu wiadomo, że tylko jeden z kolegów na parkiecie (Markel Brown) nadaje się do gry. Smart był typowany na pierwszą piątkę tegorocznego NBA Draft - mecz z Gonzagą przekonał ostatnich niedowiarków, że warto w niego zainwestować.
Krótkie spojrzenie na tych, którzy byli na liście sześciu najwyżej cenionych przez NBA talentów i grają dalej. Skrzydłowy Kentucky Julius Randle (w dwóch meczach 34 pkt, 25 zbiórek, 6 asyst) potwierdził wszystkie swoje zalety szczególnie w niedzielnym meczu z niepokonanym w tym roku zespołem Wichita State. Trenerzy drużyny numer 1 w USA byli przygotowani na wszystko – ale nie fakt, że Randle zamieni się w rozgrywającego, dając Kentucky sensacyjne zwycięstwo 78:76. Gary Harris (Michigan State, w dwóch meczach 28 pkt, 5 asyst) całe spotkanie musiał grać tylko przeciwko ekipie Harwardu, organizacją gry dając swojemu zespołowi zwycięstwo w ostatnich pięciu minutach spotkania. Z meczu na meczu gra lepiej także Nik Stauskas (Michigan, w dwóch meczach 32 pkt, 9 asyst), który do 17 punktów w meczu z Texas University dołożył jeszcze 8 asyst. Rozgrywki 16 najlepszych zespołów USA pozostających w Marcowym Szaleństwie zostaną wznowione 27 marca.
Komentarze