Siergiej Tietiuchin: Na razie wciąż jestem na boisku

Sport jest jak narkotyk, trudno z niego zrezygnować. Każdy mecz jest dla mnie bardzo ważny, w każdym chcę zagrać i dać z siebie 100 procent - mówi Siergiej Tietiuchin z Biełogorje Biełgorod, wybrany MVP zakończonego w niedzielę Finał Four Ligi Mistrzów.
Marta Gula: Biełogorje to teraz moim zdaniem najsilniejszy zespół na świecie. I dziś wszystkim to udowodniliście. Też czujecie w środku tę siłę?
Siergiej Tietiuchin: Rzeczywiście czujemy, że stanowimy kolektyw, wewnątrz drużyny panuje dobra atmosfera, taka przyjacielska - według mnie to najważniejsze w każdym zespole. Mamy zawodników, którzy są gotowi wyjść na boisko i dać z siebie maksimum. Oczywiście nie zawsze się to udaje, ale - co równie ważne - masz partnera, który może ci pomóc, w pewien sposób cię "ubezpiecza". W danej chwili możesz polegać na koledze z zespołu i tak właśnie jest w Biełogorje. Poza tym mamy bardzo dobry sztab trenerski. Rozumiemy się. Łączy nas przyjaźń, a to w zespole bardzo wiele.
Tyle, że ten trenerski sztab chciałby, żebyście już przestali grać. Trener Szypulin żartuje, że chce pana "wyrzucić" z drużyny, ale nie może, bo pan wciąż gra tak fantastycznie. Może jednak to jest właśnie ten czas, kiedy trzeba powiedzieć "do widzenia"?
Wiesz, sport jest jak narkotyk. Trudno z tego zrezygnować. Chęć do gry będę miał zawsze. Dopóki będzie to szło w parze z siłą fizyczną - chciałbym grać. Jak długo mi się uda? Nie wiem. Każdy sezon traktuję jak ten ostatni. Dlatego każdy mecz jest dla mnie bardzo ważny, w każdym chcę zagrać i dać z siebie 100 procent. Poza tym - mam wspaniały zespół, któremu dziś chciałbym podziękować.
A nie chciałby pan poprowadzić tego zespołu? Rozmawiałam z trenerem Szypulinem - on chciałby, żeby to właśnie pan dowodził jego zespołem.
To trudne pytanie. Nie chciałbym za bardzo wybiegać w przyszłość. Przed nami jeszcze dwa miesiące walki o mistrzostwo Rosji. Musimy wypełnić nasze zadanie.
A zastanawiał się pan w ogóle, czy po zakończeniu kariery chciałby zostać trenerem?
Nie wiem, nie myślałem o tym i nie chciałbym snuć przypuszczeń. Jak na razie moja rola to bycie sportowcem. Jestem na boisku a nie po drugiej stronie.
A ten medal wywalczony w Lidze Mistrzów - co dla pana znaczy?
Bardzo wiele. Nagroda za duży wysiłek włożony w pracę. Każde zwycięstwo odkłada się w moim sercu. Dla mnie bardzo ważne jest wygrywać - na każdym turnieju, w każdej rywalizacji. W czasie swojej kariery zawsze występowałem w klubach, gdzie celem było tylko zwycięstwo, nic innego się nie liczyło. W pewnym stopniu dlatego mi się poszczęściło.
A czy to ma dla pana znaczenie, że w tym wieku zdołał pan zostać najlepszym zawodnikiem Final Four Ligi Mistrzów?
Zdecydowanie tak. Mam już 38 lat. Choć oczywiście to nie tylko moja zasługa, ale całego zespołu, sztabu, lekarzy, masażystów - wszystkich! Uwierzcie, ja sam nic bym nie zrobił. Ale wiem, że mam "drugie plecy" i dookoła siebie ludzi, którzy zawsze są gotowi mi pomóc. W tym zespole właściwie na każdym ramieniu mogę się wesprzeć i dzięki temu jestem pewny siebie i pewny swoich kolegów.
Wiem, że nie chce pan wprost odpowiedzieć, ale załóżmy, że po zakończeniu sezonu - nieważne, z jakim efektem, trener Szypulin powie: "Słuchaj, udowodniłeś wszystkim, że jesteś najlepszym zawodnikiem na świecie, już czas zejść ze sceny. Jesteś dla mnie jak syn - przejmij Biełogorje i poprowadź mój zespół". Zastanowi się pan nad tym?
Teraz nie odpowiem na to pytanie. Nie zastanawiałem się nad tym i nie umiem odpowiedzieć.
Siergiej Tietiuchin: Rzeczywiście czujemy, że stanowimy kolektyw, wewnątrz drużyny panuje dobra atmosfera, taka przyjacielska - według mnie to najważniejsze w każdym zespole. Mamy zawodników, którzy są gotowi wyjść na boisko i dać z siebie maksimum. Oczywiście nie zawsze się to udaje, ale - co równie ważne - masz partnera, który może ci pomóc, w pewien sposób cię "ubezpiecza". W danej chwili możesz polegać na koledze z zespołu i tak właśnie jest w Biełogorje. Poza tym mamy bardzo dobry sztab trenerski. Rozumiemy się. Łączy nas przyjaźń, a to w zespole bardzo wiele.
Tyle, że ten trenerski sztab chciałby, żebyście już przestali grać. Trener Szypulin żartuje, że chce pana "wyrzucić" z drużyny, ale nie może, bo pan wciąż gra tak fantastycznie. Może jednak to jest właśnie ten czas, kiedy trzeba powiedzieć "do widzenia"?
Wiesz, sport jest jak narkotyk. Trudno z tego zrezygnować. Chęć do gry będę miał zawsze. Dopóki będzie to szło w parze z siłą fizyczną - chciałbym grać. Jak długo mi się uda? Nie wiem. Każdy sezon traktuję jak ten ostatni. Dlatego każdy mecz jest dla mnie bardzo ważny, w każdym chcę zagrać i dać z siebie 100 procent. Poza tym - mam wspaniały zespół, któremu dziś chciałbym podziękować.
A nie chciałby pan poprowadzić tego zespołu? Rozmawiałam z trenerem Szypulinem - on chciałby, żeby to właśnie pan dowodził jego zespołem.
To trudne pytanie. Nie chciałbym za bardzo wybiegać w przyszłość. Przed nami jeszcze dwa miesiące walki o mistrzostwo Rosji. Musimy wypełnić nasze zadanie.
A zastanawiał się pan w ogóle, czy po zakończeniu kariery chciałby zostać trenerem?
Nie wiem, nie myślałem o tym i nie chciałbym snuć przypuszczeń. Jak na razie moja rola to bycie sportowcem. Jestem na boisku a nie po drugiej stronie.
A ten medal wywalczony w Lidze Mistrzów - co dla pana znaczy?
Bardzo wiele. Nagroda za duży wysiłek włożony w pracę. Każde zwycięstwo odkłada się w moim sercu. Dla mnie bardzo ważne jest wygrywać - na każdym turnieju, w każdej rywalizacji. W czasie swojej kariery zawsze występowałem w klubach, gdzie celem było tylko zwycięstwo, nic innego się nie liczyło. W pewnym stopniu dlatego mi się poszczęściło.
A czy to ma dla pana znaczenie, że w tym wieku zdołał pan zostać najlepszym zawodnikiem Final Four Ligi Mistrzów?
Zdecydowanie tak. Mam już 38 lat. Choć oczywiście to nie tylko moja zasługa, ale całego zespołu, sztabu, lekarzy, masażystów - wszystkich! Uwierzcie, ja sam nic bym nie zrobił. Ale wiem, że mam "drugie plecy" i dookoła siebie ludzi, którzy zawsze są gotowi mi pomóc. W tym zespole właściwie na każdym ramieniu mogę się wesprzeć i dzięki temu jestem pewny siebie i pewny swoich kolegów.
Wiem, że nie chce pan wprost odpowiedzieć, ale załóżmy, że po zakończeniu sezonu - nieważne, z jakim efektem, trener Szypulin powie: "Słuchaj, udowodniłeś wszystkim, że jesteś najlepszym zawodnikiem na świecie, już czas zejść ze sceny. Jesteś dla mnie jak syn - przejmij Biełogorje i poprowadź mój zespół". Zastanowi się pan nad tym?
Teraz nie odpowiem na to pytanie. Nie zastanawiałem się nad tym i nie umiem odpowiedzieć.
Komentarze