Władca Pierścieni podejmuje rękawicę. W Nowym Jorku, w nowej roli

Koszykówka
Władca Pierścieni podejmuje rękawicę. W Nowym Jorku, w nowej roli
Phil Jackson wraca do Nowego Jorku /fot. PAP/EPA

Wśród wielu pseudonimów jest i ten - Władca Pierścieni. Trafny, prawdziwy, w końcu Phil Jackson uzbierał tych mistrzowskich pierścieni aż 13. Dwa zdobył jako zawodnik, 11 jako trener. Do końca życia mógłby się pławić w luksusie, wspominać i opowiadać o sukcesach, których lista jest bardzo długo. Postawił na nowe wyzwanie - właśnie został prezydentem New York Knicks, ekipy bardzo dla niego ważnej.

Oficjalnie na stanowisko powołano go 18 marca. Za pięć lat ciężkiej pracy dostanie 60 milionów dolarów. - Tu zacząłem karierę. Wiem, jak smakuje zwycięstwo w tym wspaniałym mieście. Podjąłem się zadania, by Knicks znowu zostali mistrzami NBA - zapowiedział Jackson. Zadanie czeka go z rzędu tych ekstremalnie trudnych. Knicks mieli mistrzostwo NBA dwa razy w historii - w latach 1970 i 1973 - czyli czasach, kiedy zawodnikiem tej ekipy był Jackson.

Nietzsche dla Shaqa

Zbliża się do siedemdzięsiątki - 69 lat skończy we wrześniu. Jest najbardziej utytułowanym trenerem ligi, legendą, wzorem. W pracy zawsze miał swoje zwyczaje. Rytuały. Jako trener pojawiał się na parkiecie dokładnie 60 sekund przed rozpoczęciem meczu.  Kiedy szedł przez tunel, a potem przez boisko, starał się nikogo nie dotykać. Nie chciał, by inni dotykali jego. Wkurzało go, kiedy fani wyciągają wtedy ręce i chcieli, by przybił z nimi piątkę. - Jestem skoncentrowany na meczu, mam w sobie energię, której nie chcę stracić - wyjaśniał.

W szatni zespołu co jakiś czas zapalał kadzidełka. - Robił to zawsze po meczu, który przegraliśmy, a powinniśmy byli wygrać. Albo po dwóch przegranych z rzędu - zdradził były gracz Chicago Bulls i Los Angeles Lakers John Salley. Sam Jackson tłumaczył, że stara się wygnać z szatni demony. - One nie lubią dymu. A na zawodników dym i zapach działają pobudzająco. Czasami śmiali się tylko, że w szatni pachnie marihuaną - tłumaczył.

Jackson dużo nauczył się od Indian z plemienia Lakota Sioux z Dakoty. Uznali go za przyjaciela. To oni nadali mu imię Wanbli Luzahan, czyli Bystry Orzeł.  Pasjonuje się filozofią zen. Jego spojrzenie na świat zmieniło się, kiedy przeczytał książkę "Zen i sztuka oporządzania motocykla" Roberta Pirsiga, amerykańskiego filozofa i pisarza.

Książki rozdawał swoim zawodnikom. Koby'emu Bryantowi Jackson dał w prezencie "Mandolinę Kapitana Corellego" Louisa de Bernieresa - historia o małej greckiej wyspie okupowanej przez Włochów w czasie II wojny światowej. Shaquille O'Neal dostał "Ecce Homo - Jak się staje, kim się jest" Friedricha Nietzschego. - Bardzo trudna książka. Ale teraz wiem, że Nietzsche był unikalny. Myślano, że jest szalony, wylądował w domu dla obłąkanych. Phil chyba uznał, że też jestem szalony i mogę wpaść w tarapaty - tłumaczył Shaq, kiedy grał w Lakers prowadzonych przez Jacksona. Ron Harper dostał od trenera sześć książek. - Nie przeczytałem żadnej z nich - przyznał.

Film późno, impreza jeszcze później

Phil dorastał w skromnych warunkach. Jego rodzice byli pastorami we wspólnocie zielonoświątkowców Zbory Boże. Ich dzieci nie spotykały się z rówieśnikami. Pierwszy film Phil zobaczył, kiedy był w ostatniej klasie szkoły średniej. Na imprezę, gdzie były dziewczyny, trafił jeszcze później. Ale mógł uprawiać sport. Grał w koszykówkę, baseball, futbol amerykański, uprawiał lekkoatletykę. W kosza grał na tyle dobrze, że trafił do NBA. W roku 1967 został wybrany w drafcie przez New York Knicks. W barwach tej ekipy zdobył dwa mistrzowskie pierścienie. Karierę trenerską zaczynał w podrzędnych ligach - CBA i portorykańskiej, aż w 1987 roku dołączył do Bulls, jako asystent trenera Douga Collinsa. W roku 1989 został głównym szkoleniowcem. Tam, razem z Michaelem Jordanem, zdobyli sześć tytułów.

Dlaczego Byki były tak mocnym zespołem? - Mieliśmy świetnych zawodników i wybitny zespół trenerski - mówił środkowy tej drużyny Bill Cartwright, a 2005 roku, kiedy rozmawialiśmy, asystent trenera New Jersey Nets. - Byliśmy doskonale dobrani, pasowaliśmy do siebie, wszystko było na swoim miejscu. Zawsze wiedzieliśmy, co drugi może zrobić na boisku, gdzie pobiec, gdzie podać. To była perfekcyjna kombinacja ludzi, którzy poświęcili kilka lat życia dla gry w koszykówkę. W takich warunkach można wygrywać mecz za meczem.

Jackson graczem był przeciętnym. Trenerem wybitnym. Kiedy po sezonie 2010/2011 odchodził z LA Lakers padały pytania, czy poszuka sobie jakiegoś wyzwania.

Właśnie je znalazł. W Nowym Jorku, w nowej roli. Kibice Knicks mogą się cieszyć.
Rafał Kazimierczak, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze