Pindera: Dzielne serce wytrzymało, oko niestety nie

Enzo Maccarinelli nie wyszedł do szóstej rundy walki o pas regularny organizacji WBA w wadze półciężkiej z Juergenem Braehmerem. Walijczyk nic nie widział na prawe oko, poddał go jego trener.
Tacy jak „Macca” budzą krańcowe uczucia. Z jednej strony podziw, że wciąż chcą coś udowodnić, choć powinni już dać sobie spokój z boksem, z drugiej obawę, że to jego dzielne serce, które tak podziwiamy zaprowadzi go pewnego dnia na skraj przepaści.
Enzo Maccarineli nigdy nie ucieka przed rywalem, to wiemy, ale wiemy też, że był już sześciokrotnie ciężko nokautowany, a to zostawia ślady.
W Rostocku Walijczyk miał pecha. W pierwszej rundzie, po jednym z ciosów leworęcznego Niemca doznał kontuzji prawego oka, które szybko się zamknęło. Klasyczny bokserski uraz, którego nie można przewidzieć związany jednak jest w dużej mierze z wiekiem i pięściarskim stażem. Starsi zawodnicy, mający na koncie wiele ciężkich walk po prostu szybciej niż młodzi takim kontuzjom ulegają. Tak było pod koniec kariery z Dariuszem Michalczewskim, którego większość znaczących walk miałem przyjemność komentować, tak było ostatnio z Tomaszem Adamkiem, który po pierwszej rundzie, podobnie jak „Macca” niewiele widział na prawe oko w pojedynku z Wiaczesławem Głazkowem w Bethlehem.
Maccarinelli, który szukając swojej szansy zmienił kategorię na niższą i zszedł do półciężkiej, w pierwszym starciu przeżywał ciężkie chwile. Dał się trafić Braehmerowi i niewiele brakowało, by przegrał ten pojedynek zanim się na dobre zaczął. Ale były mistrz świata wagi junior ciężkiej naprawdę ma dzielne serce, choć wątpliwą, szklaną szczękę. Pomógł mu gong kończący to starcie, i wrócił do gry w następnym. Później sam odpowiedział mocno i sądzę, że gdyby nie kontuzja, ta walka mogłaby mieć jeszcze różne oblicza. Juergen Braehmer bowiem najlepsze czasy ma już za sobą, pięć lat w więzieniach też zrobiły swoje, więc gdyby Walijczyk uderzył jeszcze kilka razy lewym sierpowym pod prawy łokieć pięściarza ze Schwerina, to byłoby naprawdę ciekawie. Ale opuchlizna na prawej stronie twarzy Enzo powiększała się niebezpiecznie i trener Gary Lockett wolał nie ryzykować.
– Nie mogę pozwolić byś dalej walczył – tłumaczył się swojemu zawodnikowi po piątej rundzie przerywając pojedynek. To już siódma porażka Maccarinellego, nikt nie wie czy ostatnia. „Macca” nie podjął bowiem decyzji o zakończeniu kariery. Ale ci, którzy go dobrze znają nie mają wątpliwości. Enzo wróci i dalej będzie szukał swojej szansy. Niestety wbrew logice, bo mistrzem świata już nie będzie.
Juergen Braehmer też będzie nim niedługo. Tak naprawdę jest wicemistrzem, gdyż prawdziwym czempionem WBA jest przecież Kazach Beibut Szumenow, ale tego zdaje się nikt nie zauważać.
Enzo Maccarineli nigdy nie ucieka przed rywalem, to wiemy, ale wiemy też, że był już sześciokrotnie ciężko nokautowany, a to zostawia ślady.
W Rostocku Walijczyk miał pecha. W pierwszej rundzie, po jednym z ciosów leworęcznego Niemca doznał kontuzji prawego oka, które szybko się zamknęło. Klasyczny bokserski uraz, którego nie można przewidzieć związany jednak jest w dużej mierze z wiekiem i pięściarskim stażem. Starsi zawodnicy, mający na koncie wiele ciężkich walk po prostu szybciej niż młodzi takim kontuzjom ulegają. Tak było pod koniec kariery z Dariuszem Michalczewskim, którego większość znaczących walk miałem przyjemność komentować, tak było ostatnio z Tomaszem Adamkiem, który po pierwszej rundzie, podobnie jak „Macca” niewiele widział na prawe oko w pojedynku z Wiaczesławem Głazkowem w Bethlehem.
Maccarinelli, który szukając swojej szansy zmienił kategorię na niższą i zszedł do półciężkiej, w pierwszym starciu przeżywał ciężkie chwile. Dał się trafić Braehmerowi i niewiele brakowało, by przegrał ten pojedynek zanim się na dobre zaczął. Ale były mistrz świata wagi junior ciężkiej naprawdę ma dzielne serce, choć wątpliwą, szklaną szczękę. Pomógł mu gong kończący to starcie, i wrócił do gry w następnym. Później sam odpowiedział mocno i sądzę, że gdyby nie kontuzja, ta walka mogłaby mieć jeszcze różne oblicza. Juergen Braehmer bowiem najlepsze czasy ma już za sobą, pięć lat w więzieniach też zrobiły swoje, więc gdyby Walijczyk uderzył jeszcze kilka razy lewym sierpowym pod prawy łokieć pięściarza ze Schwerina, to byłoby naprawdę ciekawie. Ale opuchlizna na prawej stronie twarzy Enzo powiększała się niebezpiecznie i trener Gary Lockett wolał nie ryzykować.
– Nie mogę pozwolić byś dalej walczył – tłumaczył się swojemu zawodnikowi po piątej rundzie przerywając pojedynek. To już siódma porażka Maccarinellego, nikt nie wie czy ostatnia. „Macca” nie podjął bowiem decyzji o zakończeniu kariery. Ale ci, którzy go dobrze znają nie mają wątpliwości. Enzo wróci i dalej będzie szukał swojej szansy. Niestety wbrew logice, bo mistrzem świata już nie będzie.
Juergen Braehmer też będzie nim niedługo. Tak naprawdę jest wicemistrzem, gdyż prawdziwym czempionem WBA jest przecież Kazach Beibut Szumenow, ale tego zdaje się nikt nie zauważać.
Komentarze