Sobierajski: Gdy na torze jest ciekawie, reszta się nie liczy

Moto
Sobierajski: Gdy na torze jest ciekawie, reszta się nie liczy
Lewis Hamilton, w tle "wiadomość" dla Michaela Schumachera

Jeszcze kilka dni temu zastanawiałem się, kiedy Bahrajn doczeka się wyścigu, który można będzie nazwać legendarnym. Nie musiałem długo czekać. Pierwsze Grand Prix tego kraju, które odbyło się w godzinach wieczornych, przy sztucznym świetle, prócz wspaniałego wyglądu ujęło również widowiskiem. Jeszcze długo będzie pamiętane.

Cóż to był za paradoks. W ostatnich kilku dniach, głównie za sprawą prezydenta Ferrari Luci Di Montezemolo, przelała się we wszystkich mediach na świecie fala ogromniej krytyki nowych reguł w F1. Najważniejszy człowiek włoskiej marki ostro skrytykował kształt nowej Formuły 1. Nazywał jej nowej oblicze wyścigiem taksówek. Denerwował się, że kierowcy zamiast się ścigać, oszczędzają paliwo. Żądał też zmian w przepisach. Jak na ironię kilka godzin po tych wypowiedziach Di Montezemolo, zawody Bahrajnie były widowiskowe, pełne akcji. Szybko zapomniano o dźwiękach silników, oponach czy czujnikach przepływu paliwa. Było ściganie, emocje i fantastyczny argument dla tych wszystkich, którzy bronią nowe zasady w F1. Po zakończonym wyścigu jeden z szefów Mercedesa Niki Lauda ze swoją wrodzoną subtelnością stwierdził, że kto uważa tegoroczne wyścigi za nudne jest idiotą.

Fakt, wcale nie musi być tak, że już każde Grand Prix w tym roku będzie tak wspaniałe jak to jubileuszowe - 900. Niemniej jeśli choć połowa wyścigów będzie tak emocjonująca, Formuła 1 nie będzie musiała obawiać się o swoją przyszłość. A wszystko wskazuje na to, że i miłośnicy dźwięków silników niebawem będą szczęśliwi, bo szefowie zespołów są zgodni i już szukają sposobów na podniesienie decybeli jednostek. Warto jednak przyjrzeć się bliżej kilku aspektom, które sprawiły, że wyścig w Bahrajnie był tak ciekawy.

Pierwszy jest taki, że mimo ogromniej przewagi jaką ma w tej chwili Mercedes, kierowcy tej ekipy są na względnie podobnym poziomie. O ile konkurenci widzą srebrne strzały tylko na starcie, to Lewis Hamilton i Nico Rosberg toczyli pojedynki przez całe zawody i do końca sprawa zwycięstwa nie była rozstrzygnięta. Owszem, Safety Car dodał nieco smaczku rywalizacji, ale nie on był najważniejszy. Istotą było zachowanie osób decyzyjnych w ekipie Mercedesa. Szef zespołu Paddy Lowe przypomniał kierowcom o tym, że muszą dowieść auta do mety, ale pozwolił im się ścigać. Nie było ustawiania kolejności i z góry narzuconych ról.

Drugim powodem wartym odnotowania, były opony. Jeszcze niedawno odgrywały główną i nie zawsze pozytywną rolę. Rok temu często zamiast uatrakcyjnić wyścigi, zdarzało się, że psuły i wypaczały widowisko. Zawody w Bahrajnie pokazały, że odpowiednia różnica między mieszankami, może sprawić, że walka na torze będzie ciekawa i co najważniejsze wyrównana.

Trzecim dość istotnym czynnikiem, są nowe przepisy i gorsza aerodynamika tegorocznych bolidów. To w naturalny sposób sprawia, że nie ma tak dużej dysproporcji między zespołami. Kierowcy łatwiej mogą utrzymać się za poprzedzającym bolidem. Dlatego też momentami wyścig F1 przypominał odbywające się kilka godzin wcześniej na Sakhir zawody GP2. Tu też warto dodać, że dzięki lepszemu momentowi obrotowemu nowych silników przy wyjazdach z zakrętów DRS już nie jest narzędziem przed którym broniący się kierowca nie ma szans.

Ostatnim czwartym czynnikiem jest paliwo. Było i jest wciąż wiele obaw czy, aby na pewno tak drakońskie reglamentowanie jego ilości jest właściwe, gdy w grę wchodzi wyścig z czasem i przeciwnikami. Jednak na torze Sakhir, na którym jednostki bolidów mają wyższe niż średnie zużycie, żaden z zawodników nie stanął z powodu braku paliwa czy też żaden nie poświęcił pozycję byle tylko dojechać do mety. Słowem bolidy mogą mało palić bez straty dla atrakcyjności zawodów.

Tymczasem jeśli chodzi o zespoły, tak Mercedes jest z innej planety i przynajmniej na razie nie ma sobie równych. Trzeba, przynajmniej ten moment pogodzić się z tym. Chociaż konkurenci nie śpią, a jeśli Red Bull odczeka się poprawy silnika, kto wie czy nie dołączy do walki. Nie jest też mrzonką to co powiedział były kierowca ekipy Mark Webber. W miejscu, gdzie silnik nie odgrywa tak dużej roli, jak Monte Carlo, bolid Red Bulla może zaskoczyć. Poczekamy, zobaczymy.

Przed nami dwa dni testów w Bahrajnie. Mnóstwo pracy przed zespołami. Szczególnie w Ferrari. Po zakończonym wyścigu Fernando Alonso szczerze wyznał, że jego dziewiąte miejsce oraz dziesiąta lokata Kimiego Raikkonena, to rzeczywisty stan możliwości ich bolidu. Trudno oczekiwać, że Alonso trzykrotny zwycięzca GP Bahrajnu oraz Raikkonen, który najczęściej ze wszystkich kierowców w stawce stawał w tym wyścigu na podium, nagle zapomnieli jak się na tym obiekcie jeździ. Bolid Ferrari jest w tym roku słaby i już nikt nie ma co do tego wątpliwości. 
Krystian Sobierajski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze