Pindera: Zapomnieć o Moskwie można też w Monte Carlo

Mateusz Masternak nawet nie próbuje zaprzeczać. Wszystko wskazuje na to, że jego najbliższym rywalem będzie Ilunga Makabu, a stawką pas tymczasowy organizacji WBA w wadze junior ciężkiej.
I to właśnie pięściarz z Demokratycznej Republiki Konga ma być antidotum na złe wspomnienia związane z Grigorijem Drozdem i bolesną porażkę, którą „Master” poniósł w Moskwie pół roku temu, tracąc przy tym tytuł mistrza Europy. Co było później, wiemy. Masternak rozstał się z trenerem Andrzejem Gmitrukiem wybierając współpracę z Piotrem Wilczewskim. Dziś ma już za sobą dwie wygrane walki w Danii i ciekawą propozycję, by zmierzyć się z Makabu w Monte Carlo pod koniec czerwca.
Były mistrz Europy nie ukrywa, że porażka z Drozdem wciąż go boli i prawdopodobnie (to jego słowa) będzie boleć do końca życia. Przegrał przecież wtedy z Rosjaninem z kretesem (to też jego ocena) i zrozumiał, że na realizację marzeń musi jeszcze trochę poczekać.
Pierwszym jego rywalem po powrocie był Gruzin Sandro Siproszwili. – Miałem na sobie jeszcze sporo moskiewskiej rdzy, ale rywala znokautowałem – mówi teraz Masternak.
– W drugim pojedynku, z Chorwatem Stjepanem Vugdoliją (w miniony weekend) czułem się już znacznie lepiej. Byłem mocniejszy mentalnie, ale nie wszystko wyszło tak, jak sobie założyłem. Chciałem Vugdoliję za wszelką cenę znokautować, a to nie jest najlepsza recepta na nokaut. Tym bardziej, że Chorwat miał wyjątkowo twardą głowę – twierdzi "Master".
Teraz Masternak myśli już o walce z Makabu, tym samym, który miał się zmierzyć z Pawłem Kołodziejem, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Kontrakt na walkę Makabu - Masternak nie jest wprawdzie jeszcze podpisany, ale to kwestia czasu. W przyszłym tygodniu formalnościom powinno stać się zadość. A wtedy można będzie zacząć przygotowania.
Mateusz Masternak twierdzi, że nie będzie na nich oszczędzał , bo wie, że to walka jego życia. Wygrana da mu pas mistrzowski i otworzy drogę do znacznie lepiej płatnych pojedynków, ale porażka może przekreślić karierę. Nowy, kolejny już sponsorski kontrakt pozwoli jednak na stosowny do potrzeb obóz treningowy i ściągnięcie odpowiednich sparingpartnerów. Polak chciałby mieć do dyspozycji kilku leworęcznych Amerykanów walczących podobnie jak Makabu. – Nie muszę na tej walce zarobić, najważniejszy jest cel sportowy. Wierzę, że jestem w stanie go pokonać – zapewnia Mateusz.
A później, jakie ma marzenia ? Po pierwsze chce zapomnieć o Moskwie, o tym co się tam wydarzyło. Najlepszym lekarstwem byłby rewanż z Drozdem i wygrana. Najpierw jednak trzeba wygrać z Makabu, a Rosjanin musi pokonać Krzysztofa Włodarczyka, oczywiście jeśli dojdzie do takiej walki. – Na punkty większe szanse na zwycięstwo miałby Drozd, ale Diablo bije mocno z obu rąk, więc nie można wykluczyć jego wygranej przed czasem. Tym bardziej, że Rosjanin nie ma zbyt szczelnej obrony. Ze mną też przyjął kilka ciężkich ciosów. Mamy ze sobą kontakt, Grigorij sam wspomniał, że wtedy w Moskwie też przeżywał ciężkie chwile – opowiada Masternak.
A gdy na koniec pytam go, kto byłby jego wymarzonym rywalem, gdyby mógł sobie go wybrać, odpowiada szybko: Krzysztof. Diablo Włodarczyk oczywiście.
Doradzający Masternakowi były mistrz świata Dariusz „Tygrys” Michalczewski jest przekonany, że taki scenariusz jest możliwy. Pod jednym tylko warunkiem: Mateusz musi w Monte Carlo znaleźć skuteczny sposób na króla nokautu z Konga.
Były mistrz Europy nie ukrywa, że porażka z Drozdem wciąż go boli i prawdopodobnie (to jego słowa) będzie boleć do końca życia. Przegrał przecież wtedy z Rosjaninem z kretesem (to też jego ocena) i zrozumiał, że na realizację marzeń musi jeszcze trochę poczekać.
Pierwszym jego rywalem po powrocie był Gruzin Sandro Siproszwili. – Miałem na sobie jeszcze sporo moskiewskiej rdzy, ale rywala znokautowałem – mówi teraz Masternak.
– W drugim pojedynku, z Chorwatem Stjepanem Vugdoliją (w miniony weekend) czułem się już znacznie lepiej. Byłem mocniejszy mentalnie, ale nie wszystko wyszło tak, jak sobie założyłem. Chciałem Vugdoliję za wszelką cenę znokautować, a to nie jest najlepsza recepta na nokaut. Tym bardziej, że Chorwat miał wyjątkowo twardą głowę – twierdzi "Master".
Teraz Masternak myśli już o walce z Makabu, tym samym, który miał się zmierzyć z Pawłem Kołodziejem, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Kontrakt na walkę Makabu - Masternak nie jest wprawdzie jeszcze podpisany, ale to kwestia czasu. W przyszłym tygodniu formalnościom powinno stać się zadość. A wtedy można będzie zacząć przygotowania.
Mateusz Masternak twierdzi, że nie będzie na nich oszczędzał , bo wie, że to walka jego życia. Wygrana da mu pas mistrzowski i otworzy drogę do znacznie lepiej płatnych pojedynków, ale porażka może przekreślić karierę. Nowy, kolejny już sponsorski kontrakt pozwoli jednak na stosowny do potrzeb obóz treningowy i ściągnięcie odpowiednich sparingpartnerów. Polak chciałby mieć do dyspozycji kilku leworęcznych Amerykanów walczących podobnie jak Makabu. – Nie muszę na tej walce zarobić, najważniejszy jest cel sportowy. Wierzę, że jestem w stanie go pokonać – zapewnia Mateusz.
A później, jakie ma marzenia ? Po pierwsze chce zapomnieć o Moskwie, o tym co się tam wydarzyło. Najlepszym lekarstwem byłby rewanż z Drozdem i wygrana. Najpierw jednak trzeba wygrać z Makabu, a Rosjanin musi pokonać Krzysztofa Włodarczyka, oczywiście jeśli dojdzie do takiej walki. – Na punkty większe szanse na zwycięstwo miałby Drozd, ale Diablo bije mocno z obu rąk, więc nie można wykluczyć jego wygranej przed czasem. Tym bardziej, że Rosjanin nie ma zbyt szczelnej obrony. Ze mną też przyjął kilka ciężkich ciosów. Mamy ze sobą kontakt, Grigorij sam wspomniał, że wtedy w Moskwie też przeżywał ciężkie chwile – opowiada Masternak.
A gdy na koniec pytam go, kto byłby jego wymarzonym rywalem, gdyby mógł sobie go wybrać, odpowiada szybko: Krzysztof. Diablo Włodarczyk oczywiście.
Doradzający Masternakowi były mistrz świata Dariusz „Tygrys” Michalczewski jest przekonany, że taki scenariusz jest możliwy. Pod jednym tylko warunkiem: Mateusz musi w Monte Carlo znaleźć skuteczny sposób na króla nokautu z Konga.
Komentarze