Play-off w NBA i NHL: bilety tylko dla bogaczy

Oglądanie zawodowych lig w USA już kilka lat temu przestało być przyjemnością niedrogą, a więc rodzinną. W tym sezonie widać to szczególnie wyraźnie bo dla czteroosobowej rodziny, zobaczenie w akcji najlepszych koszykarzy czy hokeistów świata grających w NBA i NHL, to wydatek dochodzący do ...1000 dolarów. Za jeden mecz.
yle na przykład trzeba wydać, żeby pooglądać Marcina Gortata z Wizards grającego przeciwko Bulls w Chicago. I to w pierwszej rundzie bo dalej jest oczywiście drożej.
Szaleństwo w Los Angeles i Toronto?
Jest tradycją, że kluby NBA podwyższają ceny biletów na play-offy i podwyżki - choć nie wszystkie – można zrozumieć. Trudniej zrozumieć prawa rządzące czarnym rynkiem.
W tym roku, przed rozpoczynającymi się za kilkadziesiąt godzin meczami play-off, najbardziej szaleją kibice drużyn, które mają tylko teoretyczne szanse, by cokolwiek wywalczyć na parkiecie. Przyjemność oglądania Charlotte Bobcats, przed kilku laty jednego z najgorszych zespołów w historii NBA, wyceniona jest na czarnym rynku o prawie 120 procent więcej (ponad 248 dolarów) niż ceny biletów w sezonie zasadniczym!
Jeszcze bardziej szaleją za biletami kibice Toronto Raptors, którzy play-off ostatni raz widzieli w sezonie 2007/2008. U - jak nazwalibyśmy ich zgodnie z polską tradycją - koników, przeciętna cena jednego biletu to dokładnie 370 dolarów i 62 centy – czyli o 240 procent więcej niż cena za jaką sprzedawano wejściówki w sezonie zasadniczym.
Tylko w Miami będzie taniej
Koszykarską gorączkę w Los Angeles da się zrozumieć, bo tym razem kibice w tym mieście nie będą mieli okazji wybierać pomiędzy meczami Lakers i Clippers. W play-off grają tylko ci drudzy, więc na pierwszą rundę trzeba wyłożyć nie mniej niż 370 dolarów - prawie 150 procent więcej niż na mecze między listopadem a kwietniem.
Ponad dwa razy więcej za bilet trzeba będzie zapłacić w Indianie, gdzie gra najlepsza w Konferencji Wschodniej drużyna Pacers – cena przeciętnego biletu podskoczyła z 81 do 212 dolarów. Na luzie podchodzą za to do pierwszej rundy kibice jednego z głównych faworytów, obrońców mistrzowskiego tytułu – Miami Heat. Ekipa LeBrona jest jedynym klubem w NBA, gdzie mecze pierwszej rundy play-off są tańsze (!) niż mecze sezonu zasadniczego. To się oczywiście zmieni – w minionym roku za spotkania finałowe trzeba było wyłożyć 1000 dolarów za bilet.
Przyjemność oglądania Marcina Gortata i jego Waszyngton Wizards będzie znacznie mniej kosztowna w stolicy USA niż w największym “polskim” mieście tego kraju. Bilety na mecze pierwszej rundy w Chicago są na wolnym rynku po około 210 dolarów. W Waszyngtonie trzeba za nie zapłacić około 80 dolarów mniej.
Hokej droższy niż koszykówka
NHL nie ma w telewizji takiej oglądalności jak NBA, ale kibice doskonale wiedzą, że niewiele wydarzeń przynosi więcej emocji niż mecze play-off w wykonaniu hokeistów. Ceny też są odpowiednie, ale przynajmniej odpowiadają szansom drużyn na mistrzowskie trofeum.
Najwięcej trzeba zapłacić w Nowym Jorku, gdzie mający wielkie oczekiwania wobec New York Rangers kibice płacą przeciętnie prawie 440 dolarów za bilet. Tuż za nimi są obrońcy tytułu Chicago Blackhawks (407 dol.) oraz dwójka innych faworytów na Puchar Stanley’a – Boston Bruins (370 dol.) i Montreal Canadiens (320 dol.).
Za drogo nawet dla Amerykanów
Na zakończenie uwaga dla tych, którzy skwitują ceny słowami, że “w Ameryce się więcej zarabia, więc ich na to stać”. Nic bardziej błędnego.
Bilety na mecze drużyn zawodowych już od lat stały się dostępne wyłącznie dla bogaczy; dla zdecydowanej większości Amerykanów cena jednego biletu na mecz, na przykład, Chicago Blackhawks, to równowartość ich tygodniowych zarobków.
Szaleństwo w Los Angeles i Toronto?
Jest tradycją, że kluby NBA podwyższają ceny biletów na play-offy i podwyżki - choć nie wszystkie – można zrozumieć. Trudniej zrozumieć prawa rządzące czarnym rynkiem.
W tym roku, przed rozpoczynającymi się za kilkadziesiąt godzin meczami play-off, najbardziej szaleją kibice drużyn, które mają tylko teoretyczne szanse, by cokolwiek wywalczyć na parkiecie. Przyjemność oglądania Charlotte Bobcats, przed kilku laty jednego z najgorszych zespołów w historii NBA, wyceniona jest na czarnym rynku o prawie 120 procent więcej (ponad 248 dolarów) niż ceny biletów w sezonie zasadniczym!
Jeszcze bardziej szaleją za biletami kibice Toronto Raptors, którzy play-off ostatni raz widzieli w sezonie 2007/2008. U - jak nazwalibyśmy ich zgodnie z polską tradycją - koników, przeciętna cena jednego biletu to dokładnie 370 dolarów i 62 centy – czyli o 240 procent więcej niż cena za jaką sprzedawano wejściówki w sezonie zasadniczym.
Tylko w Miami będzie taniej
Koszykarską gorączkę w Los Angeles da się zrozumieć, bo tym razem kibice w tym mieście nie będą mieli okazji wybierać pomiędzy meczami Lakers i Clippers. W play-off grają tylko ci drudzy, więc na pierwszą rundę trzeba wyłożyć nie mniej niż 370 dolarów - prawie 150 procent więcej niż na mecze między listopadem a kwietniem.
Ponad dwa razy więcej za bilet trzeba będzie zapłacić w Indianie, gdzie gra najlepsza w Konferencji Wschodniej drużyna Pacers – cena przeciętnego biletu podskoczyła z 81 do 212 dolarów. Na luzie podchodzą za to do pierwszej rundy kibice jednego z głównych faworytów, obrońców mistrzowskiego tytułu – Miami Heat. Ekipa LeBrona jest jedynym klubem w NBA, gdzie mecze pierwszej rundy play-off są tańsze (!) niż mecze sezonu zasadniczego. To się oczywiście zmieni – w minionym roku za spotkania finałowe trzeba było wyłożyć 1000 dolarów za bilet.
Przyjemność oglądania Marcina Gortata i jego Waszyngton Wizards będzie znacznie mniej kosztowna w stolicy USA niż w największym “polskim” mieście tego kraju. Bilety na mecze pierwszej rundy w Chicago są na wolnym rynku po około 210 dolarów. W Waszyngtonie trzeba za nie zapłacić około 80 dolarów mniej.
Hokej droższy niż koszykówka
NHL nie ma w telewizji takiej oglądalności jak NBA, ale kibice doskonale wiedzą, że niewiele wydarzeń przynosi więcej emocji niż mecze play-off w wykonaniu hokeistów. Ceny też są odpowiednie, ale przynajmniej odpowiadają szansom drużyn na mistrzowskie trofeum.
Najwięcej trzeba zapłacić w Nowym Jorku, gdzie mający wielkie oczekiwania wobec New York Rangers kibice płacą przeciętnie prawie 440 dolarów za bilet. Tuż za nimi są obrońcy tytułu Chicago Blackhawks (407 dol.) oraz dwójka innych faworytów na Puchar Stanley’a – Boston Bruins (370 dol.) i Montreal Canadiens (320 dol.).
Za drogo nawet dla Amerykanów
Na zakończenie uwaga dla tych, którzy skwitują ceny słowami, że “w Ameryce się więcej zarabia, więc ich na to stać”. Nic bardziej błędnego.
Bilety na mecze drużyn zawodowych już od lat stały się dostępne wyłącznie dla bogaczy; dla zdecydowanej większości Amerykanów cena jednego biletu na mecz, na przykład, Chicago Blackhawks, to równowartość ich tygodniowych zarobków.
Komentarze