Lorenzo za falstart wini... muchy!

Moto
Lorenzo za falstart wini... muchy!
Podczas GP Ameryk Jorge Lorenzo popełnił katastrofalny w skutkach falstart / fot. Yamaha

To mógł być najbardziej kosztowny błąd w historii MotoGP. Podczas Grand Prix Ameryk Jorge Lorenzo popełnił katastrofalny w skutkach falstart, którego wytłumaczenie wydaje się równie absurdalne, co jego przebieg... ale tylko z pozoru.

Dwukrotny mistrz świata królewskiej kategorii ma przed sobą trudne zadanie. Mimo kontuzji, broniący tytułu Marc Marquez jest w życiowej formie, a Honda znów wydaje się dysponować na niektórych torach niewielką przewagą nad Yamahą. Nowe opony Bridgestone zapewniają mniejszą przyczepność w środku zakrętu, co najmocniej odbija się właśnie na preferującym płynną jazdę Lorenzo. Jakby tego było mało, choć cała czołówka uwikłana jest w rozpraszające negocjacje nowych kontraktów, to właśnie Jorge ma teoretycznie największe szanse, aby tej zimy zmienić zespołowe barwy.

Presja w Katarze

Wszystko to sprawia, że zaledwie 26-letni Hiszpan zmaga się z gigantyczną wręcz presją. Jej efekty widać było już podczas pierwszej rundy w Katarze. Problemy z oponami, wściekłość podczas treningów i dekoncentracja po starcie wyścigu, która sprawiła, że Lorenzo wyleciał z niego już na pierwszym okrążeniu. Do Ameryki zawodnik Yamahy udał się więc ze stratą aż 25 punktów do prowadzącego w tabeli zwycięzcy zmagań otwarcia, głównego rywala Marca Marqueza. „Por Fuera” wiedział, że „Circuit of the Americas” będzie jednym z najbardziej problematycznych obiektów w kalendarzu dla jego maszyny i tak też się stało. Już po treningach wolnych było jasne, że nikt nie będzie w stanie powstrzymać tam Marqueza przed drugim zwycięstwem z rzędu.

Sfrustrowany Lorenzo mógł jedynie próbować zredukować starty poprzez finisz na podium, ale nawet to okazało się niemożliwością, kiedy puścił sprzęgło i ruszył z pól startowych na bite trzy sekundy przed zgaśnięciem czerwonych świateł, popełniając falstart tak duży, że można mierzyć go nie zegarkiem, a kalendarzem. Takie zachowanie oznaczało oczywiście karny przejazd przez aleję serwisową i w efekcie dopiero dziesiąte miejsce na mecie.

Po dwóch pierwszych wyścigach tego sezonu Lorenzo ma na swoim koncie tylko sześć oczek i aż czterdzieści cztery punkty starty do będącego w życiowej formie Marqueza. Na szczęście następne dwa tory powinny bardziej sprzyjać motocyklom Yamahy, co może pozwolić 26-latkowi na zmniejszenie straty, ale zanim do tego dojdzie, wszyscy wciąż zastanawiają się, co takiego wydarzyło się w Austin. Jak się okazuje, wyjaśnienie Hiszpana jest równie absurdalne, co jego zachowanie, ale tylko z pozoru.

Lorenzo jak Janowicz?


„Nie myślałem, byłem rozkojarzony i popełniłem wielki błąd – tłumaczy. - Po okrążeniu rozgrzewkowym miałem na wizjerze mnóstwo owadów, dlatego przez zatrzymaniem się na polach startowych postanowiłem zdjąć zrywkę z kasku, choć nigdy tego nie robię. To mnie rozkojarzyło. Kiedy spojrzałem w górę i zapaliły się czerwone światła, puściłem sprzęgło i ruszyłem. To chyba największy błąd w mojej karierze.”

Na pierwszy rzut oka muchy na kasku to jeszcze dziwniejsza wymówka niż ostatnie uwagi tenisisty Jerzego Janowicza o „trenowaniu po szopach”, ale faktycznie ujęcia z kamer pokładowych potwierdzają, że owady były na kółku rozgrzewkowym niemałym problemem. Zresztą pszczoły pogryzły też podczas weekendu wielu mechaników pracujących w alei serwisowej, a obrazki uciekającego przed nimi Sito Ponsa, szefa zwycięskiej ekipy Moto2, zrobiły w Hiszpanii małą furorę.

To co stało się na starcie ma bardzo proste wytłumaczenie; Lorenzo ściągnął „zrywkę”, odwracając wzrok od tablicy ze światłami, a kiedy spojrzał na nią ponownie, na zapalenie czerwonych świateł zareagował tak, jak powinien na ich zgaśnięcie. To kolejny dowód na to, jak ogromną rolę odgrywają w świecie wyścigów przeróżne nawyki. Zakładanie butów czy rękawic w odpowiedniej kolejności, słynne „zabiegi” Valentino Rossiego podczas wyjeżdżania z alei serwisowej, czy wreszcie określona rutyna na polach startowych. Wszystko to okazuje się bardzo pomocne i daje zawodnikom poczucie całkowitej kontroli, ale czasami okazuje się zgubne. Tak właśnie było tym razem.

Marquez gra na nerwach

Z drugiej strony nie da się ukryć, że dominacja Marqueza zaczyna wiercić Lorenzo dziurę z tyłu głowy i czyni go dość spiętym. Kamery w garażu zawodnika z Majorki zarejestrowały w Austin kilka ciekawych scen. Wskazując na pasek z zapięciem, mocno zdziwiony Lorenzo pyta m.in. swojego asystenta odpowiedzialnego za kaski; „Co to jest? Czy to zawsze tutaj było?”. Po czym słyszy, „Tak, w końcu bez tego nie byłbyś w stanie go zdjąć”. Chwilę później ze sporą irytacją w głosie strofuje swojego osobistego asystenta, narzekając, że firma Alpinestars nie wprowadziła oczekiwanych przez niego modyfikacji rękawic; „Mają to zrobić dzisiaj. Zapisz to sobie, żebyś nie zapomniał” - mówi 26-latek.

Lorenzo, który w przeszłości miał przecież potężne problemy z wyrażaniem i kontrolowaniem własnych emocji oraz kontaktami z otoczeniem (co dokładnie opisuje świetna biografia autorstwa Ernesta Riverasa) znów wydaje się stać pod ścianą. Tym razem ma wokół siebie zupełnie innych ludzi i sam jest zupełnie innym człowiekiem. To już nie młody, nieopierzony debiutant, a dwukrotny mistrz królewskiej klasy. Kilka lat temu to on zachodził za skórę panującemu wówczas Valentino Rossiemu, wręcz zmuszając Włocha do odejścia z Yamahy. Dzisiaj sam ma okazję przekonać się, jakie to uczucie, kiedy to jego autorytet podkopuje z uśmiechem na twarzy Marc Marquez.

Wywrotka w Katarze i falstart w Austin. Czy to tylko dwa wypadki przy pracy, czy oznaki poważniejszych problemów. Najbliższe dwa wyścigi, zaplanowane na dwa kolejne weekendy, powinny znacznie wyjaśnić sprawę. Zarówno w Argentynie, jak i w Jerez, Yamaha powinna być dużo bardziej konkurencyjna, dlatego Lorenzo musi odkupić swoje winy z dwóch pierwszych wyścigów. Jeśli tego nie zrobi, może stracić kolejny tytuł...
Michał Fiałkowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze