W narożniku Polsatu: Kto ma zjeść snickersa, kto zrobić rywalowi krzywdę
Marcin Rekowski zapowiada, że tym razem będzie krwiopijcą. Oliver McCall chce nokautu, a potem pasa mistrza. Paweł Głażewski i Maciej Miszkiń - po tym, co o sobie mówią - przyjaciółmi nie zostaną. Już w sobotę, w Legionowie, kibiców boksu czeka potężna dawka emocji. Wcześniej bohaterowie wieczoru zmierzyli się w Narożniku Polsatu.
Dokończyć historię, które zaczęła się 1 lutego w Opolu. To zadanie, które stawiają przed sobą McCall i Rekowski. W tej pierwszej walce do góry raz wędrowała ręka Polaka, raz Amerykanina. Decyzja ostateczna - wygrał McCall.
Jak wspomina te przedziwne wydarzenia Rekowski? - Swoje w życiu już wyboksowałem, były różne werdykty. Człowiek musi się nauczyć wygrywać i przegrywać. Podszedłem do tego jak mężczyzna, pogodziłem się. Walka była ciężka zarówno dla mnie, jak i dla pana Olivera - opowiada.
McCall twierdzi, że zachowywał wtedy spokój, chociaż nie przychodziło mu to z łatwością. - Byłem już w szatni, po tym, jak ogłosili moją porażkę. Tylko swojej wierze i Jezusowi zawdzięczam to, że jakoś się trzymałem. Kiedy przegrywam, wciąż muszę być facetem z charakterem. Być mistrzem, którym przecież kiedyś byłem. Takie miałem nastawienie. Myślałem, że wygrałem, ponieważ posłałem go na deski. Jednak walka była naprawdę wyrównana i mogą pójść w każdą stronę.
Szacunku między rywalami jest dużo. Rekowski musi się nawet tłumaczyć, dlaczego jest tak grzeczny wobec McCalla. - Tak zostałem wychowany. To nie jest mój kolega, tylko osoba o kilka ładnych lat starsza ode mnie. Ale postaram się, żeby w rewanżu było więcej agresji, żebym był krwiopijcą.
McCall nie zamierza zostawiać decyzji sędziom. - Będę szukał nokautu, ponieważ chcę osiągnąć inny pułap i znów zostać mistrzem świata wagi ciężkiej. To jest moim celem.
O grzeczności nie ma mowy przed starciem Głażewski - Miszkiń. Tu szacunku brakuje, pod dostatkiem jest za to lekceważenia, wręcz pogardy. - W ringu nie ma przyjaźni. Wyjdziemy tam, by zrobić sobie krzywdę. Ja na pewno będę się starał, by Maciej zapamiętał tę noc na bardzo długo - zapowiada Głażewski.
- Nie będzie tak źle. Najgorzej jest dzisiaj, bo muszę z nim rozmawiać. A to naprawdę męczące - wypalił Miszkiń. Wcześniej powiedział już, by "Paweł zjadł snickersa, bo zaczyna gwiazdorzyć".
Głażewski twierdzi, że Miszkiń nie zasłużył na ten pojedynek. - Walczył ze słabymi rywalami, mocno się z nimi męczył. Podtrzymuję, że przegrałby przynajmniej z siedmioma z tych, z którymi ja walczyłem. Uwierz mi
Maciek, że będziesz miał duży problem. Obyś dotrwał przynajmniej do tej piątej rundy. Może czwartej.
- Dotrwam i do piątej, i do ósmej, i do dziesiątej.
- Ale walka jest na osiem rund.
- Chciałbym, żeby była na dziesięć.
- Jak na dziesięć, skoro ty po trzech nie masz czym w tym ringu oddychać.
- To nieistotne, w walce z tobą zawodnicy nie muszą oddychać.
Więcej w rozmowach Mateusza Borka z pięściarzami.
Jak wspomina te przedziwne wydarzenia Rekowski? - Swoje w życiu już wyboksowałem, były różne werdykty. Człowiek musi się nauczyć wygrywać i przegrywać. Podszedłem do tego jak mężczyzna, pogodziłem się. Walka była ciężka zarówno dla mnie, jak i dla pana Olivera - opowiada.
McCall twierdzi, że zachowywał wtedy spokój, chociaż nie przychodziło mu to z łatwością. - Byłem już w szatni, po tym, jak ogłosili moją porażkę. Tylko swojej wierze i Jezusowi zawdzięczam to, że jakoś się trzymałem. Kiedy przegrywam, wciąż muszę być facetem z charakterem. Być mistrzem, którym przecież kiedyś byłem. Takie miałem nastawienie. Myślałem, że wygrałem, ponieważ posłałem go na deski. Jednak walka była naprawdę wyrównana i mogą pójść w każdą stronę.
Szacunku między rywalami jest dużo. Rekowski musi się nawet tłumaczyć, dlaczego jest tak grzeczny wobec McCalla. - Tak zostałem wychowany. To nie jest mój kolega, tylko osoba o kilka ładnych lat starsza ode mnie. Ale postaram się, żeby w rewanżu było więcej agresji, żebym był krwiopijcą.
McCall nie zamierza zostawiać decyzji sędziom. - Będę szukał nokautu, ponieważ chcę osiągnąć inny pułap i znów zostać mistrzem świata wagi ciężkiej. To jest moim celem.
O grzeczności nie ma mowy przed starciem Głażewski - Miszkiń. Tu szacunku brakuje, pod dostatkiem jest za to lekceważenia, wręcz pogardy. - W ringu nie ma przyjaźni. Wyjdziemy tam, by zrobić sobie krzywdę. Ja na pewno będę się starał, by Maciej zapamiętał tę noc na bardzo długo - zapowiada Głażewski.
- Nie będzie tak źle. Najgorzej jest dzisiaj, bo muszę z nim rozmawiać. A to naprawdę męczące - wypalił Miszkiń. Wcześniej powiedział już, by "Paweł zjadł snickersa, bo zaczyna gwiazdorzyć".
Głażewski twierdzi, że Miszkiń nie zasłużył na ten pojedynek. - Walczył ze słabymi rywalami, mocno się z nimi męczył. Podtrzymuję, że przegrałby przynajmniej z siedmioma z tych, z którymi ja walczyłem. Uwierz mi
Maciek, że będziesz miał duży problem. Obyś dotrwał przynajmniej do tej piątej rundy. Może czwartej.
- Dotrwam i do piątej, i do ósmej, i do dziesiątej.
- Ale walka jest na osiem rund.
- Chciałbym, żeby była na dziesięć.
- Jak na dziesięć, skoro ty po trzech nie masz czym w tym ringu oddychać.
- To nieistotne, w walce z tobą zawodnicy nie muszą oddychać.
Więcej w rozmowach Mateusza Borka z pięściarzami.
Komentarze