Mistrz lepszy od ucznia. Błąd Gerrarda pomógł Chelsea

Mecz na szczycie nie wyjaśnił niczego. Kibice Liverpoolu ciągle czekają na mistrzostwo Anglii. Tytuł ciągle jest na wyciągnięcie ręki, ale za plecami pojawił się groźny cień Manchesteru City. Portugalczyk zagrał tak, jak lubi: dał się wyszaleć rywalom, a sprawę załatwił jeden kontratak i gol Demby Ba.
Jeśli Liverpool nie zdobędzie pierwszego od 1990 roku mistrzostwa, to najsmutniejszy będzie Steven Gerrard. Ten człowiek to Liverpool, z czerwonym sercem i duszą. Wychował się w cieniu stadionu Anfield Road i całą karierę spędził właśnie tam. I to on popełnił błąd, który zadecydował o zwycięstwie Chelsea w tym spotkaniu.
W doliczonym czasie pierwszej połowy zdarzyło mu się coś, czego chyba jeszcze nigdy nie przeżył. Przez nikogo nie atakowany nie opanował lekkiego podania, a gdy chciał ratować sytuację, jeszcze się pośliznął. Do piłki dopadł Demba Ba, pognał na bramkę Liverpoolu i strzelił między nogami Simona Mignoleta.
Strata gola tuż przed przerwą i to w takich okolicznościach, bolała tym bardziej, że to gospodarze nacierali od początku spotkania. Aktywny był Luis Suarez. Jak zwykle szybko po skrzydle biegał Raheem Sterling, a Philippe Coutinho był błyskotliwy jak zwykle.
Jose Mourinho przyjechał nie przegrać na Anfield Road i cel osiągnął. Kibice Chelsea trzymali w rękach transparent "Wierzę", ale skład i taktyka wybrane przez Portugalczyka świadczyły, że ważniejszy jest rewanżowy półfinał Ligi Mistrzów z Bayernem. W pierwszym składzie nie było ani Davida Luiza, ani Gary'ego Cahilla, ani Williana, ani Fernando Torresa. Szansę dostali: Mohamed Salah, Tomas Kalas, Nemanja Matić i Demba Ba. Chelsea grała tak, jak Mourinho uwielbia: cały czas blisko własnego pola karnego, z gotowością do natychmiastowych kontrataków.
Brendan Rodgers uczył się od Mourinho kilka lat w Chelsea, mówił, że praktykowanie u niego było jak dostanie się na Harvard, ale stylu nie zmienił. Rodgers akurat woli atakować. Kiedy gra Liverpool, na bramkę rywala sunie natarcie za natarciem. Nie dać odetchnąć, a potem zadać cios - to ich filozofia. Okazało się, że jeszcze uczeń mistrza nie przerósł. Rodgers przegrał w Premierleague z Mourinho dwa razy. Przed meczem z Chelsea ostatni raz schodził pokonany 29 grudnia. Poprzednio ograł go także Portugalczyk.
Chelsea ma najlepszy bilans spotkań z drużynami z czołówki, ale to i tak może nie wystarczyć do zdobycia mistrzostwa Anglii. Najbliżej jest Manchester City. Jeśli drużyna Manuela Pellegriniego wygra wszystkie spotkania, to sięgnie po tytuł. Steven Gerrard powinien się teraz modlić o ich potknięcie.
Nic dziwnego, że w drugiej połowie robił wszystko, żeby tylko doprowadzić do remisu: biegał, strzelał, podawał. Tak samo walczyli też jego koledzy, ale to było tłuczenie głową w precyzyjnie ustawiony mur. Nie dało się stamtąd wyjąć żadnej cegły, zaprawa trzymała mocno, a gdy już udało się sforsować pierwszą linię obrony, na posterunku był bramkarz Mark Schwarzer. A Mourinho? Zrobił swoje i po końcowym gwizdku wykrzyczał emocje. Przy odrobinie szczęścia może być największym wygranym tego sezonu. Mistrzostwo Anglii i zwycięstwo w Lidze Mistrzów są o krok.
LIVERPOOL - CHELSEA 0:2 (0:1)
Bramki: Demba Ba (45+1), Willian (90)
Liverpool: Mignolet - Johnson, Skrtel, Sakho, Flanagan (81, Aspas) - Lucas (58, Sturridge), Gerrard, Allen - Coutinho - Sterling, Suarez.
Chelsea: Schwarzer - Azpilicueta, Ivanović, Kalas, Cole - Matić, Obi Mikel, Lampard, Schuerrle (77, Cahill) - Ba (84, Torres).
Żółte kartki: Salah, Lampard, Cole, Torres (Chelsea). Sędziował: Martin Atkinson
W doliczonym czasie pierwszej połowy zdarzyło mu się coś, czego chyba jeszcze nigdy nie przeżył. Przez nikogo nie atakowany nie opanował lekkiego podania, a gdy chciał ratować sytuację, jeszcze się pośliznął. Do piłki dopadł Demba Ba, pognał na bramkę Liverpoolu i strzelił między nogami Simona Mignoleta.
Strata gola tuż przed przerwą i to w takich okolicznościach, bolała tym bardziej, że to gospodarze nacierali od początku spotkania. Aktywny był Luis Suarez. Jak zwykle szybko po skrzydle biegał Raheem Sterling, a Philippe Coutinho był błyskotliwy jak zwykle.
Jose Mourinho przyjechał nie przegrać na Anfield Road i cel osiągnął. Kibice Chelsea trzymali w rękach transparent "Wierzę", ale skład i taktyka wybrane przez Portugalczyka świadczyły, że ważniejszy jest rewanżowy półfinał Ligi Mistrzów z Bayernem. W pierwszym składzie nie było ani Davida Luiza, ani Gary'ego Cahilla, ani Williana, ani Fernando Torresa. Szansę dostali: Mohamed Salah, Tomas Kalas, Nemanja Matić i Demba Ba. Chelsea grała tak, jak Mourinho uwielbia: cały czas blisko własnego pola karnego, z gotowością do natychmiastowych kontrataków.
Brendan Rodgers uczył się od Mourinho kilka lat w Chelsea, mówił, że praktykowanie u niego było jak dostanie się na Harvard, ale stylu nie zmienił. Rodgers akurat woli atakować. Kiedy gra Liverpool, na bramkę rywala sunie natarcie za natarciem. Nie dać odetchnąć, a potem zadać cios - to ich filozofia. Okazało się, że jeszcze uczeń mistrza nie przerósł. Rodgers przegrał w Premierleague z Mourinho dwa razy. Przed meczem z Chelsea ostatni raz schodził pokonany 29 grudnia. Poprzednio ograł go także Portugalczyk.
Chelsea ma najlepszy bilans spotkań z drużynami z czołówki, ale to i tak może nie wystarczyć do zdobycia mistrzostwa Anglii. Najbliżej jest Manchester City. Jeśli drużyna Manuela Pellegriniego wygra wszystkie spotkania, to sięgnie po tytuł. Steven Gerrard powinien się teraz modlić o ich potknięcie.
Nic dziwnego, że w drugiej połowie robił wszystko, żeby tylko doprowadzić do remisu: biegał, strzelał, podawał. Tak samo walczyli też jego koledzy, ale to było tłuczenie głową w precyzyjnie ustawiony mur. Nie dało się stamtąd wyjąć żadnej cegły, zaprawa trzymała mocno, a gdy już udało się sforsować pierwszą linię obrony, na posterunku był bramkarz Mark Schwarzer. A Mourinho? Zrobił swoje i po końcowym gwizdku wykrzyczał emocje. Przy odrobinie szczęścia może być największym wygranym tego sezonu. Mistrzostwo Anglii i zwycięstwo w Lidze Mistrzów są o krok.
LIVERPOOL - CHELSEA 0:2 (0:1)
Bramki: Demba Ba (45+1), Willian (90)
Liverpool: Mignolet - Johnson, Skrtel, Sakho, Flanagan (81, Aspas) - Lucas (58, Sturridge), Gerrard, Allen - Coutinho - Sterling, Suarez.
Chelsea: Schwarzer - Azpilicueta, Ivanović, Kalas, Cole - Matić, Obi Mikel, Lampard, Schuerrle (77, Cahill) - Ba (84, Torres).
Żółte kartki: Salah, Lampard, Cole, Torres (Chelsea). Sędziował: Martin Atkinson
Komentarze