Pindera: Mały, dumny Ellis nie żyje

Był mistrzem świata wagi ciężkiej w czasach jej świetności, ale z tymi największymi gwiazdami, jak Muhammad Ali czy Joe Frazier jednak przegrywał. Jimmy Ellis, bo o nim mowa, zmarł w wieku 74 lat.
Z Alim znali się jeszcze z czasów amatorskich, obaj zaczynali uczyć się boksu w tym samym miejscu w Louisville, u tego samego oficera policji Joe E. Martina, później, już jako zawodowcy mieli tego samego trenera, legendarnego Angelo Dundee.
Po latach Ellis powie, że najpierw zobaczył w telewizji Cassiusa Claya (późniejszego Alego) w turnieju „Mistrzowie jutra” i pomyślał, że jest w stanie pokonać tego gościa. I faktycznie raz go pokonał jako amator i raz przegrał. Na zawodowym ringu bił się z nim w 1971 roku i walczył dzielnie do 12 rundy. Wtedy został poddany. Co ciekawe Dundee stał w jego narożniku, a u Alego był Harry Wiley, doświadczony, stary trener pracujący kiedyś z Henry Armstrongiem i Sugar Ray Robinsonem.
Jimmy Ellis mistrzem świata został trzy lata lata wcześniej. Muhammad Ali miał swoje problemy, zdyskwalifikowany za odmowę służby wojskowej (trwała wojna w Wietnamie) nie wiedział, czy kiedykolwiek wróci na ring. Organizacja WBA zorganizowała wtedy turniej z udziałem ośmiu pięściarzy, którzy walczyli o pas odebrany Alemu. W finale Ellis pokonał Jerry’ego Quarry i został drugim mistrzem świata wagi ciężkiej z Louisville. Pierwszym był Cassius Clay (Ali).
Jerry Ellis, młodszy brat Jimmy’ego wspomina, że wtedy też czuł się jak mistrz. Był z rodzicami i rodzeństwem w Oakland (Kalifornia), gdzie w kwietniu 1968 roku rozgrywany był ten pojedynek i pamięta, że trofeum, które dostał Jimmy było wielkie na 5 metrów i żeby je zabrać do domu konieczny był zakup dodatkowego biletu na samolot.
Jimmy nie był długo mistrzem, bo przecież to była złota era wagi ciężkiej, ale raz tytuł obronił, walcząc w Sztokholmie ze złamanym nosem z byłym czempionem, Floydem Pattersonem. Floyd miał żonę Szwedkę, mówiło się, że zamierza przenieść się do Szwecji na stałe, więc kontrowersyjny werdykt przyznający zwycięstwo Ellisowi miał swoje drugie dno. Po tym pojedynku Ellis miał 17 miesięcy przerwy i wrócił na ring zardzewiały, co musiało się źle skończyć, tym bardziej, że Joe Frazier, jego kolejny rywal, to był ktoś. Mistrz olimpijski z Tokio, król nokautu, facet z najlepszym lewym sierpowym w historii boksu. Frazier zdobył tytuł sankcjonowany przez Komisję Sportową Nowego Jorku, więc taka unifikacyjna walka odbiła się szerokim echem. Trzecim pasem na szali był wakujący tytuł WBC, było się więc o co bić.
W nowojorskiej Madison Square Garden wątpliwości jednak nie było, Dundee zatrzymał walkę po piątej rundzie widząc co się dzieje z Ellisem, który nie pamiętał co się zdarzyło kilkadziesiąt sekund wcześniej.
Z Alim, swoim starym przyjacielem walczył rok później (1971) w Houston. Kiedyś był jego sparingpartnerem, Ali go uwielbiał, nazywał małym Ellisem, nosił na barana, ale pytany o umiejętności bokserskie zawsze wyrażał się z uznaniem. Przewaga warunków fizycznych Alego była ogromna. Jimmy ważył 86 kg, a Muhammad Ali 100 kg, zasięg ramion i różnica wzrostu też były zdecydowanie na korzyść Alego więc wynik mógł być tylko jeden. Sędzia przerwał pojedynek w ostatniej, 12. rundzie.
Pamiętajmy, że Jimmy Ellis wiele lat walczył w kategorii średniej, stoczył między innym świetny, choć przegrany pojedynek z Rubinem Carterem (niesłusznie skazany za zabójstwo, przesiedział w więzieniu kilkanaście lat), który zmarł w kwietniu tego roku.
Miał 185 cm i był w tamtych czasach najlżejszym mistrzem wagi ciężkiej. Ale był świetnym strategiem i potrafił przyłożyć z prawej. – Miał szybkie ręce i charakter mistrza. Byliśmy ulepieni z tej samej gliny. Był prawdziwym przyjacielem – mówił o nim młodszy od dwa lata Muhammad Ali, który od lat zmaga się z chorobą Parkinsona, a młodszy z braci Jimmy’ego, Jerry mówił o nim, że zawsze był dumnym człowiekiem, kiedy wygrywał i kiedy przegrywał.
Jimmy Ellis, syn pastora w kościele babtystów w Louisville, miał dziewięcioro rodzeństwa. Jeden z braci, Charles, też bokser, startował na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Syn Jeff był zawodowym futbolistą. A on nie tylko imponował w ringu, ale też pięknie śpiewał gospel. Najpierw w kościelnym chórze, później w założonym przez siebie zespole. Zawsze uśmiechnięty i przyjazny ludziom. – Nie zawsze mistrzowie są przyjaźni dla innych, a on był – podkreślał Ali. I takim pozostał do końca, do końca był dumą Louisville i stanu Kentucky.
Od lat zmagał się z chorobą Alzheimera. Kiedy w 2006 roku zmarła jego żona, stan Jimmy’ego wyraźnie się pogorszył. Teraz z tej ósemki, która w 1967 roku rozpoczęła turniej o mistrzostwo świata organizacji WBA żyją tylko Amerykanin Ernie Terrel i Niemiec Karl Mildenberger.
Po latach Ellis powie, że najpierw zobaczył w telewizji Cassiusa Claya (późniejszego Alego) w turnieju „Mistrzowie jutra” i pomyślał, że jest w stanie pokonać tego gościa. I faktycznie raz go pokonał jako amator i raz przegrał. Na zawodowym ringu bił się z nim w 1971 roku i walczył dzielnie do 12 rundy. Wtedy został poddany. Co ciekawe Dundee stał w jego narożniku, a u Alego był Harry Wiley, doświadczony, stary trener pracujący kiedyś z Henry Armstrongiem i Sugar Ray Robinsonem.
Jimmy Ellis mistrzem świata został trzy lata lata wcześniej. Muhammad Ali miał swoje problemy, zdyskwalifikowany za odmowę służby wojskowej (trwała wojna w Wietnamie) nie wiedział, czy kiedykolwiek wróci na ring. Organizacja WBA zorganizowała wtedy turniej z udziałem ośmiu pięściarzy, którzy walczyli o pas odebrany Alemu. W finale Ellis pokonał Jerry’ego Quarry i został drugim mistrzem świata wagi ciężkiej z Louisville. Pierwszym był Cassius Clay (Ali).
Jerry Ellis, młodszy brat Jimmy’ego wspomina, że wtedy też czuł się jak mistrz. Był z rodzicami i rodzeństwem w Oakland (Kalifornia), gdzie w kwietniu 1968 roku rozgrywany był ten pojedynek i pamięta, że trofeum, które dostał Jimmy było wielkie na 5 metrów i żeby je zabrać do domu konieczny był zakup dodatkowego biletu na samolot.
Jimmy nie był długo mistrzem, bo przecież to była złota era wagi ciężkiej, ale raz tytuł obronił, walcząc w Sztokholmie ze złamanym nosem z byłym czempionem, Floydem Pattersonem. Floyd miał żonę Szwedkę, mówiło się, że zamierza przenieść się do Szwecji na stałe, więc kontrowersyjny werdykt przyznający zwycięstwo Ellisowi miał swoje drugie dno. Po tym pojedynku Ellis miał 17 miesięcy przerwy i wrócił na ring zardzewiały, co musiało się źle skończyć, tym bardziej, że Joe Frazier, jego kolejny rywal, to był ktoś. Mistrz olimpijski z Tokio, król nokautu, facet z najlepszym lewym sierpowym w historii boksu. Frazier zdobył tytuł sankcjonowany przez Komisję Sportową Nowego Jorku, więc taka unifikacyjna walka odbiła się szerokim echem. Trzecim pasem na szali był wakujący tytuł WBC, było się więc o co bić.
W nowojorskiej Madison Square Garden wątpliwości jednak nie było, Dundee zatrzymał walkę po piątej rundzie widząc co się dzieje z Ellisem, który nie pamiętał co się zdarzyło kilkadziesiąt sekund wcześniej.
Z Alim, swoim starym przyjacielem walczył rok później (1971) w Houston. Kiedyś był jego sparingpartnerem, Ali go uwielbiał, nazywał małym Ellisem, nosił na barana, ale pytany o umiejętności bokserskie zawsze wyrażał się z uznaniem. Przewaga warunków fizycznych Alego była ogromna. Jimmy ważył 86 kg, a Muhammad Ali 100 kg, zasięg ramion i różnica wzrostu też były zdecydowanie na korzyść Alego więc wynik mógł być tylko jeden. Sędzia przerwał pojedynek w ostatniej, 12. rundzie.
Pamiętajmy, że Jimmy Ellis wiele lat walczył w kategorii średniej, stoczył między innym świetny, choć przegrany pojedynek z Rubinem Carterem (niesłusznie skazany za zabójstwo, przesiedział w więzieniu kilkanaście lat), który zmarł w kwietniu tego roku.
Miał 185 cm i był w tamtych czasach najlżejszym mistrzem wagi ciężkiej. Ale był świetnym strategiem i potrafił przyłożyć z prawej. – Miał szybkie ręce i charakter mistrza. Byliśmy ulepieni z tej samej gliny. Był prawdziwym przyjacielem – mówił o nim młodszy od dwa lata Muhammad Ali, który od lat zmaga się z chorobą Parkinsona, a młodszy z braci Jimmy’ego, Jerry mówił o nim, że zawsze był dumnym człowiekiem, kiedy wygrywał i kiedy przegrywał.
Jimmy Ellis, syn pastora w kościele babtystów w Louisville, miał dziewięcioro rodzeństwa. Jeden z braci, Charles, też bokser, startował na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Syn Jeff był zawodowym futbolistą. A on nie tylko imponował w ringu, ale też pięknie śpiewał gospel. Najpierw w kościelnym chórze, później w założonym przez siebie zespole. Zawsze uśmiechnięty i przyjazny ludziom. – Nie zawsze mistrzowie są przyjaźni dla innych, a on był – podkreślał Ali. I takim pozostał do końca, do końca był dumą Louisville i stanu Kentucky.
Od lat zmagał się z chorobą Alzheimera. Kiedy w 2006 roku zmarła jego żona, stan Jimmy’ego wyraźnie się pogorszył. Teraz z tej ósemki, która w 1967 roku rozpoczęła turniej o mistrzostwo świata organizacji WBA żyją tylko Amerykanin Ernie Terrel i Niemiec Karl Mildenberger.
Komentarze