Piotr Strus: Mam nadzieję, że będę mógł prowadzić dwa równoległe życia!

Mówiło się o nim, że to jedna z największych nadziei polskiego MMA. To było dwa lata temu. W jakim miejscu kariery jest teraz? Kilka dni przed galą KSW 27, Piotr Strus jest spokojny o to, co się stanie 17 maja w trójmiejskiej Ergo Arenie. Mam komfort, ja nic nie muszę, ja mogę... - mówi Strus.
Paweł Słodownik: Można rzec, że przygotowania do walki dobiegają końca - w końcu?
Piotr Strus: Tak, w końcu! U mnie wszystko bardzo dobrze, bez żadnych urazów, kontuzji, sto procent formy. Gdyby nie fakt, że pozostało jeszcze zrobienie wagi, to byłbym bardzo szczęśliwym człowiekiem.
Gala KSW 27 będzie ważna dla ciebie z kilku powodów...
Po pierwsze nie mogę się już doczekać walki! Dla mnie to będzie nagroda!
Nagroda...?
Tak, nagroda po bardzo ciężkich przygotowaniach. Ani ja się nie oszczędzałem, ani nie oszczędzali mnie sparingpartnerzy. 17 maja będzie bardzo szczęśliwym dniem. Postawię ”kropkę na i”.
To po pierwsze. A po drugie? Dlaczego jeszcze podchodzisz do tej gali wyjątkowo?
Jak niektórzy wiedzą, 7 marca w Czechach przegrałem decyzją sędziów z Czechem Karlosem Vemolą. Nikt nie lubi przegrywać i każdy po porażce chce się szybko odbudować. A najlepszym balsamem dla zranionej duszy zawodnika jest zwycięstwo.
Zdecydowałeś się na walkę przed galą KSW 27 w dość bliskim odstępie czasowym. Nie było to zbyt ryzykowne posunięcie?
Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana! Oczywiście mogłem odnieść kontuzję, ale to jest wpisane w tę dyscyplinę. Tak samo mogłem ją złapać na treningach. A tak miałem kolejny poważny sprawdzian.
Sprawdzian, który był dla ciebie trzecią porażką w karierze.
Miałem swoją szansę na zwycięstwo. Nie wykorzystałem tego. Zbyt dużo czasu przeleżałem w parterze. Trudno, ale mimo porażki, jestem zadowolony z postępu i z tego, że pokazałem, że Vemola nie jest taki groźny, jak o nim mówią.
Jak u ciebie z parterem? Tej płaszczyźnie wciąż poświęcasz najwięcej uwagi?
Pracowaliśmy też i nad stójką- wiadomo, ale z racji, że i Matt Horwich był grapplerem i Vemola walczy w tej płaszczyźnie, to temu elementowi poświęciliśmy ostatnio dużo czasu. Wiele zawdzięczam Krzysztofowi Łukasiewiczowi i powoli zaczyna to odpowiednio wyglądać... Kiedyś unikałem parteru jak ognia. Teraz nawet na sparingach dążę do tego, żeby obalić i żeby bić się w parterze i tam szukać poddań. Nie ukrywam, że chciałbym wreszcie na swoim koncie zanotować zwycięstwo przez poddanie.
Twój najbliższy rywal Abu Azaitar jeśli chodzi o parter to można powiedzieć, że jest to jedna wielka zagadka...
Zgadza się, nikt nie widział, jak to u niego się prezentuje, ostatnie cztery walki zakończył nokautującymi ciosami w stójce. Jak będzie zobaczymy już w sobotę.
Abu Azaitar to znajomy Aziza Karaoglu, którego zbyt dobrze nie wspominasz. Ma to dla ciebie jakieś znaczenie?
Oczywiście, tego się nie zapomina, ale wyciągnąłem wnioski. A do Abu podchodzimy z czystą głową, by nie popełnić tych błędów, które zrobiłem w walce z Karaoglu. Miałem się bić z Azaitarem trochę ponad rok temu, on się wtedy rozchorował, za niego przyjechał Karaoglu. Jeśli wygram z Azaitarem zamknę ten etap i usta niektórym. Mamy swój plan na walkę. Zobaczymy na ile przeciwnik pozwoli nam realizować ten plan a na ile będziemy musieli go zmienić podczas starcia. Aczkolwiek uważam, że na tyle jestem przygotowany i mój sztab rozpracował przeciwnika, że te wszystkie założenia zrealizujemy.
A czegoś cię ta porażka z Karaoglu nauczyła?
Na pewno ogromnie zmotywowała do jeszcze cięższej pracy. Karaoglu wytknął mi błędy w pozycji, którą uważałem za swoją domenę. Gdzieś ta stójka została mocno naruszona a pozycja w MMA mocno zachwiana. Zaczęły się spekulacje na mój temat, że wcale ta stójka nie jest u mnie taka dobra a i ja jestem przeceniany jako zawodnik. Było oczywiście sporo ”hejtu”...! Wiadomo, nie jest fajnie tego wszystkiego słuchać i czytać, szczególnie po porażce. Skądś się wzięło powiedzenie, że sukces ma wielu ojców a porażka jest sierotą. Pojawia się dużo krytyki i jest to cena za sławę, którą trzeba płacić.
W Warszawie ostatnio gościł Michał Materla z którym sparowałeś.
Tak, przyjaźnimy się mimo tego, że on jest ze Szczecina a ja z Warszawy. Te wspólne występy na galach KSW zbliżyły nas jakoś. Mamy tego samego promotora, poza tym jeszcze przed jego walką z Jayem Silvą zgadaliśmy się, że pomoże mi w przygotowaniach.
No i...?
Fajnie, że mam kumpla, który warsztatem i umiejętnościami może mnie wspomagać i staram się z tego korzystać. Jestem bardzo mu wdzięczny za poświęcony czas. Myślę, że bardzo dużo wniósł w moje przygotowania. Dociążał mnie w parterze, pokazywał mi różne swoje ”myczki”, ale też sparingowo z nim trenowaliśmy, starał się naśladować Azaitara. Tylko na plus!
A mentalnie dawał jakieś rady? Wiesz, przecież to mistrz wychodzenia z sytuacji ekstremalnych.
Bardzo dużym atutem Michała jest silna głowa. I dużo rozmawialiśmy na temat motywacji i podejścia do walki. Te kilka wskazówek, jakich mi udzielił myślę, ze przyczyniły się do tego, co teraz dzieje się w mojej głowie, że nie muszę a chcę. Chcę wyjść i udowodnić swoją wartość.

Porozmawiajmy o arenie na której odbędzie się KSW 27. Dla ciebie klatka to nic nowego. Po której jesteś stronie?
Po jedynej słusznej. Ja nie znam człowieka, który by się nie cieszył z tego, że na KSW pojawia się klatka. Wiem, że jest wielu sceptyków i dziwie się im. Pytam się - po co?! Ring, liny są wbrew pozorom niebezpieczne dla zawodników, chociażby podam przykład Pawła Nastuli, który wypadł zza liny w walce z Bedorfem. Na szczęście groźnie tylko wyglądało, bo mogło się skończyć dużo gorzej. A i u mnie nie będzie już takiej sytuacji, jak w walce z Horwichem, że zawisłem pachą na linie. Zaczepiła mi się ręka i ciężko było się z tego uwolnić. Albo mogłem oddać Amerykaninowi obalenie albo wisieć dalej pachą. Przy klatce takich sytuacji nie ma. Poza tym, osobiście klatka bardziej mi odpowiada, chociażby dlatego, że się łatwiej po niej wstaje. Można dopchnąć lepiej do klatki, klinczować. Fajnie, że będę walczył na pierwszej gali KSW właśnie z taką areną walk.
Mówiliśmy o przygotowaniach. Powiedz, ile zawodnika to kosztuje?
Oczywiście jest to sprawa indywidualna ale tak mniej więcej zamyka się to w granicach 10 tysięcy złotych. Wchodzi w to opłacenie wszystkich trenerów, suplementacji, odnowa, sala treningowa. Wiesz, ale często jest to niewymierne, bo wielu zawodników ma sponsorów. Ja na przykład mam sponsora producenta odżywek i rozliczam się z nim barterowo. Wtedy ten koszt się pomniejsza. Teraz jeździmy do klubu trenować w klatce i nikt nam tego za darmo nie daje. Potem patrzymy na rozliczenie i na poziomie na którym się bije, to nie są to wcale duże pieniądze.
Tak się zastanawiam Piotrek, jak podchodzisz do MMA? Dla ciebie to hobby, dodatek czy całe życie? Bo wiesz, wyłamujesz się trochę poza ogólnie panujący wizerunek fighera.
Ja nie jestem człowiekiem, który ma jeden wariant na życie, czyli utrzymywanie się z MMA. To nie jest docelowe moje źródło życia. Nie chodzi o to, że ja to robię bo muszę, a jest w Polsce kilku takich zawodników, którzy robią to, bo nie mają innych perspektyw. Ja wręcz przeciwnie mam szerokie spektrum rzeczy, które mogę robić w życiu, a robię to, bo po prostu mnie to fascynuje. Lubię przyjść się zmęczyć, jest to forma odstresowania się, duża dawka adrenaliny. Kocham się bić, lubię dostać po ryju i dać komuś... A jeśli do tego mogę walczyć w czołowej organizacji na świecie?! To chyba jest to marzenie każdego zawodnika, by móc się mierzyć w KSW.
To wszystko jest jasne, ale czy Piotr Strus stając naprzeciw rywala, nie ma gdzieś z tyłu głowy, że jutro, czy pojutrze musi pójść do pracy bo ma jakieś spotkanie biznesowe itd...?
Prawdą jest, że to nie jest całe moje życie. W tym roku kończę 26 lat. Spotkałem na swojej drodze fantastyczną kobietę, z którą planuję w przyszłości założyć rodzinę. I owszem jest to gdzieś z tyłu głowy. Chciałbym zrobić tak, żeby było mnie stać na godne życie. Ale z drugiej strony jest ta pasja, to MMA, któremu poświęciłem już kawał swojego życia i szkoda byłoby tak normalnie od tego odejść. Wykształcenie i to co robię poza treningami daje mi komfort. To nie jest tak, że ja przez to mogę mniej od siebie wymagać, że dziś na przykład czuję się nie najlepiej, to zrobię na treningu mniej, nie! Jest wręcz przeciwnie. Pasję ciężko wytłumaczyć. Poza tym jeśli jesteśmy profesjonalistami, a ja za takiego się uważam. W ogóle nie ma mowy o jakimkolwiek odpuszczaniu.
Bardziej zastanawiam się, czy jesteś już w takim momencie swojego życia, gdzie – przy tylu różnych obowiązkach – jesteś w stanie podjąć decyzję czemu się poświęcić?
Dobre pytanie. Wiesz, jest trochę tak, że ja dorastam...W moim życiu zachodzą spore zmiany i muszę podjąć decyzję, w którą stronę idziemy?!
Jako profesjonalista – bo przecież za takiego się uważasz - nie podjąłeś jeszcze takiej decyzji?!
Myślę, że trochę sam się oszukuję w tej kwestii. Są takie dni, że podchodzę i mówię, że mam luźną głowę tak jak teraz przed tą walką. Mam mega luz psychiczny bo, tak jak wspomniałem, mam na horyzoncie kilka interesów, biznesów, które prowadzę równolegle a które dają mi godne warunki do życia i dlatego nie muszę. Ale, czasami przychodzi mi tak, że mówię sobie, kurcze może jednak to MMA bo to jest spełnienie moich morzeń A więc, hm..., masz dobrego nosa! Jestem trochę na rozstaju dróg. Mam nadzieję, że będę mógł i prowadzić dwa równoległe życia!
O jakich biznesach mówisz? To już nie tylko informatyka?
Zgadza się. Był okres, że bardzo dużo poświęcałem się informatyce. Teraz tak nie jest. Mój tato ma dość dużą firmę budowlaną i zacząłem z nim współpracować i przejmować jakieś zadania. Może jeszcze nie biznesy, bo musiałbym wysłać mojego tatę na emeryturę, a on cały czas jest szefem. Ale mamy w planach jakieś większe inwestycje, które myślę, że pozwolą abyśmy jeszcze lepiej radzili sobie w życiu.
No dobrze... A jak w to wszystko wpisuje się twój wizerunek? Pomaga, czy przeszkadza?
Pomijając jakiś ortodoksyjnych fanów MMA, którym nie za bardzo pasuje taki wizerunek to...
A co mówią te tzw. ortodoksy?
Nie mogą pogodzić się z takim wizerunkiem, człowieka bez tatuaży, grzecznego chłopca, tzw. lalusia (śmiech). Nie przejmuję się tym. Mam swoje wartości, swój światopogląd na pewne sprawy. Cieszę się z takiego wizerunku, on np. pomaga w rozmowach ze sponsorami, bo jak idę na rozmowy to potrafię się wysłowić, normalnie porozmawiać na jakikolwiek temat. Myślę, że tu nie mam czego się wstydzić. To wszystko właśnie pozwala mi na budowaniu odpowiedniego wizerunku, który potencjalnym sponsorom nie przyniesie wstydu albo złego rozgłosu. Ja mam tak poukładane to w głowie, że według mnie nie trzeba groźnie wyglądać by odnosić sukcesy w sporcie. Chciałbym by Piotr Strus jako marka był postrzegany, jako coś więcej niż tylko zawodnik, który bije się w ringu.
Ta spora ilość nieprzychylnych komentarzy, z którą się spotkałeś, jest spowodowana bardziej przez twój wizerunek, czy przez to, że nie pokazałeś w walce takiego stempla Piotra Strusa?
Myślę, że to drugie. A poza tym nie wydaje mi się, że ilość nieprzychylnych mi opinii jest większa niż u innych.
Dwa lata temu byłeś zaliczany do piątki najlepiej rokujących zawodników w Europie. Gdzie teraz jesteś albo gdzie byś chciał być?
Gdzie jestem...? Na Ogólnej 9A u Pawła Nastuli (śmiech). Tak poważnie, gdzie jestem? No wiadomo, każdy by sobie życzył, żeby zamiast 9-3 było 12-0, ale myślę, że te trzy porażki więcej mnie nauczyły niż gdybym tylko wygrywał. Mało jest zawodników, którzy nie przegrali. Uważam, że nigdy nikomu tyle nie przynosi wygrana, co przegrana. To nie znaczy, że warto przegrywać, bo nikt nie lubi chyba tego robić, ale jak już się trafi porażka, to trzeba wyciągnąć z niej wnioski. To tak jak w życiu, zawsze wyciągniemy więcej wniosków po życiowej porażce niż po mega udanym sukcesie biznesowym, na którym zarobimy nawet bardzo dużo pieniędzy. Gdybyśmy stracili na takiej inwestycji tyle samo pieniędzy, co zyskaliśmy, to gwarantuję, że by to nas więcej nauczyło. Człowiek inaczej wtedy myśli i postrzega pewne fakty. Czasami trzeba się najpierw sparzyć...
No to czego wieczorem 17 maja będzie u ciebie więcej? Radości, czy smutku?
Myślę, że najwięcej będzie radości. Ciężko na to zawsze odpowiadać, bo to takie banalne jest jakbym powiedział, że takiego Piotra Strusa jeszcze nigdy nie widzieliście. Nie, myślę, że to jest walka do pokazania, jakim zawodnikiem Piotr Strus jest? To jest walka do wygrania przez Piotra Strusa. Nie ważne w jaki sposób, nie ważne jakimi środkami, ważne, żeby moja ręka na końcu poszła w górę!
To zamykając tę rozmowę taką klamrą, uważasz, że jeśli zwyciężysz, to po tej walce mniej będzie w twojej głowie znaków zapytania?
Tego zapytania też teraz nie ma, bo gdyby było czy wygram, to nie siedzielibyśmy w tym miejscu, w którym siedzimy. Wiadomo, że ja wygram. No a na pewno o tą jedną niewiadomą będzie w mojej głowie mniej. A mam tu na myśli rozpiskę Strus versus Azaitar. Na pozostałe przyjdzie czas odpowiedzieć sobie już niedługo.
Piotr Strus: Tak, w końcu! U mnie wszystko bardzo dobrze, bez żadnych urazów, kontuzji, sto procent formy. Gdyby nie fakt, że pozostało jeszcze zrobienie wagi, to byłbym bardzo szczęśliwym człowiekiem.
Gala KSW 27 będzie ważna dla ciebie z kilku powodów...
Po pierwsze nie mogę się już doczekać walki! Dla mnie to będzie nagroda!
Nagroda...?
Tak, nagroda po bardzo ciężkich przygotowaniach. Ani ja się nie oszczędzałem, ani nie oszczędzali mnie sparingpartnerzy. 17 maja będzie bardzo szczęśliwym dniem. Postawię ”kropkę na i”.
To po pierwsze. A po drugie? Dlaczego jeszcze podchodzisz do tej gali wyjątkowo?
Jak niektórzy wiedzą, 7 marca w Czechach przegrałem decyzją sędziów z Czechem Karlosem Vemolą. Nikt nie lubi przegrywać i każdy po porażce chce się szybko odbudować. A najlepszym balsamem dla zranionej duszy zawodnika jest zwycięstwo.
Zdecydowałeś się na walkę przed galą KSW 27 w dość bliskim odstępie czasowym. Nie było to zbyt ryzykowne posunięcie?
Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana! Oczywiście mogłem odnieść kontuzję, ale to jest wpisane w tę dyscyplinę. Tak samo mogłem ją złapać na treningach. A tak miałem kolejny poważny sprawdzian.
Sprawdzian, który był dla ciebie trzecią porażką w karierze.
Miałem swoją szansę na zwycięstwo. Nie wykorzystałem tego. Zbyt dużo czasu przeleżałem w parterze. Trudno, ale mimo porażki, jestem zadowolony z postępu i z tego, że pokazałem, że Vemola nie jest taki groźny, jak o nim mówią.
Jak u ciebie z parterem? Tej płaszczyźnie wciąż poświęcasz najwięcej uwagi?
Pracowaliśmy też i nad stójką- wiadomo, ale z racji, że i Matt Horwich był grapplerem i Vemola walczy w tej płaszczyźnie, to temu elementowi poświęciliśmy ostatnio dużo czasu. Wiele zawdzięczam Krzysztofowi Łukasiewiczowi i powoli zaczyna to odpowiednio wyglądać... Kiedyś unikałem parteru jak ognia. Teraz nawet na sparingach dążę do tego, żeby obalić i żeby bić się w parterze i tam szukać poddań. Nie ukrywam, że chciałbym wreszcie na swoim koncie zanotować zwycięstwo przez poddanie.
Twój najbliższy rywal Abu Azaitar jeśli chodzi o parter to można powiedzieć, że jest to jedna wielka zagadka...
Zgadza się, nikt nie widział, jak to u niego się prezentuje, ostatnie cztery walki zakończył nokautującymi ciosami w stójce. Jak będzie zobaczymy już w sobotę.
Abu Azaitar to znajomy Aziza Karaoglu, którego zbyt dobrze nie wspominasz. Ma to dla ciebie jakieś znaczenie?
Oczywiście, tego się nie zapomina, ale wyciągnąłem wnioski. A do Abu podchodzimy z czystą głową, by nie popełnić tych błędów, które zrobiłem w walce z Karaoglu. Miałem się bić z Azaitarem trochę ponad rok temu, on się wtedy rozchorował, za niego przyjechał Karaoglu. Jeśli wygram z Azaitarem zamknę ten etap i usta niektórym. Mamy swój plan na walkę. Zobaczymy na ile przeciwnik pozwoli nam realizować ten plan a na ile będziemy musieli go zmienić podczas starcia. Aczkolwiek uważam, że na tyle jestem przygotowany i mój sztab rozpracował przeciwnika, że te wszystkie założenia zrealizujemy.
A czegoś cię ta porażka z Karaoglu nauczyła?
Na pewno ogromnie zmotywowała do jeszcze cięższej pracy. Karaoglu wytknął mi błędy w pozycji, którą uważałem za swoją domenę. Gdzieś ta stójka została mocno naruszona a pozycja w MMA mocno zachwiana. Zaczęły się spekulacje na mój temat, że wcale ta stójka nie jest u mnie taka dobra a i ja jestem przeceniany jako zawodnik. Było oczywiście sporo ”hejtu”...! Wiadomo, nie jest fajnie tego wszystkiego słuchać i czytać, szczególnie po porażce. Skądś się wzięło powiedzenie, że sukces ma wielu ojców a porażka jest sierotą. Pojawia się dużo krytyki i jest to cena za sławę, którą trzeba płacić.
W Warszawie ostatnio gościł Michał Materla z którym sparowałeś.
Tak, przyjaźnimy się mimo tego, że on jest ze Szczecina a ja z Warszawy. Te wspólne występy na galach KSW zbliżyły nas jakoś. Mamy tego samego promotora, poza tym jeszcze przed jego walką z Jayem Silvą zgadaliśmy się, że pomoże mi w przygotowaniach.
No i...?
Fajnie, że mam kumpla, który warsztatem i umiejętnościami może mnie wspomagać i staram się z tego korzystać. Jestem bardzo mu wdzięczny za poświęcony czas. Myślę, że bardzo dużo wniósł w moje przygotowania. Dociążał mnie w parterze, pokazywał mi różne swoje ”myczki”, ale też sparingowo z nim trenowaliśmy, starał się naśladować Azaitara. Tylko na plus!
A mentalnie dawał jakieś rady? Wiesz, przecież to mistrz wychodzenia z sytuacji ekstremalnych.
Bardzo dużym atutem Michała jest silna głowa. I dużo rozmawialiśmy na temat motywacji i podejścia do walki. Te kilka wskazówek, jakich mi udzielił myślę, ze przyczyniły się do tego, co teraz dzieje się w mojej głowie, że nie muszę a chcę. Chcę wyjść i udowodnić swoją wartość.

Porozmawiajmy o arenie na której odbędzie się KSW 27. Dla ciebie klatka to nic nowego. Po której jesteś stronie?
Po jedynej słusznej. Ja nie znam człowieka, który by się nie cieszył z tego, że na KSW pojawia się klatka. Wiem, że jest wielu sceptyków i dziwie się im. Pytam się - po co?! Ring, liny są wbrew pozorom niebezpieczne dla zawodników, chociażby podam przykład Pawła Nastuli, który wypadł zza liny w walce z Bedorfem. Na szczęście groźnie tylko wyglądało, bo mogło się skończyć dużo gorzej. A i u mnie nie będzie już takiej sytuacji, jak w walce z Horwichem, że zawisłem pachą na linie. Zaczepiła mi się ręka i ciężko było się z tego uwolnić. Albo mogłem oddać Amerykaninowi obalenie albo wisieć dalej pachą. Przy klatce takich sytuacji nie ma. Poza tym, osobiście klatka bardziej mi odpowiada, chociażby dlatego, że się łatwiej po niej wstaje. Można dopchnąć lepiej do klatki, klinczować. Fajnie, że będę walczył na pierwszej gali KSW właśnie z taką areną walk.
Mówiliśmy o przygotowaniach. Powiedz, ile zawodnika to kosztuje?
Oczywiście jest to sprawa indywidualna ale tak mniej więcej zamyka się to w granicach 10 tysięcy złotych. Wchodzi w to opłacenie wszystkich trenerów, suplementacji, odnowa, sala treningowa. Wiesz, ale często jest to niewymierne, bo wielu zawodników ma sponsorów. Ja na przykład mam sponsora producenta odżywek i rozliczam się z nim barterowo. Wtedy ten koszt się pomniejsza. Teraz jeździmy do klubu trenować w klatce i nikt nam tego za darmo nie daje. Potem patrzymy na rozliczenie i na poziomie na którym się bije, to nie są to wcale duże pieniądze.
Tak się zastanawiam Piotrek, jak podchodzisz do MMA? Dla ciebie to hobby, dodatek czy całe życie? Bo wiesz, wyłamujesz się trochę poza ogólnie panujący wizerunek fighera.
Ja nie jestem człowiekiem, który ma jeden wariant na życie, czyli utrzymywanie się z MMA. To nie jest docelowe moje źródło życia. Nie chodzi o to, że ja to robię bo muszę, a jest w Polsce kilku takich zawodników, którzy robią to, bo nie mają innych perspektyw. Ja wręcz przeciwnie mam szerokie spektrum rzeczy, które mogę robić w życiu, a robię to, bo po prostu mnie to fascynuje. Lubię przyjść się zmęczyć, jest to forma odstresowania się, duża dawka adrenaliny. Kocham się bić, lubię dostać po ryju i dać komuś... A jeśli do tego mogę walczyć w czołowej organizacji na świecie?! To chyba jest to marzenie każdego zawodnika, by móc się mierzyć w KSW.
To wszystko jest jasne, ale czy Piotr Strus stając naprzeciw rywala, nie ma gdzieś z tyłu głowy, że jutro, czy pojutrze musi pójść do pracy bo ma jakieś spotkanie biznesowe itd...?
Prawdą jest, że to nie jest całe moje życie. W tym roku kończę 26 lat. Spotkałem na swojej drodze fantastyczną kobietę, z którą planuję w przyszłości założyć rodzinę. I owszem jest to gdzieś z tyłu głowy. Chciałbym zrobić tak, żeby było mnie stać na godne życie. Ale z drugiej strony jest ta pasja, to MMA, któremu poświęciłem już kawał swojego życia i szkoda byłoby tak normalnie od tego odejść. Wykształcenie i to co robię poza treningami daje mi komfort. To nie jest tak, że ja przez to mogę mniej od siebie wymagać, że dziś na przykład czuję się nie najlepiej, to zrobię na treningu mniej, nie! Jest wręcz przeciwnie. Pasję ciężko wytłumaczyć. Poza tym jeśli jesteśmy profesjonalistami, a ja za takiego się uważam. W ogóle nie ma mowy o jakimkolwiek odpuszczaniu.
Bardziej zastanawiam się, czy jesteś już w takim momencie swojego życia, gdzie – przy tylu różnych obowiązkach – jesteś w stanie podjąć decyzję czemu się poświęcić?
Dobre pytanie. Wiesz, jest trochę tak, że ja dorastam...W moim życiu zachodzą spore zmiany i muszę podjąć decyzję, w którą stronę idziemy?!
Jako profesjonalista – bo przecież za takiego się uważasz - nie podjąłeś jeszcze takiej decyzji?!
Myślę, że trochę sam się oszukuję w tej kwestii. Są takie dni, że podchodzę i mówię, że mam luźną głowę tak jak teraz przed tą walką. Mam mega luz psychiczny bo, tak jak wspomniałem, mam na horyzoncie kilka interesów, biznesów, które prowadzę równolegle a które dają mi godne warunki do życia i dlatego nie muszę. Ale, czasami przychodzi mi tak, że mówię sobie, kurcze może jednak to MMA bo to jest spełnienie moich morzeń A więc, hm..., masz dobrego nosa! Jestem trochę na rozstaju dróg. Mam nadzieję, że będę mógł i prowadzić dwa równoległe życia!
O jakich biznesach mówisz? To już nie tylko informatyka?
Zgadza się. Był okres, że bardzo dużo poświęcałem się informatyce. Teraz tak nie jest. Mój tato ma dość dużą firmę budowlaną i zacząłem z nim współpracować i przejmować jakieś zadania. Może jeszcze nie biznesy, bo musiałbym wysłać mojego tatę na emeryturę, a on cały czas jest szefem. Ale mamy w planach jakieś większe inwestycje, które myślę, że pozwolą abyśmy jeszcze lepiej radzili sobie w życiu.
No dobrze... A jak w to wszystko wpisuje się twój wizerunek? Pomaga, czy przeszkadza?
Pomijając jakiś ortodoksyjnych fanów MMA, którym nie za bardzo pasuje taki wizerunek to...
A co mówią te tzw. ortodoksy?
Nie mogą pogodzić się z takim wizerunkiem, człowieka bez tatuaży, grzecznego chłopca, tzw. lalusia (śmiech). Nie przejmuję się tym. Mam swoje wartości, swój światopogląd na pewne sprawy. Cieszę się z takiego wizerunku, on np. pomaga w rozmowach ze sponsorami, bo jak idę na rozmowy to potrafię się wysłowić, normalnie porozmawiać na jakikolwiek temat. Myślę, że tu nie mam czego się wstydzić. To wszystko właśnie pozwala mi na budowaniu odpowiedniego wizerunku, który potencjalnym sponsorom nie przyniesie wstydu albo złego rozgłosu. Ja mam tak poukładane to w głowie, że według mnie nie trzeba groźnie wyglądać by odnosić sukcesy w sporcie. Chciałbym by Piotr Strus jako marka był postrzegany, jako coś więcej niż tylko zawodnik, który bije się w ringu.
Ta spora ilość nieprzychylnych komentarzy, z którą się spotkałeś, jest spowodowana bardziej przez twój wizerunek, czy przez to, że nie pokazałeś w walce takiego stempla Piotra Strusa?
Myślę, że to drugie. A poza tym nie wydaje mi się, że ilość nieprzychylnych mi opinii jest większa niż u innych.
Dwa lata temu byłeś zaliczany do piątki najlepiej rokujących zawodników w Europie. Gdzie teraz jesteś albo gdzie byś chciał być?
Gdzie jestem...? Na Ogólnej 9A u Pawła Nastuli (śmiech). Tak poważnie, gdzie jestem? No wiadomo, każdy by sobie życzył, żeby zamiast 9-3 było 12-0, ale myślę, że te trzy porażki więcej mnie nauczyły niż gdybym tylko wygrywał. Mało jest zawodników, którzy nie przegrali. Uważam, że nigdy nikomu tyle nie przynosi wygrana, co przegrana. To nie znaczy, że warto przegrywać, bo nikt nie lubi chyba tego robić, ale jak już się trafi porażka, to trzeba wyciągnąć z niej wnioski. To tak jak w życiu, zawsze wyciągniemy więcej wniosków po życiowej porażce niż po mega udanym sukcesie biznesowym, na którym zarobimy nawet bardzo dużo pieniędzy. Gdybyśmy stracili na takiej inwestycji tyle samo pieniędzy, co zyskaliśmy, to gwarantuję, że by to nas więcej nauczyło. Człowiek inaczej wtedy myśli i postrzega pewne fakty. Czasami trzeba się najpierw sparzyć...
No to czego wieczorem 17 maja będzie u ciebie więcej? Radości, czy smutku?
Myślę, że najwięcej będzie radości. Ciężko na to zawsze odpowiadać, bo to takie banalne jest jakbym powiedział, że takiego Piotra Strusa jeszcze nigdy nie widzieliście. Nie, myślę, że to jest walka do pokazania, jakim zawodnikiem Piotr Strus jest? To jest walka do wygrania przez Piotra Strusa. Nie ważne w jaki sposób, nie ważne jakimi środkami, ważne, żeby moja ręka na końcu poszła w górę!
To zamykając tę rozmowę taką klamrą, uważasz, że jeśli zwyciężysz, to po tej walce mniej będzie w twojej głowie znaków zapytania?
Tego zapytania też teraz nie ma, bo gdyby było czy wygram, to nie siedzielibyśmy w tym miejscu, w którym siedzimy. Wiadomo, że ja wygram. No a na pewno o tą jedną niewiadomą będzie w mojej głowie mniej. A mam tu na myśli rozpiskę Strus versus Azaitar. Na pozostałe przyjdzie czas odpowiedzieć sobie już niedługo.
Komentarze