Tury szarżują do finału
Po laniu, jakie w piątek dostała Rosa Radom główne pytanie brzmiało, czy zawodnicy zdołają się odbudować psychicznie. Podnieśli się, walczyli ambitnie, ale przegrali 91:103 (33:24, 22:22, 26:22, 22:23). PGE Turów Zgorzelec jest o jedną wygraną od finału. Teraz rywalizacja przenosi się do Radomia.
Siła Turowa Zgorzelec w ofensywie jest niesamowita. Chyba nie ma w Polsce drużyny, która mogłaby się z nią równać pod tym względem. Jeśli wszystko udaje się na sto procent, to przeciwnik jest w poważnych tarapatach. Rosa Radom robi, co może, bo nie ma nic do stracenia, ale na razie wystarcza to tylko do pięknych porażek.
W niedzielę zawodnicy Wojciecha Kamińskiego byli pod ścianą, bo porażka stawiała ich w bardzo trudnej sytuacji. Do samego końca nie pozwalali gospodarzom na spokojną grę. Cały czas pilnowali, by przewaga nie wzrosła powyżej 10 punktów. Znakomicie grał Jakub Dłoniak (17 pkt), bardzo dobrze Kirk Archibeque i nieźle Korie Lucious. W pewnym momencie, w drugiej kwarcie zmniejszyli przewagę do sześciu punktów.
PGE Turów ma jednak zbyt wiele silnych punktów: MVP ligi J.P. Prince'a, Damiana Kuliga, Filipa Dylewicza, Łukasza Wiśniewskiego, czy Michała Chylińskiego, by dał sobie wyrwać zwycięstwo. Rosa nie radzi sobie w defensywie i nie widać, żeby zawodnicy z Radomia mieli znaleźć sposób na rywali. Na początku niedzielnego meczu próbowali nawet obrony strefowej, ale i to nie przyniosło rezultatu. W pierwszej kwarcie gospodarze zdobyli aż 33 punkty.
W niektórych momentach graczom Rosy zabrakło też chyba chłodnej głowy. Korie Lucious ślizgał się na parkiecie, Robert Witka stracił piłkę pod koszem w kontrataku, a Jakub Dłoniak wyleciał z boiska za pięć przewinień. Przynajmniej jedno z nich było wybitnie niepotrzebne. Leżąc na parkiecie, podciął biegnącego do kontrataku Filipa Dylewicza.
Teraz rywalizacja przenosi się do Radomia i Rosa musi liczyć na to, że doping kibiców poniesie ją do gry ponad własne możliwości. W przeciwnym razie rywalizacja skończy się bardzo szybko.
PGE Turów Zgorzelec - Rosa Radom 101:93 (33:24, 22:22, 26:22, 22:23)
W niedzielę zawodnicy Wojciecha Kamińskiego byli pod ścianą, bo porażka stawiała ich w bardzo trudnej sytuacji. Do samego końca nie pozwalali gospodarzom na spokojną grę. Cały czas pilnowali, by przewaga nie wzrosła powyżej 10 punktów. Znakomicie grał Jakub Dłoniak (17 pkt), bardzo dobrze Kirk Archibeque i nieźle Korie Lucious. W pewnym momencie, w drugiej kwarcie zmniejszyli przewagę do sześciu punktów.
PGE Turów ma jednak zbyt wiele silnych punktów: MVP ligi J.P. Prince'a, Damiana Kuliga, Filipa Dylewicza, Łukasza Wiśniewskiego, czy Michała Chylińskiego, by dał sobie wyrwać zwycięstwo. Rosa nie radzi sobie w defensywie i nie widać, żeby zawodnicy z Radomia mieli znaleźć sposób na rywali. Na początku niedzielnego meczu próbowali nawet obrony strefowej, ale i to nie przyniosło rezultatu. W pierwszej kwarcie gospodarze zdobyli aż 33 punkty.
W niektórych momentach graczom Rosy zabrakło też chyba chłodnej głowy. Korie Lucious ślizgał się na parkiecie, Robert Witka stracił piłkę pod koszem w kontrataku, a Jakub Dłoniak wyleciał z boiska za pięć przewinień. Przynajmniej jedno z nich było wybitnie niepotrzebne. Leżąc na parkiecie, podciął biegnącego do kontrataku Filipa Dylewicza.
Teraz rywalizacja przenosi się do Radomia i Rosa musi liczyć na to, że doping kibiców poniesie ją do gry ponad własne możliwości. W przeciwnym razie rywalizacja skończy się bardzo szybko.
PGE Turów Zgorzelec - Rosa Radom 101:93 (33:24, 22:22, 26:22, 22:23)
Komentarze