Twarda walka w Kielcach. Vive o krok od mistrzostwa!

Piłka ręczna
Twarda walka w Kielcach. Vive o krok od mistrzostwa!
Mariusz Jurkiewicz przedziera się przez obronę Vive / fot. PAP

Orlen Wisła Płock postawiła w niedzielę dużo trudniejsze warunki Vive Kielce niż w pierwszym meczu finału. Momentami na tablicy wyników widniał remis, chwilami goście nawet prowadzili. W normalnym czasie gry był remis. O zwycięstwie Vive 36:34 zadecydowała dogrywka.

Wisła była pod ścianą. Gdyby przegrała w niedzielę po raz drugi w finale PGNiG Superligi. Vive Kielce byłaby o krok od obrony mistrzowskiego tytułu. Wszystko przebiegałoby tak, jak typowali eksperci, ale dobrze, że Wisła zaczęła stawiać mistrzom Polski silniejszy opór.

Oprócz kibiców Vive nie chciałby łatwego zwycięstwa w trzech meczach. Im bardziej zacięta walka, tym lepiej. Vive jest najsilniejsze, najlepiej zorganizowane, najbogatsze. Ma w składzie największe gwiazdy i wiernych kibiców. Nawet Wisła ostatnio traci do Vive dystans.

Widać to było bardzo mocno w sobotę, kiedy Vive do przerwy wywalczyło sobie pięć bramek przewagi i potem było już na prostej drodze do zwycięstwa. Po przerwie jeszcze tylko powiększyło przewagę. Ostatecznie mistrzowie Polski zwyciężyli 37:26 i były obawy, że tak samo będzie ten finał wyglądał do końca.

W niedzielę, na szczęście, było zupełnie inaczej. Wisła grała dobrze w ataku i twardo w obronie. Świetnie dysponowany był Mohamed Toromanović. Bardzo dobrze grał także duet doświadczonych rozgrywających Mariusz Jurkiewicz i Marcin Lijewski. Wynik do przerwy byłby dla Wisły lepszy, gdyby nie kilka prostych strat, po których Vive wyprowadziło skuteczne kontrataki.

Druga połowa zaczęła się tak, jak skończyła pierwsza od skutecznych ataków z obu stron. Kiedy Vive odskakiwało, Wisła natychmiast się zbliżała do rywala. W 36. minucie wyszła nawet na prowadzenie 20:19, ale gospodarze natychmiast tę przewagę zniwelowali. Na więcej goli Wisła nie była w stanie odskoczyć, bo znakomicie spisywał się Sławomir Szmal. Na pewien czas zamurował bramkę Vive, zwłaszcza gdy rywale próbowali rzutów z prawego skrzydła.

Vive mogło zakończyć ten mecz w normalnym czasie gry. Zawodnicy obu drużyn mieli problemy z opanowaniem nerwów i popełnili kilka prostych strat. Denis Buntić na około 30 sekund przed końcem rzucał z czystej pozycji, ale nawet nie trafił w bramkę. Trener Manolo Cadenas wziął czas, a odpowiedzialność wziął na siebie Marcin Lijewski. Rzutem z prawego skrzydła doprowadził do dogrywki.

Tam gra wyglądała tak, jak w całym meczu. Vive próbowało zgubić pościg rywali, ale Wisła ambitnie goniła. Przewaga wynosiła najwyżej dwa gole i szybko była niwelowana. Na minutę przed końcem goście mogli doprowadzić do remisu, bo Petar Nenadić wykonywał rzut karny. Na kilka sekund do bramki wszedł Venio Losert, bo do tej pory Wisła miała 100-procentową skuteczność.

Chorwat odchodzi po sezonie z Vive, ale zdążył jeszcze zostać bohaterem. Nenadić chciał go zaskoczyć, rzucił za szybko i trafił Loserta w udo. To był decydujący moment. Za chwilę Thorir Olafsson nie popełnił takiego błędu. Pewnie wykorzystał rzut karny. Vive prowadziło 36:34 i do końca zostało 30 sekund. Gospodarze mogli zacząć świętować.

Wisła jest pod ścianą. Jeśli Vive wygra chociaż jedno spotkanie w Płocku, po raz trzeci z rzędu zostanie mistrzem Polski.

Vive Kielce - Wisła Płock 36:34 (18:17, 13:14, dogr. 5:3)

Mecz numer 3 w sobotę 24 maja, w Płocku.
Łukasz Majchrzyk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze