Pindera: Wspominał go Muhammad Ali

Sporty walki
Pindera: Wspominał go Muhammad Ali
Zbigniew Pietrzykowski. / fot. PAP

Zbigniew Pietrzykowski należał do elity polskiego boksu w czasach jego świetności. Czterokrotnie wygrywał mistrzostwa Europy, trzykrotnie zdobywał olimpijskie medale. Na jego drodze stawali legendarni Laszlo Papp i Cassius Clay. Zmarł w wieku 80 lat.

Z węgierskim królem nokautu walczył trzy razy. W debiucie reprezentacyjnym przegrał z nim na punkty w Budapeszcie, a w rewanżu znokautował go w Warszawie na kilka miesięcy przed igrzyskami w Melbourne (1956). Polak walczył wtedy w kategorii 71 kg, był faworytem w pojedynku o olimpijski finał, ale forma przyszła za wcześnie. W półfinałowej walce w Melbourne Laszlo Papp miał go w pierwszej rundzie na deskach, w kolejnych nie dał się mocno trafić i wygrał pewnie. Węgier zdobył wtedy swój trzeci złoty medal olimpijski, a później przeszedł na zawodowstwo i zdobył mistrzostwo Europy. Szansy walki o tytuł światowy niestety nie dostał.

Finał z Clayem

Z 18. letnim Cassiusem Clayem polski mistrz kontry zmierzył się w Rzymie, w 1960 roku w finale kategorii półciężkiej (81 kg). Walczący z odwrotnej pozycji Pietrzykowski wygrał pierwsze starcie, w drugim początkowo też radził sobie nieźle, ale  zaczął tracić siły i trzecia runda należała już do młodego Amerykanina.

Gdy po latach rozmawiałem z Pietrzykowskim o tej walce, nie miał pretensji o końcowy werdykt. Twierdził, że Cassius Clay vel Muhammad Ali wygrał zasłużenie i już wtedy było widać, że ma niepospolity talent.

- Ja wystrzelałem się w pierwszej rundzie - dodał pan Zbigniew. - Ale o  wielkości Alego przekonałem się dopiero, gdy pokonał słynnego Archie Moore’a. Bawił się z nim, jak z dzieckiem. To było coś niesamowitego – wspominał w tamtej rozmowie Pietrzykowski.

Był mańkutem obdarzonym morderczym uderzeniem. Wielki mistrz kontry, tak o nim mówił inny złoty medalista olimpijski z Bielska Białej, Marian Kasprzyk. Jak nikt inny potrafił wciągnąć rywala w pułapkę i go znokautować. Ale nigdy nie nadużywał siły i umiejętności. Gdy miał zdecydowaną przewagę odpuszczał. Był prawdziwym dżentelmenem ringów, dlatego dostał pierwszą polską nagrodę Fair Play  przyznawaną przez Sztandar Młodych.

Kolekcjoner medali

Zaczynał w 1950 roku jako 16. letni chłopak w BBTS Bielsko Biała. Trzy lata później stał już na podium w Hali Mirowskiej podczas pamiętnych mistrzostw Europy w 1953 roku rozgrywanych w Warszawie. To był pierwszy z pięciu medali, które wywalczył na mistrzostwach Starego Kontynentu. Pozostałe były złote.

Ma też trzy medale olimpijskie, dwa brązowe, z Melbourne (1956) i Tokio (1964), oraz  srebrny z Rzymu (1960). Cassius Clay, później Muhammad Ali  wielokrotnie podkreślał, że walka z Pietrzykowskim była najtrudniejszą w jego amatorskiej karierze. Była też ostatnią, bo po finałowym zwycięstwie podpisał zawodowy kontrakt i został najsłynniejszym mistrzem w historii tego sportu.

Pietrzykowski wierzył, że w Tokio zdobędzie wreszcie złoto. Był przecież w znakomitej formie. Rok wcześniej rozbił w finale ME w Moskwie (1963) znakomitego pięściarza ze Związku Radzieckiego Dana Poźniaka, więc w półfinale olimpijskiego turnieju, w starciu z innym reprezentantem ZSRR, Aleksiejem Kisielowem wydawał się być zdecydowanym faworytem. Niestety to nie był jego dzień, przegrał na punkty i wrócił z Japonii z kolejnym, olimpijskim brązem.

Wtedy właśnie postanowił zakończyć międzynarodową karierę. Na polskich ringach walczył jeszcze trzy lata, ale na start w kolejnych igrzyskach, w Meksyku (1968) już się nie zdecydował.

- Bałem się porażki i swoich nerwów. Nie byłem już tak pewny swego jak kiedyś, wolałem więc nie ryzykować.

Niebiańska drużyna

Jego bilans, 351 zwycięstw i tylko 14 porażek jest niesamowity, biorąc pod uwagę fakt z kim walczył. W Polsce nie przegrał od 1953 roku do 1967, gdy zakończył karierę i został trenerem. Wygrał wszystkie 136 ligowe walki, z 44 występów w meczach międzypaństwowych tylko dwa zakończyły się jego porażką.

Feliks Stamm, najsłynniejszy trener w historii polskiego boksu zmarł w 1976 roku. Ma już tam w niebie bardzo mocną drużynę: są z nim przecież już Zygmunt Chychła, pierwszy powojenny polski mistrz olimpijski, jest Aleksy Antkiewicz, który w Londynie (1948) wywalczył pierwszy medal (brązowy) igrzysk dla Polski, jest Leszek Drogosz, Kazimierz Paździor, Tadeusz Walasek i dwukrotny złoty medalista olimpijski Jerzy Kulej. Teraz dołączył Zbigniew Pietrzykowski, kto wie czy nie największy z nich wszystkich.
Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze