Lech gromi Ruch. Wicemistrzostwo zostaje w Poznaniu!

Piłka nożna
Lech gromi Ruch. Wicemistrzostwo zostaje w Poznaniu!
Gergo Lovrencsics (przy piłce) jest wiodącą postacią wicemistrza Polski - Lecha Poznań/fot. PAP

Lech Poznań dzięki wygranej z Ruchem Chorzów 4:0 w przedostatniej kolejce T-mobile Ekstraklasy zapewnił sobie tytuł wicemistrza Polski i uniknął nerwowej końcówki sezonu. Chorzowianie nie mogą być pewni miejsca na podium do ostatniej kolejki, ponieważ Górnik Zabrze pokonał na wyjeździe bydgoskiego Zawiszę 1:0.

Na Stadionie Miejskim w Poznaniu od początku stroną dominującą byli gospodarze, ale pierwszą naprawdę groźną sytuację stworzyli przyjezdni. Chorzowianie po wzorowo przeprowadzonej kontrze byli o krok od objęcia prowadzenia. Fantastyczne uderzenie z dystansu Bartłomieja Babiarza zatrzymało się dopiero na słupku. Po tym sygnale ostrzegawczym ponownie ekipa Mariusza Rumaka zaczęła dyktować warunki gry. W przeciągu niespełna trzech minut „Kolejorz” wyszedł na dwubramkowe prowadzenie za sprawą trafień Szymona Pawłowskiego i Kaspera Hamalainena. Sprawa wicemistrzostwa rozstrzygnęła się już w pierwszych 45 minutach.

Po przerwie "Poznańska Lokomotywa" nie zwalniała tempa. Gospodarze robili wszystko, aby zdobyć trzeciego gola. Blisko wpisania się po raz drugi na listę strzelców był Szymon Pawłowski. Jednak strzał głową pomocnika poznaniaków obronił Krzysztof Kamiński, który często tego wieczora był wystawiany na ciężką próbę. Kolejne gole dla zespołu ze stolicy Wielkopolski wysiały w powietrzu. I tak się stało! Na 3:0 podwyższył Łukasz Teodorczyk, który wykorzystał precyzyjne dogranie Macieja Kamińskiego. Dla napastnika "Kolejorza" był to 20. gol w tym sezonie ligowym. Blisko 23-letni snajper dzielnie dotrzymuje kroku Marcinowi Robakowi, do którego braku mu dwóch trafień. Dzieła zniszczenia dokonał rezerwowy Daylon Claasen. Lech na kolejkę przed końcem zapewnił sobie tytuł wicemistrza kraju w bardzo efektowny sposób.


Pożegnanie Manuela Arboledy i Dmitrij Injaca/fot. PAP

Po meczu Lech - Ruch powiedzieli:

Mariusz Rumak (trener Lecha): "Dwie bramki do przerwy, dwie bramki po przerwie - tak można by skomentować to spotkanie. Ale tak naprawdę Ruch okazał się wymagającym przeciwnikiem, też stworzył sobie sytuacje, ale ich nie wykorzystał. Nam w pierwszej połowie brakowało czasami dokładnego ostatniego podania. Potem pojawił się już ten pewien automatyzm, akcje nabierały właściwego rytmu i w naszych poczynaniach wyglądało to całkiem nieźle. Mamy wicemistrzostwo i jestem szczęśliwy, że tak się skończyło. Dziękuję kibicom przede wszystkim za cały sezon. Były czasami trudne chwile, smutne mecze, ale też i radosne momenty. Kibice nas do końca wspomagali, a to w końcu dla nich gramy".

Jan Kocian (trener Ruchu): "Tak jak gratulowałem niedawno Legii mistrzostwa kraju, tak dziś mogę pogratulować Lechowi tytułu wicemistrza. My natomiast musimy za kilka dni zagrać z Pogonią Szczecin zdecydowanie lepiej. Tak, abyśmy mogli cieszyć się z zajęcia trzeciego miejsca. Mieliśmy kłopoty z defensywą i popełniliśmy dużo błędów. Szczególnie na prawej obronie dało się odczuć brak Marka Szyndrowskiego. A po akcjach z tej strony boiska Lech strzelił trzy gole. O naszej porażce zadecydowały szybko stracone dwie bramki w pierwszej połowie. Niestety, nie wszyscy moi zawodnicy potwierdzili formę, jaką prezentowali wcześniej.

Wasiluk i Visnakovs dali chwile radości


W deszczowej Łodzi po półgodzinie gry Marek Wasiluk kapitalnym uderzeniem z rzutu wolnego nie dał najmniejszych szans na skuteczna interwencję Dariuszowi Treli. Futbolówka po strzale obrońcy gospodarzy z około 25 metrów wpadła w samo okienko bramki gliwiczan. Tuż po rozpoczęciu drugiej odsłony goście byli bliscy wyrównania, ale uderzenie Łukasza Hanzela zatrzymało się na poprzeczce. W 69. minucie Eduards Visnakovs nie zmarnował dogodnej okazji i mocnym strzałem podwyższył wynik meczu. Radości ze zwycięstwa nie zmąciło trafienie honorowe Wojciech Kędziory.

Po meczu Widzew - Piast powiedzieli:

Angel Perez Garcia (trener Piasta): „Było to trudne spotkanie na trudnym terenie. Na początku mieliśmy problemy z dostosowaniem się do warunków na boisku. W pierwszej połowie straciliśmy gola po rzucie wolnym, którego, moim zdaniem, nie powinno być. Futbol to gra kontaktowa, a w tej sytuacji tego kontaktu prawie nie było. W drugiej połowie próbowaliśmy atakować i stworzyliśmy kilka dobrych sytuacji, m.in. dwie miał Horvath, a jedną Jurado. Zamiast jednak strzelić - straciliśmy gola. Później walczyliśmy o bramkę kontaktową. Zdobyliśmy ją i mieliśmy jeszcze szansę na kolejną, ale nasz wysiłek nie został nagrodzony. Dlatego przegraliśmy mecz, w którym remis byłby sprawiedliwszy”.

Artur Skowronek (trener Widzewa): „Przebieg meczu każdy z nas dzisiaj widział i wyciągnął wnioski dla siebie. Ja chciałbym się skupić na innych rzeczach, na tym, że przynajmniej na rok było to nasze ostatnie spotkanie w ekstraklasie przed własną publicznością. W dzisiejszym meczu też było widać, że w pewnych momentach zabrakło nam dobrych wyborów. Było jednak widać, że ci chłopcy naprawdę chcieli uratować trochę honoru i kibice to docenili. Chciałbym podziękować za to wsparcie. Daliśmy na swoim boisku małą satysfakcję w postaci tego, że nie przegrywaliśmy. Dobiły nas mecze na wyjazdach. Teraz musimy poczekać na lepsze czasy na tym poziomie”.

Trafiali tylko Bośniacy. Trzy karne w Gdańsku!

W 19. minucie meczu Lechia - Wisła na prowadzenie wyszli podopieczni Franciszka Smudy. Dobrym podaniem w pole karne wykazał się Emmanuel Sarki, a do futbolówki dopadł Semir Stilić, który ośmieszył Pawła Dawidowicza i ze stoickim spokojem, mocnym strzałem wpakował piłkę do bramki bezradnego Mateusza Bąka. Po stracie bramki Lechia rzuciła się do ataku, ale gdańszczanie nie potrafili swoich ataków zwieńczyć golem. Do przerwy wynik się nie zmienił mimo licznych okazji ze strony podopiecznych Ricardo Moniza. W doliczonym czasie gry Zaur Sadajew popisał się arcygroźnym uderzeniem z rzutu wolnego, ale Michał Miśkiewicz wykazał się czujnością i refleksem. „Biała Gwiazda” do przerwy oddała jeden celny strzał…

W drugich 45. minutach sędzia podyktował dwa rzuty karne. Najpierw Fabian Burdenski dopuścił się przewinienia w polu karnym na Zaurze Sadajewie. Jedenastkę na gola wyrównującego zamienił Stojan Vranjes. Bośniak pewnym uderzenie ze stałego fragmentu dał sygnał do ataku. Dziesięć minut przed końcem arbiter wskazał po raz drugi "na wapno" za zagranie piłki ręka jednak tym razem w druga stronę. Gola dającego prowadzenie strzelił były gracz Lecha Poznań - Semir Stilić. Nie oznaczało to końca emocji na PGE Arenie. Michał Czekaj w doliczonym czasie gry niefortunnie został trafiony przez Patryka Tuszyńskiego piłką w rękę, a sędzia Marciniak niesłusznie podyktował trzeci w tym meczu rzut karny. Problemów z jego wykorzystanie ponownie nie miał Stojan Vranjes, który ostatecznie ustalił końcowym wynik meczu. Rezultat 2:2 sprawił, że Lechia i Wisła definitywnie straciły szansę na zajęcie miejsca na podium.

Po meczu Lechia - Wisła powiedzieli:

Franciszek Smuda (trener Wisły): „Przed pierwszym gwizdkiem każdy twierdził, że Lechia jest faworytem tego spotkania. Wiele osób zapewne zastanawiało się również, ile bramek dostanie Wisła przy tak okrojonym składzie. Okazuje się jednak, że mając nawet tak nieliczną kadrę można z powodzeniem grać w ekstraklasie, aczkolwiek może nie o najwyższe cele. Moi zawodnicy w tym meczu dali z siebie wszystko i nieźle realizowali założenia taktyczne, jakie im nakreśliliśmy. Cieszę się, że w tym zestawieniu wywalczyliśmy remis, a niewiele brakowało, abyśmy przywieźli do Krakowa trzy punkty. Dziękuję swoim piłkarzom za koncentrację i walkę do końca. Mam nadzieję, że w podobnym stylu i z równym zaangażowaniem zagramy w ostatnim ligowym spotkaniu u siebie z Zawiszą Bydgoszcz”.

Ricardo Moniz (trener Lechii): „Jestem bardzo rozczarowany tym wynikiem. Walczyliśmy o europejskie puchary i po tym meczu wiemy, że nie udało nam się do nich awansować. Pierwsza połowa nie była w naszym wykonaniu zbyt dobra. Nie potrafiliśmy zagrać tak jak z Lechem Poznań, ale ostatni tydzień był dość wyczerpujący i zabrakło czasu na regenerację.

- W drugiej połowie spisywaliśmy się zdecydowanie lepiej i zrobiliśmy co w naszej mocy, aby odnieść zwycięstwo. Pierwszego gola straciliśmy po błędzie Dawidowicza i po tej sytuacji rywale cofnęli się oraz bronili nawet dziewięcioma zawodnikami. Ciężko było przebić się przez ten mur, a w końcówce bramkę Wisły atakował nawet nasz golkiper. Uważam również, że rzut karny dla rywali nie był sprawiedliwy, bo na europejskich boiskach nie odgwizduje się takich zagrań. Generalnie po tym meczu jestem dumny z postawy swoich zawodników. Dziękuję także kibicom, którzy do końca nas wspierali.
    
W Bydgoszczy przesądził samobój

Pierwsza połowa spotkania w Bydgoszczy była pokazem nieporadności i nieskuteczności z obydwu stron. Najlepiej ilustruje to pudło, które zaliczył na początku meczu żegnający się z zabrzańskim Górnikiem - Prejuce Nakoulma. W 36. minucie goście z Zabrza jednak dopięli swego i wyszli na prowadzenie, a gola samobójczego w kuriozalnych okolicznościach zanotował Łukasz Nawotczyński. Druga część spotkania była bliźniaczo podobna do tego co działo się przed przerwą. Bliski wyrównania był Piotr Petasz, ale futbolówka po jego strzale trafiła w słupek. Zwycięstwo podtrzymało szansę zabrzan na zajęcia miejsca na podium. Drużyna prowadzona przez Roberta Warzychę traci do chorzowskiego Ruchu na kolejkę przed końcem dwa punkty.

Po meczu Zawisza - Górnik powiedzieli:

Ryszard Tarasiewicz (trener Zawiszy Bydgoszcz): "Na pewno liczyliśmy na zwycięstwo w tym ostatnim meczu na własnym stadionie, a na pewno na jakąś zdobycz punktową. Obiektywnie oceniając, na pewno nie zasłużyliśmy dziś na porażkę. Stworzyliśmy sobie dużo sytuacji, próbowaliśmy grać i środkiem, i bokami z obu stron, dyktowaliśmy warunki gry, mieliśmy dużo sytuacji do strzelenia choć jednej bramki, tej wyrównującej. Z tego co wiem, wyrównujący gol w ostatnich sekundach padł prawidłowo. Szkoda, że moi zawodnicy za dobrą postawę na boisku nie zostali nagrodzeni choć tym jednym punktem, bo na to zasłużyli.

- Sezon skończy się dla na dopiero po meczu z Wisłą w Krakowie. Na pewno pojedziemy tam, tak jak miało to miejsce we wcześniejszych meczach, zagrać dobre spotkanie, stwarzać sobie sytuacje. Kwestia tylko tego, czy je wykorzystamy. Jestem jednak przekonany, że chłopcy rozegrają go tak, jak wcześniejsze mecze, dając z siebie wszystko i na pewno nie będą mieli wyrzutów sumienia, że nie zrobili czegoś, co mogłoby nam dać jeden lub trzy punkty".

Józef Dankowski (trener Górnika Zabrze): "Cieszy nas kolejne zwycięstwo. Górnik dość długo nie wygrywał, a teraz odnieśliśmy drugi z rzędu sukces na wyjeździe. Zrobiliśmy to w niezłym stylu, myślę tu o konsekwencji, z niezłą organizacją gry. Jeśli spojrzeć na skład, trochę inny, czyli kilka, a dokładnie osiem zmian w stosunku do meczu z Wisłą, dzisiejszy wynik cieszy. Ci zawodnicy, którzy dziś zagrali, pokazali, że to co robimy wspólnie daje jakieś efekty".

Indywidualista Kucharczyk niczym Robben

Pierwsza część meczu w Szczecinie stała pod znakiem wybornych interwencji bramkarzy obu ekip. Zarówno Radosław Janukiewicz jak i młody golkiper mistrzów Polski – Konrad Jałocha byli najjaśniejszymi punktami swoich drużyn. Jałocha zatrzymał uderzenia najlepszego strzelca T-mobile Ekstraklasy Robaka, a w końcówce skutecznie interweniował po strzale Kun. Z kolei doświadczony bramkarz „Portowców” nie dał się pokonać m.in. Brazylijczykowi Augusto.

Gra w drugiej odsłonie toczyła się głównie w środkowej strefie boiska i nic nie wskazywało na to, że któraś z drużyn przeciągnie szale zwycięstwa na swoją korzyść. Jednak od czego Legia ma Michała Kucharczyka. Ofensywny gracz "Wojskowych" w 73. minucie przeprowadził samotny rajd, który zakończył golem na wagę zwycięstwa. Bramkarz szczecinian był bez szans przy piekielnie mocnym strzale Kucharczyka, który niczym Arjen Robben przełamał defensywę drużyny prowadzonej przez Dariusza Wdowczyka.

Po meczu Pogoń - Legia powiedzieli:

Henning Berg (trener Legii): "Jestem szczęśliwy, że wygraliśmy ten mecz. Obawiałem się jego, po tym jak w sobotę zapewniliśmy sobie tytuł mistrza. Mimo że wystąpiliśmy w nieco zmienionym składzie, chcieliśmy ten pojedynek wygrać. Mówiłem zawodnikom, że jeszcze sezon się nie skończył i sukces celebrować będziemy dopiero w niedzielę. Poradziliśmy sobie, ale łatwo nie było".

Dariusz Wdowczyk (trener Pogoni): "Jestem zadowolony ze swoich zawodników. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Mieliśmy swoje sytuacje. Nie wykorzystaliśmy ich. Mimo że Legia walczyła w składzie eksperymentalnym, w którym pewnie nigdy więcej nie zagra, to nadal są to klasowi zawodnicy. Wielu trenerów chciałoby mieć takich w składzie. Nie udało nam się wygrać, ale myślę, że po tym co zrobiliśmy w tym sezonie, w następnym będziemy mocniejsi piłkarsko i mentalnie.

Wyniki spotkań 36. kolejki T-mobile Ekstraklasy:

LECHIA GDAŃSK - WISŁA KRAKÓW 2:2 (0:1)

Bramki: Stilic (19') - Vranjes (66'), Stilic (81'), Vranjes (90').
Żółte kartki: Sadajew, Lekovic, Janicki, Stolarski - Uryga, Burdenski, Brożek,Guerrier.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock). Widzów 12 433.

ZAWISZA BYDGOSZCZ - GÓRNIK ZABRZE 0:1 (0:1)
Bramka: Nawotczyński (36')
Żółte kartki: Carlos - Nakoulma.
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków). Widzów 1 500.

LECH POZNAŃ - RUCH CHORZÓW 4:0 (2:0)
Bramki: Pawłowski (36'), Hamalainen (38'), 3:0 Teodorczyk (68'), Claasen (78')
Żółte kartki: Lovrencsics, Injac.
Sędzia: Minoru Tojo (Japonia). Widzów 14 053.

POGOŃ SZCZECIN - LEGIA WARSZAWA 0:1 (0:0)
Bramka: Michał Kucharczyk (73')
Żółte kartki: Dąbrowski - Łukasik, Kucharczyk.
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 11 248.

WIDZEW ŁÓDŹ - PIAST GLIWICE 2:1 (1:0)
Bramki: Marek Wasiluk (30'), Eduards Visniakovs (70') - Wojciech Kędziora (83')
Żółte kartki: Augustyniak - Embuena, Król, Matras.
Sędzia: Paweł Gil (Lublin). Widzów 3 200
Adrian Janiuk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze