Od fabryki buraków do spełnienia marzeń. Na karierę nigdy nie jest za późno

Piłka nożna
Od fabryki buraków do spełnienia marzeń. Na karierę nigdy nie jest za późno
Rickie Lambert - dowód na to, że marzenia się spełniają / fot. lfc

W 2000 roku Rickie Lambert został zwolniony z Blackpool. Był już pełnoletni, nie miał propozycji z innych klubów, a przecież musiał mieć jakieś pieniądze. Zatrudnił się więc w fabryce, gdzie pakował buraki cukrowe. Jednak nie chciał tak żyć. Nigdy nie porzucił marzeń o piłce. I małymi krokami starał się spełniać swoje marzenia.

Kiedy 14 sierpnia 2013 roku w 67.minucie, przy owacji 80.tysięcy kibiców na Wembley, Rickie Lambert zmieniał Wayne’a Rooneya w towarzyskim spotkaniu ze Szkocją, wielu fanom zaczęło mocniej bić serce. Anglicy długo domagali się powołania napastnika Southampton i w końcu mogli go zobaczyć na szczeblu reprezentacyjnym.

Po 180 sekundach piłkę w narożniku ustawił Leighton Baines – dośrodkował w pole karne, a tam urwał się Lambert. Chwila nieuwagi Szkotów i gol. Pierwszy kontakt z piłką w debiucie w wieku 31.lat! To był jego moment.

Zderzenie z rzeczywistością

Jednak nie zawsze było tak pięknie i kolorowo. Lambert urodził się 8.sierpnia 1982 roku, w jednej z dzielnic Liverpoolu - Fazakerley. Od dziecka był kibicem „The Reds” i zawsze marzył o tym, że kiedyś zagra w swoim ukochanym zespole Długo wydawało się to abstrakcją. Kiedy miał 15 lat, to klub - z bólem serca - musiał się z nim pożegnać.

Lipiec 2000 roku. Napastnik miał za sobą niezły sezon. Udało mu się zadebiutować w pierwszej drużynie Blackpool. Kolejny sezon miał być przełomowy. Jednak wtedy nastąpiło zderzenie ze ścianą. Zamiast regularnie występować i mieć stabilizację (głównie finansową), musiał walczyć o swoją przyszłość w rezerwach. Okazało się, że wytrzymał jeszcze pięć miesięcy.


Postawa wojownika - kto jak kto, ale on może godzinami opowiadać o walce / fot. express.co.uk

W czasie, gdy Lambert próbował udowodnić swoją przydatność w rezerwach, nie miał stałego kontraktu. Posiadał jedynie miesięczny, który był przedłużany na koniec kolejnego miesiąca. W listopadzie 2000 roku wezwał go trener pierwszej drużyny - Steve McMahon. Piłkarz spodziewał się tego, co może nastąpić. W końcu nie zdołał wywalczyć sobie miejsca nawet w drugiej drużynie. Rozmowa przebiegła szybko i mimo że Lambert nie chciał opuszczać Blackpool, to nie miał wyjścia. McMahon powiedział wprost: - Nie jest tak, jak być powinno. Pozwolę Ci odejść z końcem listopada.

Sposób na życie? Fabryka buraków

Nad piłkarzem zebrały się czarne chmury. Czy tego chciał, czy nie, to w grudniu nie otrzymał propozycji przedłużenia kontraktu. Miał prawie 19 lat i poważną decyzję przed sobą. Jego kariera piłkarska wisiała na włosku. Jednak on, wielki wielbiciel futbolu, nie poddał się tak łatwo. Przykre doświadczenie go nie złamało. To go tylko wzmocniło.

Tak więc przeniósł się do Macclesfield. Był tam na testach, by podtrzymać sprawność fizyczną. Jednak nie tylko dlatego. By zdobyć pieniądze zdecydował się na pracę w… fabryce buraków cukrowych! - To była jedyna praca, którą mogłem dostać. Pakowałem buraki do słoika i je zamykałem. Zarabiałem 20 funtów dziennie. Byłem tam rano, a wieczorem pędziłem na trening. To mi dużo dało. Zrozumiałem, że jeśli nie dasz z siebie wszystkiego, to możesz pożegnać się z marzeniami - wspomina Lambert.

Determinacja została nagrodzona. Kontrakt dostał, później przeniósł się do Stockport, z którego trafił do Rochdale. Tam los zetknął go z Grantem Holtem – piłkarzem, który przeszedł podobną drogę. Także musiał dorabiać w fabryce. Obaj zawodnicy szybko złapali wspólny język.

Różne charaktery, jedna droga do chwały

Na początku Lambert był traktowany jako pomocnik, jako ktoś, kto ma dostarczać piłki do Holta. Później obaj stali się tymi najbardziej wysuniętymi graczami i stworzyli zabójczy duet. Rickie był bardziej wyciszony, z kolei Grant bardziej towarzyski. Poza boiskiem zupełnie inni, lecz na murawie potrafili się dogadać. - To było niezwykłe, że nasze ścieżki piłkarskie były tak podobne - wspomina nasz bohater.

Łączy ich także marzenie. Obaj chcieli zagrać w reprezentacji. Jak pokazał czas udało się tylko jednemu. Holt nie był zazdrosny. - Życzę mu jak najlepiej - mówił po debiucie kolegi. Po sezonie 2005/2006, kiedy Lambert został królem strzelców, ich drogi się rozeszły. Nasz bohater trafił Bristol Rovers. Żeby dodać dramaturgii, to przeniósł się tam w ostatnim dniu okienka transferowego.


Lambert i Holt podczas gry w Rochdale / fot. saints.co.uk

Tam robił swoje. Zdobywał bramki jak na zawołanie. W swoim ostatnim sezonie w klubie ustrzelił ich aż 29! Był to najlepsze wynik we wszystkich klasach rozgrywkowych w Anglii. Ten wyczyn powtórzył w kolejnym sezonie. Na listę strzelców wpisał się nawet o dwa razy więcej. Jednak to był już inny klub, inne realia. Miał 27 lat, jednak dopiero wchodziła w okres największej chwały.

Człowiek, który zmienił styl życia

Trafił do Southampton. Do trenera Alana Pardew, który - jak mówi Lambert - zmienił go jako piłkarza. Zaczęło się od krytyki, że snajper o siebie nie dba. Te słowa mocno zapadły w pamięć napastnikowi. - Miałem nadwagę, nie byłem na tyle sprawny, na ile powinienem być. Mam wielki dług u trenerów przygotowania fizycznego Southampton. Oni zmienili moją psychikę – mówił.

31 goli nie pomogło jednak „Świętym” na awans z League One. Dopiero kolejne rozgrywki, w których napastnik zdobył 21 bramek dało awans drużynie do Championship. Stamtąd czuć już było zapach Premier League. Mimo to nikt nie brał na poważnie tego, że „Świętych” stać na awans.

Czymże byłaby jednak historia Rickiego Lamberta bez kolejnych niespodzianek? Snajper powtórzył swój najlepszy rezultat, czyli 31 bramek. Jego drużyna w cuglach awansowała do Premier League. Olbrzymi przeskok. Walka o marzenia się udała. W najwyższej klasie rozgrywkowej miało być inaczej. Nic z tych rzeczy. Wraz z Frankiem Lampardem został najskuteczniejszym Anglikiem w rozgrywkach.

Po zdobyciu debiutanckiej bramki w reprezentacji Anglii. Cóż to musiało być za uczucie! / thefa

Powrót skromnego bohatera

W kolejnej kampanii do klubu za rekordową sumę przybył Pablo Osvaldo. I co? Na początku dostał kredyt zaufania, ale z czasem przegrywał rywalizację z doświadczonym symbolem Southampton. Z talizmanem - jak określił go kapitan "Świętych" Adam Lallana. Z człowiekiem z klasą. Tuż po potwierdzeniu transferu do "The Reds", ukazał się wzruszający list Lamberta do kibiców Southampton. - Kiedy dorastałem, miałem jeden klub, który kochałem. Teraz mogę szczerze powiedzieć, że w moim sercu znajdzie się miejsce dla dwóch zespołów - napisał.

Angielski Grzegorz Piechna - to jest chyba najtrafniejsze określenie piłkarza. Na pierwszy rzut oka piłkarz wolny, niepasujący do koncepcji ofensywnie i szybko grającego Liverpoolu, przekonał jednak działaczy z Melwood. Wielu kibiców Liverpoolu porównuje go do Andy'ego Carrolla, lecz jest to krzywdzące dla Lamberta. Owszem, mają podobne atuty, lecz nowy snajper "The Reds" ma coś jeszcze. Mianowicie, inteligencję.

Jego opowieść powinna być przykładem dla wszystkich. Walka z rzeczywistością, która bywała brutalna, ostatecznie została przez niego wygrana. Lambert jedzie na mundial, a także wraca do Liverpoolu, czyli tam, gdzie zawsze chciał trafić. Wraca tam nie tylko jako bohater, jako król strzelców na trzech poziomach rozgrywkowych, jako bezwzględny wykonawca rzutów karnych (z jedenastu metrów nie pomylił się od 2009 roku, skuteczność: 34/34) i rzutów wolnych.. Przede wszystkim jako chłopak, który spełnił marzenia. Wraca tam, gdzie chciał. Do domu.
Jakub Baranowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze