1000 stopni Celsjusza, czyli hamowanie w F1

Moto
1000 stopni Celsjusza, czyli hamowanie w F1
Rozgrzane do czerwoności tarcze hamulcowe to codzienność w F1 / fot.PAP

Od trzystu kilometrów na godzinę do zera w trzy sekundy! Układy hamulcowe w bolidach Formuły 1 to prawdziwe dzieła sztuki, ale od sezonu 2014 jest to już sztuka nowoczesna.

W najbliższy weekend na klasycznym torze imienia Gilles’a Villeneuve’a odbędzie wyścig o Grand Prix Kanady. Obiekt ten słynie między innymi z zakrętu numer trzynaście. Kierowcy dojeżdżają do niego pędząc ponad trzysta dwadzieścia kilometrów na godzinę, ale w zaledwie półtorej sekundy, na odcinku niespełna stu metrów, zwalniają o blisko dwieście kilometrów na godzinę. Dla porównania dodajmy, że większość cywilnych aut do zatrzymania się z prędkości 100 km/h potrzebuje trzydziestu kilku metrów. Nic dziwnego, że Nico Rosberg tak opisuje swój „pierwszy raz” za kierownicą bolidu F1:

„Miałem wtedy siedemnaście lat. Nigdy nie zapomnę pierwszego hamowania. Wcisnąłem pedał, a przeciążenie było tak ogromne, że głowa poleciała mi między nogi i nie widziałem dokąd jadę”.

Takie doznania są możliwe między innymi dzięki ultranowoczesnym, karbonowym tarczom hamulcowym. Każda waży półtora kilograma, a ich optymalna temperatura pracy wynosi trzysta stopni Celsjusza. Jednak materiał rodem z kosmosu potrafi wytrzymać ponad trzy razy tyle, dlatego widok palących się żywym ogniem tarcz hamulcowych to wcale nie taki rzadki obrazek podczas treningów, kwalifikacji czy wyścigów.

Elektronika w służbie ekologii

O ile silniki i skrzynie biegów w Formule 1 od dawna sterowane są elektronicznie, o tyle hamulce długo broniły się przed komputerami. Nawet powszechny w autach drogowych system antypoślizgowy ABS jest tu zabroniony, ale w 2014 roku wiele się zmieniło. Specjalne układy elektroniczne w obecnych bolidach, odzyskują energię cieplną i kinetyczną – pochodzące między innymi z hamowania. Ekolodzy są zachwyceni, bo dodatkowa moc stu sześćdziesięciu koni mechanicznych powstaje bez spalania paliwa. Ale okiełznanie takiego momentu obrotowego to nie lada wyzwanie, co doskonale było widać na treningach przed pierwszym tegorocznym wyścigiem w Australii.

Dużo elektroniki = dużo pracy


Kierowcom z pomocą przyszedł więc układ sterujący tylnymi hamulcami o angielskiej nazwie Brake-By-Wire. Podobnie jak stosowany choćby w F16 Fly-By-Wire, system ten zastępuje mechanikę, elektroniką. W myśliwcu ruchy pilota, najpierw trafiają do komputera, a dopiero później na stery.

Dzięki Brake-By-Wire kierowca radzi sobie z dodatkową mocą bolidu, ale pedał hamulca nie jest bezpośrednio połączony z kołami. Komputer dostosowuje ciężar nacisku na hamulec do siły hamowania. Opór pod nogą kierowcy wywołany jest sztucznie, dzięki temu naciskanie na pedał nie przypomina beznamiętnego kliknięcia komputerową myszką.

Sęk w tym, że każdy kierowca ma swój styl jazdy. Ponadto bolid bolidowi nie równy i sztuką samą w sobie jest dopasowanie preferencji kierowcy do możliwości pojazdu. Na każdym torze trzeba to robić od nowa i między innymi temu służą treningi. W Kanadzie pierwszy z nich odbędzie się już w piątek. Transmisja o 16:00 w Polsacie Sport Extra.
Tomasz Ołdak, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze